sobota, 25 kwietnia 2020

Zuzanna Ginczanka "Pycha"

Spotykają razowych młodzieńców unerwione dziewice pszeniczne,
aniołowie o świeżym oddechu prezentują astralne ciała.
Wiem:
wplątałam się w dobro i zło
jak w stokrotną trójlistność koniczyn —
dzwonią jabłka wszelkiego poznania pomieszane w łykowych kobiałach.

Więc mam pytać o drogę
do Ciebie
zabłąkana na snów skrzyżowaniach?
Tyle razy już oczy niebieskie czarną nocą uczerniał dzień —
Osiemnaście zrudziałych czerwców
nie usłyszy,
krzycząc,
pytania —
Osiemnaście zim nie usłyszy siwych zim głuchoniemych jak pień.

Babskie ciepłe języki liści trą i sypią słowa na wiatr —
fanatyczny wąż z aluminium wije gniazda na rajskim drzewie.

Nie wiem, Panie,
co dobre,
co złe —
w osiemnaście wpatrzona lat —
zasłuchana surowa i baczna
coraz hardziej,
coraz mądrzej
nie wiem.



 

piątek, 24 kwietnia 2020

Jean-Marc Rochette "Wilk"


Komiksów jak wiadomo nie czyta się lecz ogląda, jak filmy: obraz jest tu równie ważny jak fabuła, a dla prawdziwych wielbicieli powieści graficznej - może nawet ważniejszy. Pod tym względem Wilk absolutnie zachwyca! Sceneria tej powieści graficznej jest po prostu obłędna!

Każdy, kto zna prace Jean-Marca Rochette'a wie, że to pasjonat gór i że góry są w jego twórczości najważniejsze. Jako młody człowiek pracował jako górski przewodnik, ale zmuszony był porzucić alpinizm po poważnym wypadku w 1976 roku. Swoją miłość do Alp od tego czasu wyraża w malarstwie i rysunku. Sławę przyniosła mu seria Edmond le Cochon oraz komiks science-fiction Le Transperceneige (sfilmowany w 2013 roku jako Snowpiercer: Arka przyszłości). Opracował też ilustracje do klasycznych bajek dla dzieci (Pinokio, Tomcio Paluch, Kot w butach).

W Wilku Rochette wykorzystał motyw odwiecznego konfliktu między człowiekiem i przyrodą (tytułowy wilk kontra pasterz strzegący swojego stada). Starcie człowieka z naturą jest okrutne, ale ta szorstka opowieść pełna jest także wzruszeń. Gaspard kocha życie w górach, bo góry to wszystko co zostało mu na starość. Wilk burzy jego spokój, ale też szybko okazuje się równoprawnym partnerem, w odróżnieniu od ludzi, którzy w tej opowieści pełnią rolę marginalną. Ci dwaj bohaterowie są skazani na siebie, ale obaj równie samotni. Bezlitośnie wyszarpują sobie przestrzeń do życia, co w surowych, górskich warunkach nabiera szczególnego znaczenia.

Nieco przestarzały i maczystowski jest motyw twardziela-pasterza (skojarzenia ze "starym człowiekiem" są nieuchronne, a Hemingway już dawno się zestarzał...). Nie zdradzając fabuły, należy jednak zaznaczyć, że Rochette jasno wskazuje, że przekazywana z ojca na syna męska narracja o człowieku musi odejść w zapomnienie.


Zresztą w otoczeniu Alp postać Gasparda nie razi, a przecież to dla scenerii "oglądamy" tę opowieść: turnie skalne, lodowce, wyniosłe szczyty gór, potężne granie, zstępujące lawiny, bezkresne pola śnieżne. Walka o przetrwanie rozgrywa się w monumentalnym, surowym krajobrazie, a góry są pełnoprawnym bohaterem opowieści. Nagłe załamanie pogody ma nie mniejsze znaczenie niż wytrzymałość obu drapieżników.

Tempo opowieści jest trochę nierówne - początkowo każda scena i obraz przemawia z niezwykłą siłą: atak na owce, sceny z polowań, zbliżenia przerażonych albo zimnych oczu aż nadto przemawiają do wyobraźni, a autor pozwala wybrzmieć każdej scenie. Potem tempo narasta, obraz walczy o miejsce ze słowem, retrospekcje rozpraszają nieco uwagę.

