poniedziałek, 18 stycznia 2021

Zygmunt Miłoszewski "Kwestia ceny"


Ponad 500 stron, które połknęłam cięgiem, zawalając różne zawodowe dedlajny. 

Jest tu oczywiście obowiązkowy wątek sensacyjny, ale jest i lewicowe pojękiwanie nad losem świata, któremu sama wtóruję w poczuciu bezradności i bezsensu jednocześnie. Jest kpina z polityki i sympatyczne docinki pod adresem Adriana Zandberga, nad którymi uśmiałam się jak norka. Jest całe mnóstwo wątków etycznych, dylematów moralnych i innych smaczków, które pozwalają oswoić guilty pleasure, żeby nie było, że człowiek poważny nagle czyta powieść sensacyjną zamiast uczciwie na chleb zarabiać. Jest wreszcie - nie wątpię, że specjalnie dla mnie wzruszające i nagłe wspomnienie zachwytu nad Wzgórzem Błękitnego Snu Newerly'ego. Siła tego skojarzenia okazała się zasadna, kiedy przeczytałam posłowie, w którym Miłoszewski wprost odwołuje się do tej książki.

Nie sposób uciec także od innych czytelniczych wspomnień - nie przypadkiem postać Benedykta Czerskiego skojarzyła mi się z Bronisławem Piłsudskim (Akan Pawła Goźlińskiego), a losy zesłańców ze Wspomnieniami z Domu Umarłych Dostojewskiego. Miłoszewski w posłowiu przywołuje zresztą tak długą listę inspiracji książkowych, że teraz czeka mnie niezły czytelniczy maraton. Uruchamia także masę moich osobistych skojarzeń - morskie przygody Profesorki musiały przypomnieć mi chociażby o bezsennych nocach z czasów liceum, kiedy pod wpływem Thora Heyerdahla (Wyprawa Kon-Tiki) czy Andrzeja Radomińskiego (Okrakiem przez Atlantyk) planowałam porzucenie dalszej nauki i samotną wyprawę przez oceany.

Szczególne wrażenia związane są rzecz jasna z pandemią, która z jednej strony zapewne zmobilizowała autora do pisarskiej roboty, z drugiej - domaga się przygód w obrębie mieszkania, w którym człowiek siedzi uwięziony, a z trzeciej - wyziera gdzieś z kart powieści. Kwestia ceny to podróż nie tylko w czasie, ale i przestrzeni, więc stanowi naturalne antidotum na klaustrofobię pandemiczną. Miłoszewski nie ogranicza miejsca akcji do jednego miasta, czy nawet kraju: najpierw z Czerskim, a później z towarzystwie Smugi i Lorentz czytelnik podróżuje po całym świecie. Od syberyjskich stepów, przez paryskie uliczki i warszawską Saską Kępę, aż po pokład statku-widmo dryfującego po ocenie.

Ponowne spotkanie z przebojową historyczką sztuki, prof. Zofią Lorentz, w żaden sposób nie obliguje, aby zachować chronologiczny porządek czytania Bezcennego i Kwestii ceny. Ale niewątpliwie miło było powrócić wspomnieniami do poprzedniej książki - a jakże :-)

Mistrzowskie do utraty tchu ze śmiechu są zakończenia niektórych rozdziałów: 

"- A co zrobisz? Wyrzucisz mnie za burtę?

Naprawdę się zdziwiła, kiedy to zrobił."

Ciężar gatunkowy miejscami trochę przytłacza wątek sensacyjny, który powinien stanowić oś powieści. Thriller ma sens, kiedy napięcie utrzymuje się stale na wysokim poziomie - tymczasem zaginiona kultura, trudy życia naukowców oraz ich dyskusyjna etyka, zmiany klimatyczne, polityka i religia oraz tysiąc innych kwestii, sprawiają, że czasem odpuszczamy sobie sensację i dumamy nad losem planety. Losem zapewne ważnym, ale jednak rozpraszającym tak pożądane napięcie. 

Pomimo tego najbardziej żałuję, że teraz znowu przyjdzie poczekać na kolejną książkę Miłoszewskiego - Kwestia ceny pochłonęła trzy lata, więc gotów teraz odpoczywać...