Jonathan Haidt publicznie wyrażał swoje zadowolenie, kiedy
Barack Obama wygrał nominację Demokratów w wyścigu prezydenckim w USA w 2008
roku. Po kandydatach o wyglądzie do wewnątrz, wybranych w poprzednich
wyścigach, w drodze do Białego Domu pojawił się człowiek, który mógł przemówić
do centrum i zabić kilka świętych krów. Ale w miarę upływu czasu Haidt zaczął
się martwić, że kandydat jego partii znowu rozmawia tylko ze swoimi
zwolennikami.
Jako psycholog społeczny napisał zatem esej o tym, dlaczego
ludzie głosują na republikanów. Esej wyewoluował i tym sposobem powstał Prawy
umysł (The Righteous Mind), który wywołał poruszenie zarówno w Waszyngtonie,
jak i Westminster.
Haidt przygląda się powszechnym sposobom, w jakie
psychologowie tłumaczyli dotychczas konserwatyzm – upatrywali jego przyczyn w
surowości rodziców lub bezwzględnym strachu przed zmianą. Autor doszedł natomiast
do skrajnie odmiennego wniosku: konserwatyści nie są ofiarami złego dzieciństwa,
ani nie posiadają szczególnych cech osobowości. Równie szczerze jak liberałowie
pragną tego, co najlepsze dla społeczeństwa.
Brzmi zaskakująco, ale wielu przedstawicieli lewicy jest
nieskończenie zdumionych tym, że wyborcy z klasy robotniczej wydają się działać
wbrew własnym interesom, wspierając konserwatywnych polityków, w tym znienawidzonych
promotorów wielkiego biznesu i obniżek podatków dla bogatych. Zakładają, że
tacy wyborcy są głupi, albo dają się oszukiwać.
Jednak prawdziwym problemem lewicy, według Haidta, jest to,
że nie rozumie ona motywacji prawicy. Opierając się na wszystkim, od reklamy po
antropologię, dowodzi, że liberałami kieruje moralność opartą na współczuciu,
pragnieniu walki z uciskiem i do pewnego stopnia uczciwości. Konserwatyści mają
szerszy zestaw „drogowskazów moralnych”, obejmujących m.in. lojalność, szacunek
dla autorytetów i świętości.
Lewica usiłuje walczyć o przejęcie pojęcia patriotyzmu (nowego
jego rozumienia) i negację religii, postrzegając tradycyjne instytucje i
hierarchie jako przeszkody w walce o wolność i równość. Haidt wskazuje, że
zachodni postępowcy poszukujący świeckiego, racjonalnego społeczeństwa nie
podążają za ogromną większością ludzi na planecie. Pokazuje, że liberalne
wartości mogą być postrzegane jako „dziwne”, a tym samym popierane są głównie przez
ludzi Zachodu (bogatej Północy?), wykształconych, uprzemysłowionych, bogatych i
demokratycznych państw. Opiera się na badaniach, aby pokazać, jak dziwni i
nie-dziwni ludzie inaczej myślą i inaczej widzą świat, podczas gdy liberałowie kładą
nacisk na indywidualizm.
W istocie jednak Prawy umysł to staromodny, liberalny apel o
tolerancję. Haidt chętnie przyznaje, że postanowił wykorzystać psychologię
moralną, aby pomóc „partyzantom politycznym” zrozumieć i szanować się nawzajem.
Podejmuje próbę walki z polaryzacją w czasie, gdy polityka schodzi w
dysfunkcjonalny trybalizm, proces przyspieszony przez technologię i zmieniające
się wzorce mieszkaniowe. Wystarczy jeden rzut oka na sklep spożywczy, aby
określić dominującą politykę danego miasta w Stanach Zjednoczonych: jeśli oferuje
on przegląd produktów z całego świata, w dziewięciu na dziesięć przypadkach
trafiłeś do ostoi Demokratów.
