poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Katarzyna Tubylewicz "Bardzo zimna wiosna"


Ta książka zdradza nową twarz Katarzyny Tubylewicz, którą poznałam już jako zręczną reportażystkę (Moraliści) i autorkę powieści obyczajowych (Własne miejsca). Autorce udało się stworzyć kryminał do gruntu skandynawski, co nie powinno dziwić jeśli przyjrzymy się biografii autorki (tłumaczka z języka szwedzkiego, była dyrektorka Instytutu Polskiego w Sztokholmie, wykładowczyni na Uniwersytecie Sztokholmskim). Kryminał przesiąknięty jest wpływami z Północy nie tylko pod względem klimatu (ciężka atmosfera, ponura szarawa aura, pogoda charakterystyczna dla podłego, skandynawskiego przedwiośnia), ale też zaangażowania psychologicznego (pogłębione postaci z depresją i nałogami, dramatyczne i trudne relacje między nimi, ponure tajemnice kryjące się w przeszłości, zagadnienie "moralnych pralni" i zwykłej ludzkiej potrzeby bezpieczeństwa, czułości i miłości) i społecznego (wątki feministyczne, narodowościowe, problem uchodźców, różne wymiary przemocy). Mamy tu kilka  płaszczyzn czasowych, które się wzajemnie przenikają bardzo dużo  wątków społecznych, historycznych, politycznych, a do tego niesamowity klimat Sztokholmu.

Jak w każdym dobrym kryminale mamy tu zagadkowe morderstwo i wielką tajemnicę oraz zaskakujące rozstrzygnięcie, ale nie to jest największą wartością tej książki. Źródło owej współczesnej zbrodni tkwi w powojennej przeszłości, dzięki czemu staje się pretekstem do bardzo poważnych rozważań na temat możliwego przedawnienia zbrodni i szczególnej właściwości historii, która zawsze wybiela tych, którzy ją piszą. 

Na nieco ponad 300 stronach Autorka  poruszyła tak wiele tematów, że starczyłoby na kilka tomów. Tubylewicz sporo pisze o życiu współczesnych mieszkańców Szwecji i o realiach politycznych, w tym o kiepskiej sytuacji szwedzkiej policji po jej reformie (to właśnie szwedzkim policjantom dedykowana jest powieść). Zresztą to cecha charakterystyczna prozy Tubylewicz - wielka i nieskrywana miłość do Szwecji towarzyszy bardzo krytycznemu stosunkowi do pewnych zjawisk i zmian (systemowej przemocy, rasizmu, powierzchownej otwartości, rosnących podziałów i segregacji). Nie jest to pierwsza książka, w której Autorka wskazuje jak silnie przywiądł w Szwecji mit równości i opiekuńczości: Szwedzi mają kłopot z imigrantami, z własną tolerancją, wycenianą przez dziesięciolecia o wiele na wyrost, z historią, która od niedawna raczej ich prześladuje, niż wspiera narodową samoocenę. 

Pomysł na to, aby w formę kryminału wpleść słodko-gorzką opowieść o micie szwedzkiej doskonałości, a jednocześnie opowiedzieć o kobiecych krzywdach, jakie nie doczekują się rekompensaty, jest strzałem w dziesiątkę. Katarzyna Tubylewicz łączy wspaniale talent do tworzenia fikcji literackiej z zamiłowaniem do trudnych tematów. Po lekturze kilku pierwszych książek tej autorki zachwyca mnie jej potrzeba poszukiwania formuły do opowiadania tego, co trudne do wypowiedzenia. Uzupełnienie całości o pieczołowicie nakreślony wizerunek Sztokholmu, to dla mnie wisienka na torcie.
 

 

piątek, 21 sierpnia 2020

Arturo Pérez-Reverte "Fechmistrz"

 

Po raz pierwszy czytałam tę książkę ponad 20 lat temu, jeszcze zanim ekranizacja Klubu Dumas (w postaci Dziewiątych wrót Polańskiego) wywołała wielką falę zainteresowania powieściami Artura Pérez-Reverte. Była to pierwsza książka tego autora, która sprawiła, że się w nim z marszu zakochałam.

Pérez-Reverte z powodzeniem rozpropagował zamierający już, dumasowski styl snucia intrygi, bogaty nie tylko w opisy, lecz również akcję i rozbudowane wątki poboczne. Zasadniczą płaszczyzną akcji Fechmistrza są wydarzenia dotyczące nauczyciela szermierki Jaime Astarloa. Drugą płaszczyzną, która niejako stanowi tło tej pierwszej, jest przestrzeń polityczna, co niezwykle silnie upodobnia Fechmistrza do powieści Dumasa: tutaj - w miejsce intryg kardynała Richelieu - autor przedstawia burzliwy okres rządów królowej Izabeli II, pasmo towarzyszących mu przewrotów politycznych i arkana spisków snutych między w państwie hiszpańskim.