Sprzeciw - zapewne zamierzony przez autora - budzi antropomorfizacja wilka, jakiej dokonuje Gaspard: trudno na poważnie uznać, że zwierzę dyszy żądzą zemsty, albo ulega innym ludzkim odruchom. Ale uznajmy prawo autora do owej licentia poetica, tym bardziej, że zakończenie powieści jest także czysto baśniowe i nierealne. Zamiast moralizować - warto napaść oczy niewiarygodnym pięknem obrazu, który z powodzeniem zastępuje słowa.


czwartek, 16 kwietnia 2020

Elena Fanailova "Lena i ludzie" (ze zbioru "Szybki numerek w Hotelu Europa")



Sprzedawczyni w sklepie nocnym
W którym gdy późno wracam z pracy
Często kupuję jedzenie i napitki
(Nienawidzę słowa napitki)
Powiedziała: widziałam panią w telewizji
W kanale Kultura
I podobało mi się to, co pani mówiła
Jest pani poetą? Niech pani da książkę do poczytania.
Oczywiście oddam
Odpowiadam: nie mam teraz wolnego egzemplarza,
Ale jak tylko się znajdzie,
Oczywiście przyniosę.

Tak naprawdę nie wierzyłam,
że się jej spodoba.
Podoba się udziwnione
Aktorskie kurewskie dążenie,
Które zniknęło po śm-ci Saszy,
Lecz potajemnie wróciło.

I jakoś rzeczywiście odnalazł się u mnie zbędny
Egzemplarz Ruskiej wersji
Poeta przecież powinien się troszczyć
O rozpowszechnianie
Wydawcy, powiem wam, troszczą się nie dosyć.

Podarowałam. Akurat podczas zakupów jadła i napitków.
(Kefir na rano, jeden gin z tonikiem, drugi gin z tonikiem,
Potem jeszcze wódeczka,
I wybacz, okrutny świecie,
Jak opowiadał Stanisław Lwowskij

O rozmowach niżnogorodskich podrostków,
Ja na pewno pozostaję prowincjonalnym podrostkiem)

Okazało się, że z Leną jesteśmy imienniczkami.
Nienawidzę słowa imiennicy.
I nienawidzę jeszcze słowa kontaktować
Wywołuje
u mnie fizjologiczne odruchy
Być może dlatego,
Że mieszczą się w nim coitus i kopulacja,
A ja lubię czyste bezkompromisowe jebanie.
Sama sobie jestem wysokim sądem.

Niech pani podpisze - mówi,
Elenie, piszę, od Eleny.
Oddaję z lękiem.
Przez parę dni nie patrzy w oczy.
Później, gdy nikogo nie ma,
Mówi: no, przeczytałam pani książkę.
Niczego nie można pojąć.
Zbyt wiele imion i nazwisk, których nikt nie zna.
Tak jakby pani pisała
Dla wąskiego kręgu. Dla towarzystwa. Na prywatkę.
Kim są ci ludzie, kim sa, Eleno?
Których nazywa pani po imieniu?

Dałam przeczytać dwóm przyjaciółkom,
Jedna jest związana z literaturą.
Zareagowały podobnie:
To dla wąskiego kręgu.

Pytam: a o Tichonie Zadońskim
też niejasne?
Odpowiada: nie, o Tichonie jasne.
Pytam: a o Sierioży-alkoholiku - niejasne?
Odpowiada: jasne.
Pytam: a artykuły - też niejasne?
Nie, to proza, odpowiada, jasne,
Chciałam coś podobnego przeczytać
O tych ludziach, o których piszesz.

Lena, mówię, niech pani wierzy, ja tak nie specjalnie.
Nie chcę, by było niezrozumiałe.
Po prostu tak samo się składa.
Patrzy na mnie współczująco
Mówi: rozumiem.
Zaczynam się usprawiedliwiać: wie pani,
Ja piszę dość dużo artykułów
I jeśli pani te, w książce, rozumie,
to i inne z pewnością także?
Odpowiada: rozumiem.
No, a dla pani dwa piwa i mentolowe?
Tak, mówię, Lena, poproszę,
Nad sobą czeka praca
Dziś Szarik gej powraca.
Widzi pani, już jest rym.