To, co sprawia, że książka jest tak fascynująca, to płynne
połączenie erudycji i rozrywki oraz oczywista przyjemność Autora w podważaniu
konwencjonalnej mądrości. W jednej chwili korzysta z eksperymentów
psychologicznych, by bronić Glaucona, cynika z Republiki Platona, który
argumentował, że ludzie zachowują się dobrze tylko dlatego, że bali się, że
zostaną złapani. Zaraz potem przywołuje szkockiego filozofa Davida Hume'a, by
rzucił wyzwanie naszym „racjonalistycznym złudzeniom”. Zadaje serię dziwnych
pytań - czy źle jest zjeść psa, którego przypadkowo przejechałeś? albo odbyć
stosunek seksualny z martwym kurczakiem? Prowokując w ten sposób udowodnia, jak
ludzie polegają na intuicji poszukując odpowiedzi, a następnie przedstawiają pozornie
racjonalne argumenty, aby je uzasadnić. Rozum, konkluduje Haidt, jest jak rzecznik
prasowy rządu, który ma bronić twoich decyzji: „Każdy, kto ceni prawdę,
powinien przestać wielbić rozum”. Zaskakujące są wnioski z badań na gruncie
ewolucji moralności: nasza zdolność odróżniania dobra od zła w dużej mierze zakodowana
jest w mózgach od urodzenia, sprawiając, że spaja społeczeństwo, ale zaślepia
nas na różne (odmienne od naszej) konfiguracje moralności. Jesteśmy zarówno
samolubni, jak i zdolni do altruizmu (jak to ujął Autor: dziewięć części
szympansa na jedną część pszczoły). Ale nie jesteśmy stworzeniami z gruntu
samolubnymi, pomimo tego, co wmawiano nam przez ostatnie pół wieku rozwoju
psychologii. Musimy tylko „zachęcić pszczołę do lotu i trochę ciężej pracować
nad budowaniem wzajemnego zaufania”, poszukiwać podobieństwa a nie różnic.
"To emocjonalny pies macha racjonalnym ogonem, a nie odwrotnie" – takim mniej więcej stwierdzeniem Jonathan Haidt streszcza własny, kilkusetstronicowy wywód. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że moralność − jako sfera życia i
punkt wyjścia do podejmowania wielu decyzji − była przez lata pomijana w
naukowej psychologii. Lekceważenie zagadnień łączących się z moralnością może wiązać się
z generalną filozofią funkcjonowania współczesnego świata –
ponowoczesnością – w której przytłaczającą ilość aspektów naszego życia
uważa się za „płynne”, niezdefiniowane i podatne na zmiany. Nie ma
obiektywnej prawdy, Boga czy sprawiedliwości. Coraz popularniejsze staje
się patrzenie na moralność jako przeżytek dawnych czasów. Czy jednakże
takie zaprzeczanie moralności i jej aksjomatom samo w sobie nie jest
badawczo ciekawym przypadkiem z zakresu psychologii, socjologii i wreszcie ewolucji
moralności?
Pamięć nasza ma pewną cechę, mianowicie mamy tendencję, by pamiętać rzeczy zgodne z naszymi przekonaniami, jednocześnie zapominając te niezgodne. Efekt ten występuje u każdego z nas, czy sobie z tego zdajemy sprawę, czy nie. Słuchamy tych, z którymi się zgadzamy, a tych, którzy mówią coś niespójnego, staramy się jedynie obalić, a jak się nie da, to zignorować. Taką wizję człowieka przedstawia nam Haidt, taka też jest prawda o nim samym i jego książce. W jego rozumieniu człowiek myślący wcale nie chce poznać prawdy – on chce mieć rację; myśli po to, by przekonywać innych, by inni mu ulegali, by mieć dobrą reputację u innych.
Haidt analizuje genezę moralności i tego, w jaki sposób wykształcają się
zasady moralne. W pasjonujący sposób opisuje różnice pomiędzy
liberałami, konserwatystami a libertarianami oraz dowodzi, z czego owe
różnice wynikają. Jednocześnie wskazuje, że – mimo niektórych obiegowych
opinii – to właśnie ta dywersyfikacja przekonań sprawia, że świat się
rozwija. Zdaniem Haidta taka różnorodność zapobiega stworzeniu się
jednolitej, scalonej grupy, a w konsekwencji polaryzacji poglądów, która
zdecydowanie nie sprzyja postępowi.
Dzisiejsze (bynajmniej nie tylko polskie) problemy polityczne Haidt tłumaczy powstaniem dwóch grup. Są to z jednej
strony przychylni „sekularno-racjonalnym” wartościom, takim jak
emancypacja, postęp czy autoekspresja, „globaliści”, z drugiej –
zwracający się w stronę bardziej tradycyjnych wartości, jak rodzina,
religia, hierarchia, „nacjonaliści”. Zdaniem Haidta, globaliści, zamiast
krytykować nacjonalistów za ich domniemany rasizm i egoizm, powinni
raczej zrozumieć, że ich głos jest wołaniem o wyraźne granice wspólnoty,
prawdziwą solidarność i bezpieczeństwo. Głos uwarunkowany kulturowo i ewolucyjnie.