Z mojej osobistej perspektywy (niedorobionej mistrzyni floretu) szczególnym urokiem tej opowieści są podstawy terminologii szermierczej, świetnie opisane walki i nadzwyczajne przywiązanie do zasad kodeksu honorowego, któremu hołduje mistrz Astarloa. Jest to zresztą postać na wpół wzruszająca: stary mistrz niekoniecznie znajduje zrozumienie swoich uczniów, a jego przekonanie o tym, że szpada będzie towarzyszyła człowiekowi wiecznie, bo broń palna przystoi jedynie zbójcom, jest równie rozczulająca, jak przekonanie nam współczesnych, że istnieją nieprzekraczalne zasady w świecie cyfrowym, które ochronią naszą prywatność, albo pozwolą przetrwać biznesom, jakie znamy.

Każdy z rozdziałów zaczyna się cytatem – opisem jednej z kluczowych szermierczych zagrywek, które są preludium do praktycznego ich użycia w danym rozdziale, choć niekoniecznie podczas walki szermierczej. Fechtunek to przecież nie tylko machanie żelazem, lecz zbiór zasad, które potrafią przynieść pożytek tak podczas pojedynku o honor, jak i w polityce, czy stosunkach damsko – męskich. 

Jednak urok tej powieści to nie tylko staromodne zasady, które dzisiaj mogą co najwyżej skłonić nas do westchnienia. To także znakomicie oddany pisarski styl z epoki, który znakomicie oddał tłumacz, Filip Łobodziński. Dzięki nakładowi jego pracy lektura nie traci nic ze swojej hiszpańskiej magii - pozostaje eskapistyczną, szarmancką historią miłosną z intrygą polityczną w tle


środa, 19 sierpnia 2020

Joanna Bator "Wyspa Łza"


 
Tym razem autorka pozwala sobie na autotematyczną prozę z wieloma dwuznacznymi figurami. Męczący dla mnie był afektowany język i obsesyjne trzymanie się samej siebie. Bo niewiele dowiadujemy się o innych ludziach, miejscach, zdarzeniach - jest to książka o przeżyciach samej autorki, podanych w nieznośnie megalomańskim stylu. Bator chwilami ironizuje, sprawia wrażenie, że usiłuje trzymać dystans do samej siebie, ale jednak w przeważającej części to męcząca narracja, autobiograficzny kocioł, przepełniony do granic metaforami i złożonymi porównaniami.

Impulsem do powstania książki była historia niewyjaśnionego zniknięcia pewnej kobiety, która w czasie podróży po świecie zatrzymała się na Sri Lance, gdzie słuch o niej zaginął. Zniknięcie kobiety i sam proces znikania miały stanowić bazę opowieści, ale sensu podjętej podróży do końca nie sposób pojąć.

Gdyby tytułowa Wyspa Łza miała szanse silniej zaistnieć w tej książce - dałoby się coś uratować: upał, smaki i zapachy, uruchomione zmysły, połączenie tropików i własnego ja, mogłyby stanowić interesującą mieszankę. Niestety dość szybko owo "ja" zaczyna dominować, a pochodzące z różnych okresów życia motywy autobiograficzne nużą silniej niż upał Sri Lanki. W dodatku całość sprawia wrażenie przedziwnej autokreacji, w której pozorna otwartość i rzekomo swobodny strumień świadomości sprawiają wrażenie celowo wydumanych i przeładowanych, jakby miały przykryć fałsz i pustkę.

Smutna strata czasu...




niedziela, 16 sierpnia 2020

Martin Pollack "Śmierć w bunkrze"

Wydana w Polsce w 2006 książka Martina Pollacka jest jego opowieścią – jak głosi podtytuł – o ojcu, Gerhardzie Bascie, oficerze SS, szefie gestapo w Linzu i Grazu, zbrodniarzu wojennym. To również historia rodziny autora, a zarazem relacja ze swoistego śledztwa – zdobywania wiedzy na temat przeszłości Bastów. Z tej opowieści wynurza się też nieuchronnie coś więcej – pytanie o to, jak to się stało, że historia Europy w XX wieku potoczyła się ku całkowitemu demontażowi porządku, w którym tkwiła u początku tego stulecia.