Dlaczego pragnę, by rozumiała?
Dlaczego chcę się usprawiedliwiać?
Skąd to uczucie złodziejskiej niezręczności?
Zapomniałam
Czemu chcę się jej podobać?
Chcę być kochana przez naród
Jak pianista Wodennikow?
Przeprowadzam czysto sociokulturowy eksperyment,
Jak D.A. Prigow? Eksperyment jego pamięci
Już przeprowadzałam
Podczas wyboru króla poetów
Na Politechnice
(Czytałam wierszyk antyputinowski
Podczas festiwalu sponsorowanego przez Administrację
Prezydenta.
Tak czystej wody lodowatej nienawiści,
Która dochodziła z sali
Zapełnionej przez studentów prowincjonalnych uczelni teatralnych
Nie odczuwałam nigdy.
To niezłe doświadczenie.)
Zawsze przecież mówiłam:
Nie należy pokazywać
Swoich wierszy dzieciom i rodzicom
Robotnikom i chłopom
Należy pokazywać fabryki i zakłady.
Biednym - cudze problemy, bogatym też.
Ja przecież
Pokazuję swoją pracę na ojczystej ziemi
w kraju przyrodzonych zasobów
Nikomu nie dopierdalam
Jak poetka Dżochan Pollyewa.

Widocznie to wymóg nie do pomyślenia
I samozwaństwo
Nie, ojciec słusznie się gorszył,
Gdy przeczytał w moim dzienniku podrostka:
Nie chciałabym udawać,
że jestem taka jak wszyscy -
Ty co, uważasz się za lepszą?
Pytał z pasją
Graniczącą z sadomaso.
Miałam piętnaście lat
I pierwszą depresję,
Rodzice nie zauważyli,
A ja nie przywykłam się żalić
I zwracać na siebie uwagę

Nie uważam się za lepszą

Mam pokręcone wymagania
Uważam się za innego, inną, innych
Jak w filmie o tym tytule
z Nicole Kidman w roli głównej

Nie rozumiem, czemu w przeddzień
Nowego Roku
Ludzie biegają w poszukiwaniu choinki
I prezentów
I tego durnego zwyczaju
Czekania
Na mowę Prezydenta w telewizji
A potem picia i zakąszania

Ten Nowy Rok
Witałam
W pociągu Moskwa-Woroneż
Z chińskimi robotnikami
U nich rok szczura zaczyna się w lutym
I oni poszli spać o jedenastej
I ja zasnęłam z nimi
Inaczej niż zwykle
Gdy zasypiam o czwartej

Lubię zaglądać
W rozświetlone okna
Żyją tam w swych wodorostach
Akwariowe rybki
Wszystko to szalenie interesujące
Lecz nie rozumiem, jak to zrobiono
Kto wymyślił
Picie szampana
W Metropolitan Opera?
Po drugiej stronie ziemi
Wszystko może być inaczej

Krótko mówiąc
Nie mogę nadal udawać
Idę do domu i myślę:
Kim jest Lena
Sprzedawczyni sklepu nocnego
Pięćdziesięcioletnia, gruba, w okularach

Lubię słowo „gruba"
Jest tak pełna, wysoka i niespieszna
Taka silna farbowana blondynka;
Gdy nie pracuje przez dobę
Ogląda kanał Kultura
Czasem wychodząc na papierosa
Pożartować z ochroną
Kim była w poprzednim życiu?
Inżynierem? Bibliotekarką?
Nie zapomnieć zapytać następnym razem
Jeśli nie będzie u niej zbyt wielu ludzi

No i, rzecz jasna, ona ma rację:
To skomplikowany tekst,
Także wtedy, gdy udaje prosty,
Jak teraz

2008

niedziela, 12 kwietnia 2020

Edyta Rudolf "Od dżumy do eboli"