Bazując na badaniach 30 tys. ludzi z różnych stron świata, Haidt
wykazał, że społeczeństwa prawicowe, konserwatywne, większą wagę
przywiązują do takich wartości jak Bóg, ojczyzna, wsobność i szacunek do
władzy, podczas gdy społeczeństwa liberalne są w znacznie większym
stopniu uwrażliwione na drugiego człowieka, na problem sprawiedliwości
społecznej. Polska to kraj w znacznie większym stopniu prawicowy niż
liberalny. U nas nawet lewica jest prawicowa (rozmawiając o sytuacji
imigrantów, powinniśmy o tym pamiętać).
Można byłoby spojrzeć na argumentację Haidta sceptycznym okiem,
pytając np., jakie są granice wzajemnego zrozumienia i czy nie jest
utopijne założenie, że doprowadziłoby ono między „globalistami” a
„nacjonalistami” do zaniku zasadniczych różnic. Niemniej w tych
polityczno-emocjonalnych opisach „wielkiego podziału” odnajduje się
przynajmniej część czytelników, którzy w pierwszej kolejności zapytają o
utracone poczucie bezpieczeństwa, w świecie ekspresowych przemian
technologicznych, których obywatele chcą i obawiają się jednocześnie.
Powyższe analizy mogą być dla nas przydatne, jednak tylko pod warunkiem,
że zgodzimy się, że w naszym własnym kontekście sprawa narodowa – na
tle tsunami globalizacji – okazuje się jednak bardziej zawiła.
Opierając się na sformułowanej przez siebie teorii fundamentów
moralnych Haidt wyróżnia pięć filarów moralności, na
których opiera się myślenie moralne. Pierwszy z nich to „krzywda-opieka”
– odczuwamy złość wobec tych, którzy krzywdzą słabszych. Kolejny to
„sprawiedliwość-wzajemność” – odwzajemniamy altruizm. Dalej Haidt
wymienia „lojalność wewnątrzgrupową” – jesteśmy przywiązani do własnej
społeczności. Wymiar „autorytet-szacunek” – uznajemy pewną hierarchię
społeczną i podchodzimy do niej z należytym szacunkiem. Ostatni z
filarów to „czystość-świętość” – odczuwamy awersję do rzeczy czy
zachowań, które uważamy za nieczyste.
Liberałowie określają swoją moralność na pierwszych dwóch filarach,
konserwatyści zaś ujmują ją na pozostałych trzech. Z tej różnicy
perspektyw na to, co jest moralne, a co nie, wynikają rozliczne – duże i
małe – konflikty. Można by mnożyć tu setki przykładów, także i z
polskiej rzeczywistości. Czy aborcja jest po prostu wolnym wyborem
kobiety czy zabójstwem dziecka? Czy należy unikać płacenia podatków?
Odmienne odpowiedzi na te pytania zależą właśnie od rodzaju moralności.
Aby obrazowo wyłożyć swoją teorię, Haidt tworzy metaforę jeźdźca
(procesy kontrolowanie, rozum, poznanie racjonalne) i słonia (procesy
automatyczne, emocje, poznanie intuicyjne): „Wybrałem słonia, a nie
konia, ponieważ słonie są bez porównania większe – i bardziej
inteligentne – niż konie”. Ujmując rzecz cokolwiek skrótowo, procesy
automatyczne kierują procesami kontrolowanymi, rozum podąża za
instynktem, choć sam ma poczucie własnej autonomii i dominacji – błędnie
uznaje się za podmiot własnych działań. „Intuicje pojawiają się
pierwsze, strategiczne rozumowanie drugie”, strategicznie powtarza raz
po raz autor. Oraz: „Rozumowanie (i Google) mogą cię zaprowadzić, dokąd
tylko zechcesz”. Jeździec bowiem zawsze kieruje się w tę stronę, ku
której z jakichś powodów skłania się słoń. Po czym uruchamia swoją
niezawodną racjonalną maszynerię, aby wyszukiwać argumenty
potwierdzające słuszność tego wyboru. I argumenty takie znajdzie bez
względu na wybór, jakiego by nie dokonał. Pozwala to autorowi na
sformułowanie efektownej formuły: „Każdy, kto ceni prawdę, powinien
przestać czcić rozum”.