Sturmbannführer Bast strzelał do Słowaków, brał udział w paleniu Żydów, popełnił przestępstwa przeciw ludzkości i człowiekowi. Martin Pollack nie ma wątpliwości: ego biologiczny ojciec wiedział, godził się, był wykonawcą i wyznawcą nazistowskiej doktryny. Syn przez lata o nic nie pytał, nic mu nie mówiono, nosił nazwisko ojczyma. Ale musiał przyjść czas, gdy w końcu padło pytanie o ojca i siebie samego, o austriacko-niemiecko-europejską historię, o ludzką mentalność w warunkach kryzysu wartości. 

Pollack jedzie zatem wraz z żoną do bunkra, w którym przed laty znaleziono zwłoki jego ojca, esesmana. Chce się dowiedzieć czegoś więcej - dojrzał do wyprawy po wiadomości z dawnego świata, rzutujące na tożsamość aktualnego.

Status genologiczny książki Martina Pollacka jest dyskusyjny. Jedni upatrują w niej przede wszystkim literatury faktu, dokumentalnej w zamyśle opowieści o docieraniu do wiedzy o ojcu czy ostatecznie, dokonywaniu rozliczenia – specyficznego „ojcobójstwa”. Inni – orzekają o pozorności tej kwalifikacji. Ową niejednoznaczność zdają się też ujawniać rozmaite wersje tytułu i podtytułu książki w przekładach (relacja, raport, opowieść (to polskie tłumaczenie podtytułu), odkrywanie, odnajdywanie). 

Za emocjonalnie obojętnym stylem relacji z dziennikarskiego śledztwa kryją się oczywiste rzeczywiste uczucia dojrzałego mężczyzny opowiadającego własną przypowieść. To, że on miał ojca-nazistę, to wynik dość złożonej społecznej drogi, której początek autor datuje na wiek XIX. Wściekły, metodyczny antysemityzm i antyhumanizm Rzeszy trafił na podatny grunt w okresie chaosu ekonomii i ideologii, ale źródeł zła w człowieku należy szukać i wcześniej, i zawsze. Nienawiść nie skończyła się przecież wraz ze śmiercią kanclerza w berlińskim bunkrze, ani dr. Basta w tyrolskim.

Książka Pollacka zaczyna się w gruncie rzeczy od mapy na wklejce. To aktualna mapa polityczna Europy Środkowej – jej kształt, nazwy na niej umieszczone, odpowiadają czasowi, w którym autor snuje swoją historię, nie zaś rzeczywistości geopolitycznej, w której osadzone są przywoływane przez niego zdarzenia. Czytamy zatem o Gottschee i Tuffer – na mapie widzimy Kocevje i Lasko; dowiadujemy się, że pierwsze z miasteczek oddalone jest o 60 kilometrów od Leibach – na mapie zaś widnieje Lublana. Opowieść o niemieckich Bastach zaczyna się w monarchii austro-węgierskiej, kontynuuje w Austrii, Niemczech, Jugosławii i Włoszech, by ponownie w Austrii dobiec końca. Dzieje Bastów rozgrywają się zatem w różnych miejscach, ale w większym stopniu to owe miejsca zmieniają swe geopolityczne położenie – rozpadają się bowiem państwa, a wraz z ich upadkiem i powstaniem nowych przemieszczają się granice.

Cała historia toczy się zatem w świecie, którego odwzorowanie nie istnieje już na mapach politycznych regionu. Po części jest więc opowieścią o europejskich przygodach z mapami – o ich płynności i ciągłym nieprzystawaniu do innych porządków: etnicznego, kulturowego, językowego. Nawet krajobrazy pozostały tu tylko do pewnego stopnia niezmienne – autorowi nie uda się na przykład odszukać górskiej chaty myśliwskiej dziadka, szałasu pochłoniętego zapewne przez lasy Kocevskiego Rogu (Gottscheer Hornwald). Tak więc Pollack opowiada tyleż o swoim ojcu, co i o geopolitycznej rzeczywistości pewnego miejsca.

Pollack podkreśla w wywiadach, że - zwłaszcza w Austrii - zbyt rzadko i za mało mówi się o tamtych czasach, a wielu Austriaków nie poczuwa się do winy. W jego opowieść wpisana jest co najmniej podwójna perspektywa czasowa: dziecięcych przywoływanych wspomnień opowiadającego, jego ówczesnej wizji przeszłości rodziny8, dawnego stosunku narratora-autora do miejsc i ludzi oraz punkt widzenia narratora-sędziego śledczego, który teraz usiłuje zdobyć pełniejszą, opartą na świadectwach dokumentów, wiedzę o Bastach.
 