Jasnowidzka, czy co? Edyta Rudolf wydała swoja książkę w 2019 roku, a epidemia koronawirusa i fatalne decyzje polskiego rządu, które wbiły mnie w fotel bez dostępu do bibliotek, sprawiły się sięgnęłam po to opracowanie, bo jest dostępne on-line. Książka jest znakomita - wspaniały przegląd literatury, a zarazem wybór znakomitych obserwacji dotyczących znaczenia i wpływu epidemii na historię. Jej pełny tytuł Od dżumy do eboli. Sposób przedstawienia wybranych chorób zaraźliwych w przykładowych tekstach literatury popularnej. Autorka pisze: "W odniesieniu do badań wpływu chorób na tok dziejów znaczenie mają wielkie epidemie oraz spowodowane nimi zjawiska socjologiczne, zachodzące w różnych formach życia zbiorowego, manifestujące się w sferze praktyk religijnych, regulacji prawnych czy przemian obyczajowych i społecznych."

Z pomocą literatury cierpliwie tropi metaforyczne znaczenie zarazy. Przez wieki zjawisko to przeniknęło do kultury, a język literatury starał się je opisać, ujmując w słowa głębokie i skomplikowane doświadczenie nagłej śmierci. Słowo „epidemiologia” pochodzi z języka greckiego (epi – na, demos – lud, logos – słowo, nauka), co oznaczało: naukę/wiedzę o tym, co przychodzi na lud, czyli zarazę...

Książka zaczyna się prozaicznie - acz bardzo ciekawie - od zarysu historii epidemiologii, podstawowych pojęć i sylwetek kilku wybitnych uczonych, bez których nie byłoby wiedzy, szczepionek, ani nawet świadomości, czym są drobnoustroje. Jednak dopiero w okresie powojennym, czasach dynamicznego rozwoju biopolityki, kiedy uświadomiono sobie, że choroby epidemiczne mają poważne skutki społeczne, planowanie i ekonomikę działań na rzecz likwidacji zagrożeń epidemicznych przejęły rządy poszczególnych państw. W celu ochrony zdrowia obywateli zaczęły powoływać systemy organizacyjne, mogące zawieszać pewne swobody osobiste, wprowadzając na przykład obowiązkowe szczepienia, albo poważne obostrzenia na czas epidemii.

Przytłaczająca i prawdziwie imperialistyczna wydaje się perspektywa Josepha Davisa, który w początkowym okresie kształtowania się pojęcia medykalizacji wyodrębnił dwa główne nurty jej opisu: pierwszy, ujmujący medykalizację jako zwiększający się autorytaryzm i imperializm medycyny oraz drugi, zajmujący się analizą zachowań dewiacyjnych, tradycyjnie kontrolowanych przez tradycję, religię, prawo i rodzinę. Zjawisko medykalizacji nasiliło się podczas I i II wojny światowej oraz zimnej wojny, kiedy to wprowadzono mikrobiologię w sferę działań wojska. Współcześnie tworzeniem i sprzedażą leków, w tym szczepionek, zajmują się korporacje farmaceutyczne. Z racji posiadanych zasobów finansowych one też często decydują o prowadzonych badaniach medycznych. Medykalizacja silnie wpłynęła na wyobraźnię społeczną, a tym samym na rozwój literatury i całej kultury popularnej przez wprowadzenie motywów medycznych lub nawiązujących do medycyny.

Francuski materialistyczny naturalizm przyrodniczy zerwał z witalizmem i odszedł od spekulacji metafizycznych. W efekcie, na gruncie medycyny powstały nowe teorie definiujące zjawisko choroby jako proces o charakterze naturalnym, wolnym od wszelkiego rodzaju wątków supranaturalistycznych i metafizycznych, wymagającego zarazem w swych interpretacjach takiego stawiania pytań i formułowania na nie odpowiedzi, by nie potrzeba było odwoływać się do «hipotezy Boga» jako czynnika o charakterze sprawczym. Materialistyczny i mechanistyczny determinizm francuskiego oświecenia (w zakresie przyrodoznawstwa) oraz kantowski dualizm idealistyczny (w zakresie filozofii) zapowiadał rewolucję naukową mającą nastąpić w pierwszej połowie XIX stulecia. Niedoskonała medycyna i brak skutecznych środków leczenia wielu chorób sprawiały jednak, że jeszcze długo w świadomości potocznej postrzegano chorobę w perspektywie metafizycznej jako karę za grzechy. 