Haidt wspiera swój model m.in. na H. Mercierze i D. Sperberze (2011), którzy twierdzą, że rozumujemy tylko po to, by obalać argumenty innych oraz by jednocześnie potwierdzać swoje racje. Człowiek, a raczej słoń, to bezwładna masa pchana inercją własnych wrodzonych mechanizmów, bezkrytyczna i praktycznie niesterowalna wolicjonalnie. Haidt w ten sposób dokonuje skrajnego redukcjonizmu, wracając do wizji człowieka jako istoty, której zadaniem jest uleganie własnym impulsom i wrodzonym bądź nabytym kulturowo wartościom, niezdolnej, czy też niechętnej, by kierować swoim życiem za pomocą świadomej woli.
Jakkolwiek by nie było, społeczno-intuicjonistyczna teoria Haidta jest
jedną z wielu, które podważają podmiotowość racjonalnie zorientowanego
umysłu człowieka. Jest kolejnym sposobem na wyrażenie zdania, iż rozum
nie jest panem własnych myśli. Amerykański psycholog mówi jednak coś
więcej. Oto rozum potrzebuje emocji jak kania dżdżu. Inaczej bowiem nie
jest w stanie normalnie funkcjonować: „Bez pomocy serca głowa nie radzi
sobie nawet z zadaniami, które są jej domeną. Do tych przypadków
najlepiej pasuje więc model Hume’a: kiedy pan (namiętności) nagle
umiera, sługa (rozum) nie przejawia zdolności ani chęci dalszego
kierowania państwem. Wszystko popada w ruinę”.
Dobre i moralne zdaniem słonia jest to, co wrodzone, naturalne, automatyczne i intuicyjne, zdaniem Haidta zresztą też. Przykład? Proszę bardzo! Otóż wyobraźmy sobie, że pewien mężczyzna kupuje co sobotę mrożonego kurczaka, kopuluje z nim (na osobności) i następnie go zjada (sam). Pytanie: czy postąpił niemoralnie? Większość badanych uważa, że owszem, dokonał on występku moralnego. Solidnie przepytani przez dociekliwego rozmówcę badani mają jednak trudności, by podać argumenty popierające ich negatywną opinię. Na przykład kryterium szkody nie pozwala negatywnie ocenić tej osoby, gdyż nikomu nie szkodzi, mało tego – sobie sprawia przyjemność. Skoro nikt nie stracił, a pojawiła się czyjaś satysfakcja, to dlaczego należy potępiać takie zachowanie?
By utrzymać swoje opinie, badani podają wiele argumentów o „średniej sensowności”, np. że może zachorować po jedzeniu takich potraw, że może ktoś go nakryć itp. Zdaniem Haidta argumenty mają przekonać głównie samego badanego, że ma rację; w dalszej kolejności przekonać rozmówcę; w żadnym wypadku nie służą realnej ocenie danego czynu. Jest obrzydliwy, a zatem naganny moralnie, i już! Emocje górą.
Zdaniem Haidta racjonalne myślenie wyewoluowało nie po to, aby ułatwić nam docieranie
do prawdy, lecz by pomagać nam efektywnie funkcjonować w środowisku
społecznym, a po części też w biologicznym. Takie rozumowanie – choć
obarczone licznymi błędami poznawczymi – najzwyczajniej w świecie nam
się (cywilizacyjnie) opłaca.
O ile Haidt krytykowany jest przez filozofów za sugerowanie, że jedynie bardzo mała część naszych wyborów kontrolowana jest realnie przez refleksję, o tyle żadna ze stron nie dysponuje rzetelnym materiałem empirycznym w tym zakresie. Jednak ostatnie badania pokazują, że wzbudzone obciążenie poznawcze, które utrudnia refleksję, ma wpływ na dokonywanie wyborów moralnych (Białek, De Neys, 2016; Paxton, Ungar, Greene, 2012; Trémolière, De Neys, Bonnefon, 2012). Wydaje się zatem, że wbrew przypuszczeniom Haidta komponent refleksji jest zawarty w każdym, nawet najbardziej prozaicznym formułowaniu sądów moralnych.