Rzetelność reporterska niestety nie zawsze idzie w parze w atrakcyjnością narracji - nadmiar szczegółów topograficznych i historycznych czyni tę opowieść nieco nużącą i zabija dramatyzm wielu scen, które powinny lepiej zapaść w pamięć... 



czwartek, 13 sierpnia 2020

Miljenko Jergović "Buick Rivera"

 

Książka bolesna, ciemna, pokryta śniegiem i choć brakuje jej lekkości i tego, co Thomas Mann nazwał epickim duchem, zasługuje na uwagę. Bohaterowie, których przedstawia nam Jergović, to Hasan Hujdur, człowiek, który wyemigrował do Ameryki w latach osiemdziesiątych, zanim wojna wybuchła w jego rodzinnej Bośni oraz Vuko Shalipur, zbrodniarz wojenny, morderca i łobuz, który, gdy zdaje sobie sprawę, że nadszedł czas, aby zapłacić za to, co zrobił w Bośni, ucieka do tej samej Ameryki pod fałszywym nazwiskiem, a tam odkrywa w sobie talent uwodziciela i poślubia córkę bogatego bankiera. Z powodu głębokiej wrażliwości i ostrożności Hasan przez długi czas nie może odnaleźć się w nowym miejscu, a jedyną rzeczą, która utrzymuje go przy życiu, jest samochód, przyczyna niekończących się kłótni z jego żoną Geli. 

Jadąc autostradą Hasan Hujdur zasypia za kierownicą swojej ulubionej rzeki Buick i wpada w zaspę. Vuko Šalipur przybywa z przeciwnej strony i zatrzymuje się, aby mu pomóc. Następnego dnia, ponownie twarzą w twarz, obaj mężczyźni zawierają dziwną umowę, która na zawsze zmieni ich życie. To przypadkowe spotkanie muzułmanina i Serba w środku Ameryki rozwinie potężną opowieść o wojnach i ich konsekwencjach, a także o zasadniczej niemożliwości uczciwych relacji międzyludzkich. Chociaż przestrzennie daleko od Bałkanów, powieść Jergovicia traktuje o konflikcie bałkańskim i wleczonym przez pół świata krwawym ogon niedawnej tragedii.



 

niedziela, 9 sierpnia 2020

Christian Jungersen "Wyjątek"

 

Książka o psychologii zła, które tli się w każdym człowieku, gotowe wypłynąć na wierzch w sytuacji zagrożenia. Jungersen równolegle prowadzi wątek pełnej napięcia gry między czterema kobietami (pracownicami niewielkiego Duńskiego Centrum Informacji o Ludobójstwie) oraz analizy ludzkiej podatności na czynniki otoczenia, które mogą sprawić, że pozornie błahe wydarzenia czynią z nas przestępców lub bohaterów. Klamrą spinającą te dwa wątki jest postać zbrodniarza wojennego, który pozwala zilustrować mechanizm zła, ale jednocześnie wkracza w życie głównych bohaterek książki.

Niestety mnie ta przeplatanka nie tylko nie przekonała, ale wręcz irytowała: drastyczne opowieści dotyczące aktów ludobójstwa przeplatają się z trywialnym w gruncie rzeczy wątkiem sensacyjnym, a usiłowanie pokazania paraleli między tragedią wojny i dramatem mobbingu sprawia, że książka trąci tanim dydaktyzmem. 

Ze zdumieniem czytałam wszystkie pozytywne recenzje, a ich jedynym efektem było to, że dobrnęłam do końca - tracąc sporo czasu. Myślę, że z tej książki należałoby zrobić trzy odrębne: Jungersen znakomicie rozpoznał bowiem problem ludobójstwa i fragmenty poświęcone wynikom badań nad zbrodniami wojennymi są znakomite. Szkoda, że wątek mobbingu nie znalazł lepszej oprawy w odrębnej powieści. Trzecia książka mogłaby mieć charakter czysto sensacyjny (kryminalny?) i tej mogłabym po prostu nie czytać, bo autor zdecydowanie zawodzi jako twórca kryminałów.

Szkoda, że to moje pierwsze spotkanie z Jungersenem - ale nie tracę nadziei, że inne książki okażą się bardziej udane.




środa, 5 sierpnia 2020

"Autor przychodzi wieczorem"


Koncept był ciekawy. Autorzy mieli pisać o pisaniu, o pisarzach, o tworzeniu...