Badanie epidemii oraz jej skutków ekonomiczno-politycznych skłaniało wielu autorów do uznania, że w obliczu miażdżącej katastrofy, jaką jest z pewnością zaraza, ludzka natura powraca do etapu prymitywnych instynktów. Pogląd ten znajdzie swoją realizację choćby w twórczości Jacka Londona, Stephena Kinga czy w literaturze postapokaliptycznej, o czym obszernie pisze Rudolf w kolejnych częściach książki.

Rozdział po rozdziale prezentuje proces konceptualizacji kulturowych obrazów medycyny, konkretnie epidemiologii chorób zaraźliwych, w literaturze popularnej. Podkreśla, że epidemia wpisuje się w szeroki kontekst interdyscyplinarny, wymagający pozaliterackich poszukiwań i odniesień, nie mogąc ograniczać się jedynie do badania zgodności między opisem medycznym danej choroby a jej realizacją literacką. W niektórych tekstach, takich jak powszechnie znana Dżuma Alberta Camus (1947) [w każdym razie dla mojego pokolenia była to lektura obowiązkowa] czy Miasto ślepców José Saramago (1995), epidemia służy ukazaniu grupy ludzi w obliczu kataklizmu. Akcent położono zatem w tych książkach na analizie sfery duchowej człowieka, poszukiwaniu motywacji jego działań, badaniu granic człowieczeństwa, rozważaniom nad indywidualnymi wyborami, których dokonuje się w sytuacji granicznej. 

W literaturze pojawiają się też fundamentalne pytania o sens i istotę człowieczeństwa we współczesnym świecie w konfrontacji z wynalazkami i osiągnięciami nauki, w tym medycyny. Pisał o tym Szymon Hrebenda (Mitologia społeczna w literaturze fantastycznonaukowej) zaznaczając rolę konwencji fantastycznej, która pełni ważną funkcję w przyswajaniu dokonań nauki, jako pośrednik między elitarnym, wyemancypowanym światem nauki a społecznymi wyobrażeniami o rzeczywistości. Jej wielkim osiągnięciem jest przekładanie wysokospecjalistycznego języka opisu świata na potoczny język zrozumiały dla szerokiego odbiorcy. Po części wiąże się to z procesem wypierania kategorii obecnych w dotychczasowym opisie świata (religijnym, estetycznym czy filozoficznym), na rzecz pojęć związanych z nauką. Odkrycia i wynalazki naukowe stają się inspiracją do budowania fantazmatycznych wyobrażeń przyszłego obrazu świata. 

W procesie odbioru literatury podejmującej temat epidemii szczególną rolę odgrywa budowanie strachu przed chorobą, będącą kataklizmem dla ludzkości. Część autorów wyraża w swoich dziełach aprobatę dla kultury tradycyjnej i nie docenia naukowego porządku świata (na przykład osiągnięć współczesnej nauki). Tu wartością nadrzędną będzie sam tekst, jego ukształtowanie, wartości estetyczne i rola metafory. Zwolennicy nauk ścisłych nastawieni są do świata bardziej praktycznie, utylitarnie. Nastawiają się głównie na referencyjność tekstu. Teksty literackie wykorzystujące topos epidemii łączą w sobie zróżnicowane sygnały dotyczące preferowanego stylu odbioru, umożliwiając odczytanie w rozmaitych stylach, a tym samym rozszerzając krąg odbiorców.

Kreowany w literaturze popularnej obraz epidemii staje się zapisem fantazmatu, który na skutek rozwoju medycyny, epidemiologii i mikrobiologii oraz zachodzących zmian cywilizacyjnych ewoluował, będąc nie tylko zapisem lęków o wymiarze egzystencjalnym i społecznym oraz funkcjonujących hierarchii wartości, ale również ludzkiego samooglądu i wiary w moc przetrwania niesionej przez epidemię zagłady.

W dyskursie zarazy odbiorca nie ma do czynienia z konkretną chorobą, lecz fantazmatem obejmującym wszystkie wyobrażenia, obrazy, emocje, mistyfikacje, marzenia czy iluzje dotyczące choroby epidemicznej. Wszystko to, co odrzuca się w związku z konkretną jednostką chorobową, lecz co posiada znaczenie w porządku „rzeczywistości psychicznej. Fantazmaty osnute wokół epidemii powstają w wyniku zbiorowego doświadczenia, umowy społecznej oraz zachowują żywotność na długo po zniknięciu źródła ich powstania. Zbiorowe wyobrażenia epidemii, czy też fantazmatyczna pamięć kulturowa o niej zachowana zostaje w tekstach kultury popularnej.