Największym błędem, przed którym przestrzega nas Haidt, jest uznanie moralności za jedyną, która na miano
„moralności” zasługuje. Jego zdaniem uświadomienie sobie różnych
perspektyw etycznych jest bardzo trudne, ale niesie ze sobą ogromną
wartość. Czy jest to wykonalne? Na pewno nie we wszystkich grupach
społecznych – trudno sobie wyobrazić fundamentalistów religijnych
uznających moralność libertyńską, według której nie ma żadnej
moralności. Haidt przekonuje mimo wszystko, że warto spróbować, bo od
tego zależy nasza przyszłość. Zwraca uwagę, że:
"moralność (…) wiąże nas w
ideologiczne drużyny, które zwalczają się tak zaciekle, jak gdyby losy
świata zależały od tego, czy nasza drużyna wyjdzie zwycięsko z każdej
bitwy. Czyni nas ślepymi na fakt, że w skład każdej z drużyn wchodzą
dobrzy ludzie, którzy mają coś ważnego do powiedzenia".
Wróćmy na chwile do kurczaka. Haidt badał także swoich kolegów z University of Pennsylvania (tzw. bluszczowa liga, jeden z najlepszych uniwersytetów świata), stosując przykłady takie jak powyższy z kurczakiem. Otrzymał zupełnie inne odpowiedzi: „to obrzydliwe, ale to jego kurczak i jego sprawa, co z nim robi”. „Nie ma krzywdy, nie ma złamania zasad moralnych” – mówili, pokazując odmienne kryterium oceny moralności zachowania. Kryterium to – utylitaryzm – oparte jest na użyteczności działania, porównaniu zysków i strat. Inni badani, spoza kręgów zachodnich, bogatych intelektualistów (WEIRD: western, educated, industrialized, rich, democratic), wykazywali się poleganiem na intuicyjnych zasadach oceny dobra i zła – deontologizmie. WEIRD różnili się od innych także zakresem empatii: jedni współczuli swojej rodzinie, znajomym i rodakom, inni – każdej ludzkiej istocie. Jednych cechował patriotyzm, drugich –
równość i powszechność.
Autor, choć wywodzi się z tradycji liberalnej, przeciwstawionej w jego
wywodzie tradycji prawicowej, wypowiada się z pozycji neutralnego
obserwatora, który potrafi dostrzec zalety i wady obu politycznych
opcji. Podsuwa także praktyczne rady, których stosowanie zapewne
polepszyłoby jakość naszego życia społecznego – i to bez względu na
kulturę czy tradycję, w ramach której by się ono nie toczyło:
"Jeżeli
naprawdę chcesz zmienić czyjąś opinię w kwestii moralnej lub
politycznej, to musisz spojrzeć na ów problem zarówno z pozycji tej
osoby, jak i z własnej perspektywy. A jeśli przyjrzysz mu się z punktu
widzenia drugiej osoby – wnikliwie i intuicyjnie – to może się okazać,
że i Twój umysł się otworzy. Empatia jest antidotum na naszą skłonność
do moralizatorstwa, chociaż niezwykle trudno jest zdobyć się na empatię
ponad podziałami moralnymi”. Słowem, „jeśli chcesz naprawdę otworzyć
swój umysł, najpierw otwórz serce”.
Innym istotnym walorem Prawego umysłu jest język: precyzyjny,
ale prosty; naukowy, ale zrozumiały. Ta książka po prostu wciąga. Jej
lektura może stanowić wspaniałą intelektualną przygodę. I rzeczywiście
daje do myślenia, zmuszając głównie do autorefleksji.
Jonathan Haidt jest jednym z najważniejszych teoretyków psychologii moralności, jest też jednym z największych radykałów. Książka Prawy umysł to jego credo: przegląd badań i podsumowanie poglądów na temat człowieka, ujętych w niezwykle piękny językowo, przekonujący, pełen metafor i anegdot sposób. Haidt, autor kanonicznego artykułu Emocjonalny pies i jego racjonalny ogon, podsumowuje wszystko to, co odkrył, w sposób ciekawy, przystępny nawet dla laika. Robi to pięknie, sprawnie i nie nuży. Pod tym względem reprezentuje najwyższą klasę, na poziomie Stevena Pinkera, Dana Arielego czy innych mistrzów pióra.