Niestety zbiór okazał się tylko przeciętny. Po takiej plejadzie autorów oczekiwałam czegoś więcej - z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że powinno trafić się choć jedno naprawdę świetne opowiadanie. Niestety to zapomnienia...

wtorek, 4 sierpnia 2020

Tomas Tranströmer "Łuki romańskie"

We wnętrzu ogromnego kościoła romańskiego cisnęli się turyści.
Rozpościerało się sklepienie za sklepieniem bez prześwitu.
Drgało kilka płomyków świec.
Objął mnie anioł bez twarzy
i zaszeptał przez całe ciało:
"Nie wstydź się tego, że jesteś człowiekiem, bądź dumny!
W twoim wnętrzu otwiera się sklepienie za sklepieniem bez końca.
Nigdy nie będziesz gotowy i tak jest słusznie."
Byłem ślepy od łez
i wyprowadzono mnie na buzującą od słońca piazzę
wraz z Mr i Mrs Jones, Panem Tanaką i Signorą Sabatini
a we wnętrzu ich wszystkich otwierało się sklepienie za sklepieniem bez końca.

przeł. Leonard Neuger

 


poniedziałek, 3 sierpnia 2020

„Bajecznie bogaci Azjaci”, reż. Jon M. Chu

 

Estetyka filmu (chiński cyrk) i powierzchowny odbiór treści (ot bajka o Kopciuszku ze złą macochą w tle) mogą po prostu odrzucić. Ale jeżeli wyobrazimy sobie skalę rozwarstwienia społecznego, z jaką mają do czynienia Chiny - to europejska polaryzacja społeczeństwa nieuchronnie zblednie.

Chińscy multimilionerzy żyją jak cesarze, a biedacy emigrują do USA. W filmie wykorzystano motyw Kopciuszka nie tylko jednak po to, żeby pokazać z jakimi różnicami społecznymi mamy do czynienia, co raczej po to, żeby wskazać na jeszcze jeden, znacznie głębszy problem: uświęconej chińskiej tradycji pielęgnowanej w najbogatszych rodzinach, które nie musiały porywać się na emigrację, odpowiada wykorzenienie tych, którzy nie byli w stanie przetrwać ekonomicznie w swoim kraju. Czy ich powroty mają sens i dają szczęście? Czy wykształceni i wzbogaceni za granicą dawni emigranci mają po, co wracać? Czy odnajdą się w Starym Kraju?



niedziela, 2 sierpnia 2020

Dave Eggers "Krąg"

 

Najpierw napiszę, że to dystopia, potem rozwinę nieco szerzej tę myśl, wrzucę na bloga, podlinkuję do 20 portali społecznościowych i będę obserwować, czy ktoś przeczytał. Żeby dostrzec ironię - musisz przeczytać tę książkę. Ale jeśli cenisz swój czas - daruj sobie!

Po książkach Orwella, Huxleya,Vaidhyanathana (Antisocial media) czy choćby Michała R. Wiśniewskiego (Wszyscy jesteśmy cyborgami) trzeba by wyjątkowej odporności na wiedzę, żeby nie dostrzec, że utrata prywatności, a przede wszystkim nasza dobrowolna zgoda na jej odebranie, stały się już dawno faktem.

Tymczasem Eggers chyba bardzo chciał zrobić z tej książki czytadło. Zapewne z tym celu, ponurą w wymowie, profetyczną wizję przyszłości(?), opartą o tendencje dostrzegalne w otaczającym nas świecie, zmiksował z wątkiem pewnej zagubionej panny, mało wiedzącej czego/kogo chce i popełniającej co i rusz różnorakie głupstwa. Efekt jest taki, że obok antyutopii otrzymujemy wspomniane czytadło, które w dodatku napisano totalnie niestrawnym językiem. Oczywiście zostało coś z protestu przeciwko inwigilacji, ograniczaniu prywatności, skupianiu władzy w rękach korporacji cyfrowych - powstaje jednak pytanie, czy pod koniec drugiej dekady XXI wieku, kiedy nawet ospałe rządy próbują dobrać się do skóry Zuckerberga, warto jeszcze bić na alarm? Dwadzieścia lat temu byłoby to może sensowne, ale scenariusz zarysowany w Kręgu został już praktycznie zrealizowany.  

Można ostatecznie polecić tę książkę nastolatkom - poziom literacki i dydaktyzm, jakim podszyty jest Krąg przekroczą niestety wytrzymałość wyrobionego czytelnika. A myślący człowiek chyba nie ma już złudzeń, że w imię walki z przestępczością/terroryzmem/przemocą/nienawiścią/coronavirusem etc. - poddano kontroli życie każdego z nas. Bazy zawierające historię naszego życia, chorób, wykształcenia, pasji i zainteresowań, informacji całkowicie prywatnych już dawno stały się własnością tych, którzy potrafią z nich zrobić użytek.

Nam pozostaje cieszyć się "darmową" przestrzenią dyskową ;-)