Autorka stara się uchwycić ten moment, w którym nauka i rozwój industrialny społeczeństw zachodnich splatają się ze sobą, co znajduje swoje odzwierciedlenie w tekstach literatury popularnej, stanowiących zwierciadło rzeczywistości społecznej. Udaje jej się to znakomicie, a lektura Od dżumy... pozwala z ogromnym dystansem spojrzeć na to, co się dzieje wokół nas.

Sergiusz Jesienin "To nie chmury, nie mgły nad doliną..."


***

To nie chmury, nie mgły nad doliną
dokoła -
Matka Boska zaczyniła dla syna
kołacz.
Słodkościami nasyciła żyto,
masełkiem,
I upiekła, i włożyła cicho
w jasełkę.
Bawił się nim maleńki, aż usnął,
rozśmiany.
Wypadł z rączek pozłacany kołacz
na siano.
I potoczył się ten kołacz za wrota
zbożem,
Zamąciły łzy błękitną duszę
Bożą.
Matka Boska rady synaczkowi
dawała:
"Nie płacz, nie płacz, moje łabędziątko,
mój mały.
Na tej ziemi wszyscy ludzie w troskach
i w smutku,
Trzeba im choć jedną dać zabawkę
malutką.
Straszno im, gdy ciemną nocą
w mgle są.
Dałam imię temu kołaczowi:
miesiąc."

(przekład Władysław Broniewski)
 


sobota, 11 kwietnia 2020

Wisława Szymborska, Stanisław Barańczak "Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę: Korespondencja 1972-2011"


Na "ty" przeszli korespondencyjnie, bo twarzą w twarz spotkali się zaledwie kilkanaście razy. Ich korespondencja zaczęła się w 1972 r., kiedy Barańczak - wówczas pracownik naukowy polonistyki na UAM w Poznaniu, kierownik działu literackiego w miesięczniku Nurt - poprosił Wisławę Szymborską o przysłanie do druku kilku utworów. Zaskoczeniem było dla niego zarówno to, że poetka nie odmówiła, jak i to, że wiedziała, kim jest Stanisław Barańczak. Zaskoczeniem szczególnym był fakt, że skomplementowała tomik jego wierszy Jednym tchem.

Zapis tej wspaniałej, pełnej humoru i ciepła korespondencji, to świadectwo niezwykłej więzi intelektualnej: poeci przesyłają sobie nawzajem świeżo napisane lub przetłumaczone wiersze, kartki świąteczne, Szymborska tworzy swoje nieprawdopodobne wyklejanki, obdarowują się egzemplarzami wydawanych tomików wierszy. Opracowanie tej korespondencji to czyste cacuszko: zreprodukowana jest każda zachowana kartka, wyklejanka, list, każda wymiana myśli opatrzona jest komentarzami, bo po latach trudno zgadnąć kontekst, zrozumieć specyfikę chwili, domyśleć się dlaczego wyklejanka z szynką miała zastąpić prawdziwą wędlinę na święta. Opracowanie edytorskie zachwyca: odpowiada za nie trzeci znakomity poeta, Ryszard Krynicki. Zadbał o przedrukowanie rękopisów i kartek oraz o obszerne przypisy.

Część tej spuścizny to krótkie pozdrowienia, życzenia, gratulacje z rozmaitych okazji etc. - niezmiennie pogodne, dowcipne, czasem pełne ironii. Ale są i dłuższe listy – wymiana zdań dotycząca nadesłanych utworów i popularyzowania przez Barańczaka twórczości Szymborskiej w USA. Można zresztą uznać, że emigracja Barańczaka w dużej mierze przyczyniła się do rozwoju tej wspaniałej korespondencji. Został on skazany za łapówkarstwo (przekazanie dotacji na bibliotekę, w celu uzyskania korzyści własnych - SIC!). Zarzuty i proces były sfingowane, ponieważ Barańczak należał do członków założycieli Komitetu Obrony Robotników.W ramach resocjalizacji stracił posadę na Uniwersytecie, co skazało go na publikacje w wydawnictwach podziemnych. W końcu zdecydował o emigracji.

