środa, 10 marca 2021

Michel Houellebecq "Mapa i terytorium"

 

Michel Houellebecq doczekał się za tę książkę nagrody Goncourtów w 2010 roku. Natomiast ci, którzy czekali na kolejny skandal literacki najpewniej poczuli się zawiedzeni. Książka jest grzeczniutka, choć chwilami lekko turpistyczna, tchnie melancholią, o którą nie podejrzewałabym Houellebecqa, ale na szczęście zachowuje charakterystyczny dla niego posmak ironii, sarkazmu, a właściwy autorowi dystans pozwala łatwiej znieść pustkę życia francuskiej bohemy.

Zabrakło też charakterystycznych dla pisarza oskarżeń pod adresem konsumpcyjnego świata i wyraźnych komentarzy do aktualnych przemian społecznych. Nie ma prawie wcale refleksji na temat religii, w których lubuje się Houellebecq. Oszczędził nam tym razem - co mnie akurat cieszy - wulgaryzmów i obscenicznego seksu. Bardzo powściągliwie posługuje się - tego ciut mi żal - anegdotkami ze świata biologii i antropologii kultury.

Główny bohater, fotograf i malarz, Jed Martin, przypomina swoją mizantropią, poczuciem wykluczenia i swobodą w kreowaniu wizerunku samego Houellebecqa. Ale żeby zbyt łatwo nie było - w powieści pojawia się sam autor. Houellebecq ma bowiem opracować tekst do katalogu promującego wystawę prac Jeda, co staje się początkiem pewnej szczególnej znajomości, mającej nieoczekiwane zakończenie.
 
Książka nieco smutna i przygaszona - trochę w duchu Cząstek elementarnych. Powieść jest po trosze obrazem umierającej cywilizacji (opustoszały burdel, kolejka do eutanazji), po trosze portretem ludzi-produktów. Na nieco bardziej rozrywkowym poziomie - jest parodią światka francuskich mediów, a także ironicznym spojrzeniem na sztukę: rozwalił mnie obraz "Bill Gates i Steve Jobs dyskutujący o przyszłości informatyki" oraz doniesienie o artystce porno, która właśnie opublikowała serię wywiadów, jakie przeprowadziła z tybetańskim mnichem.
 
Ciekawe swoją drogą, jak silnie oddziałują na wyobraźnię mapy: w czytania raz po raz nasuwa się na myśl Mapa Wisławy Szymborskiej, albo Barbary Sadurskiej, że już nie wspomnę o arcydziele Fra Mauro.