Pisze zatem o życiu i pracy w USA, o sztuce przekładu, w szczególności o przekładach wierszy Szymborskiej, których często sam dokonywał, a następnie dbał o ich obecność w prasie literackiej. W imieniu poetki negocjował umowy, honoraria, co martwiło Szymborską, przekonana, że zajęty przekładami zaniedbuje własną twórczość. Dekady korespondencji były jednak potrzebne, aby oboje pozwolili sobie na odsłonięcie odrobiny prywatności.

Ten zapis niezwykłej, wzruszającej rozmowy obejmuje okres ponad 40 lat. Najciekawsze wydaja się fragmenty dotyczące problemów z tłumaczeniem wierszy Szymborskiej. Nie sposób nie zachwycać się talentem tłumacza, który radził sobie z neologizmami, grami słów i kalamburami w niezwykle wdzięczny sposób. Wyklejanki Szymborskiej zazwyczaj stanowiły komentarz do wydarzeń z życia jednego z nich. Kiedy Barańczak uczynił słonia bohaterem najbardziej znanych polskich wierszy i wydał je w książeczce „Bóg, Trąba i Ojczyzna. Słoń a Sprawa Polska oczami poetów od Reja do Rymkiewicza” (Znak, 1995), rozpętała się afera, która sięgnęła Watykanu. Kardynałowie i szeregowi katolicy pastwili się nad autorem a wydawca tłumaczył, że w żadnym wypadku nie chciał szydzić ani z tradycji narodowych, ani tym bardziej katolickich. Poetka w komentarzu do tych wydarzeń wycina jakieś dwa słonie, nakleja na tekturkę i opatruje dwoma napisami: „Od razu widać, że Polak” i „Dobrze być sobą”. 

Jak wiadomo Szymborska uwielbiała limeryki, które często inspirowane były jakąś lokalną nazwą podpatrzona w czasie podróży. Michał Rusinek, pełniący funkcję sekretarza Szymborskiej po uzyskaniu przez nią Nagrody Nobla, przekazał Barańczakowi apel poetki o wypełnienie pewnego istotnego braku - limeryku o miejscowości Ocypel. "Brak ten ma charakter podwójny: stanowi lukę w literaturze rodzimej, jak też i musi stanowić bolączkę dla mieszkańców owej niezlimerykowanej miejscowości" - napisał. Barańczak ochoczo zaspokoił tę "jedną z najpilniejszych potrzeb społecznych" (zaproponował aż trzy limeryki o Ocyplu).

Z każdą stroną książki widać, jak z latami zacieśniała się ta niezwykła przyjaźń. Chory na Parkinsona Barańczak pisze: "Powtarzam sobie codziennie, że w gruncie rzeczy jestem wybrańcem losu, to znaczy, jeśli już musiałem na coś zachorować, to akurat ta choroba dla mnie jest stosunkowo nie najgorsza. Zmusza mnie na przykład (z powodu trudności z chodzeniem i równowagą) do siedzenia w domu: i bardzo dobrze – tak się składa, że całe życie byłem domatorem. Uniemożliwia występy publiczne? Świetnie dla mnie i dla publiczności – wiadomo, że jako mówca czy recytator nigdy nie byłem wiele wart. A już najlepsze jest to, że zacząłem chorować w odpowiednim momencie historycznym, kiedy już odkryto rolę dopaminy i wynaleziono różne zastępujące ją albo wspomagające lekarstwa".

Szymborska odwzajemnia się żalem: "Niełatwo w Polsce mieszkać po nagrodzie Nobla, oj niełatwo. Dla jednych mam być od tej pory Królową Korony Polskiej, z nożyczkami do przecinania różnych wstęg oraz młotkiem do wbijania gwoździ sztandarowych w rękach. Dla innych jestem w dalszym ciągu zagorzałą bolszewiczką, która była szczera tylko w dwu pierwszych tomikach, a potem przez 40 lat uprawiała chytry kamuflaż, żeby przypodobać się tym naiwnym Szwedom. Są również i tacy, którzy panią Wiesławę Szymberską czytali od zawsze, więc chyba zasłużyli, żeby się z nimi teraz tą nagrodą pokojową Nobla podzieliła. Zwłaszcza biednym parafiom coś się należy" - pisała poetka w lutym 1996 roku.

Tytuł tego zbioru, pełnego wdzięku, mądrości, dystansu, ironii, autoironii, subtelności, humoru, serdeczności i dowcipu, wziął się z kartki z wyklejanki z papugą proponującą bezpłatne konwersacje (maj 2005 r.). Szymborska napisała na niej: "Chcę Wam powiedzieć tylko, że Was kocham. Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę".



piątek, 10 kwietnia 2020

Wystan Hugh Auden "Tarcza Achillesa"

 Zajrzała mu przez ramię,
Spodziewając się sadów i winnic,
Marmuru dostatnich miast,
Mórz i żaglowców zwinnych,
Lecz on wykuł w lśniącym metalu
Zamiast przychylnych żywiołów
Pejzaż sztucznego pustkowia
Z niebem jak ołów.

Bura równina, ugór, który nic nie znaczył
Bez źdźbła trawy, bez dróg czy drzew przy ludzkich domach;
Nie było tu co zjeść, nie było usiąść na czym;
A jednak w tym nijakim miejscu znieruchomiał
Gęsty czworobok, jedna wielka niewiadoma:
Milion oczu i butów jakiś nakaz przygnał,
By równo jak pod sznurek, czekały na sygnał.

Glos pozbawiony twarzy gdzieś w górze wyliczał
Statystyczne dowody, że dogmat jest słuszny,
Tonem suchym i płaskim jak ta okolica:
Nie było braw, nie było mowy o dyskusji;
Kolumna za kolumną szła w tumanie dusznym -
Odmaszerowali, przekonani święcie
Logiką, co ich wtrąci - gdzie indziej - w nieszczęście.


Zajrzała mu przez ramię,
Oczekując uczt i ołtarzy,
Girland na szyjach jałówek,
Ku niebu wzniesionych twarzy,
Lecz na błyszczącym metalu,
Gdzie modły widzieć się winno,
Żar kuźni oświetlił scenę
Zupełnie inną.

Drut kolczasty wydzielał arbitralny skrawek
Gruntu, gdzie stali, nudząc się, funkcjonariusze
(Jeden rzucił ospały żart); w słońcu jaskrawym
Pocili się strażnicy, za drutem posłuszne
Rzędy porządnych ludzi gapiły się gnuśnie,
Gdy trzech mężczyzn, ubranych w drelichy więzienne,
Przywiązywano do trzech słupów wbitych w ziemię.

Majestatyczna masa tego świata, wszystko,
Co ma wagę, co zawsze tyle samo waży,
Spoczęła w cudzych rękach; jak na pośmiewisko
Rzucono ich, zmalałych, w ten krąg pustych twarzy,
Bez nadziei na pomoc; co sobie zamarzył
Wróg, stało się: przegrali zhańbieni; skonała
W nich ludzka duma, zanim skonały ich ciała.


Zajrzała mu przez ramię
Oczekując atletów i gonitw,
Mężczyzn i kobiet o smukłych
Ciałach, muzyką wprawionych
W płynny, ciepły wir tańca;
Lecz on wykuł na tarczy jasnej
Nie posadzkę taneczną - pole
Zarosłe chwastem.

Obdarty łobuz na pustkowiu dzikim
Błąkał się sam, bez celu; ptak z furkotem wzleciał,
Spłoszony jego celnie rzuconym kamykiem
Że dziewczynę się gwałci, że gdzie dwóch ma nóż, ginie trzeci,
Przyjmował jako aksjomat - on, co nie słyszał o świecie,
Gdzie byłaby spełniona obietnica jakaś,
I gdzie, płacz cudzy widząc, ktoś mógłby zapłakać.


Wąskowargi płatnerz Hefajstos
Wstał, odkuśtykał na bok:
Tetyda o piersiach ze światła
Mogła tylko zakrzyknąć słabo,
Widząc, co bóg wykuł dla mocarza,
Co otrzyma jej syn za chwilę -
Mężobójca o sercu z żelaza,
Młodo umrzeć mający Achilles.