sobota, 30 listopada 2019

Dane Mitchell "Post hoc"



Pawilon Nowej Zelandii na Biennale w Wenecji w 2019 r.
Ogromna drukarka umieszczona w pustej bibliotece drukująca live wszystko, co akurat znika z powierzchni Ziemi: języki, gatunki, nazwy ulic
Curators: Zara Stanhope, Chris Sharp
Commissioner: Dame Jenny Gibbs.

Sylwetka i strona Dane'a Mitchella - tutaj



 


piątek, 29 listopada 2019

"Irlandczyk" (Irishman) reż. Martin Scorsese


Trzy i pół godziny epickiego kina w stylu sagi nostalgiczno-scorsesiańskiej. Akcja zaczyna się od wizyty w domu spokojnej starości (przy dźwiękach In the Still of the Night The Five Satins) i ta nostalgiczna nuta towarzyszy praktycznie każdej scenie, z większą chyba siłą niż w jakimkolwiek innym filmie tego reżysera. Może tylko Chłopcy z ferajny w podobny sposób pokazywali żal za minionymi latami beztroskiej i bezkarnej rozwalanki, która gwarantowała królewskie życie mafijnym bossom i ich żonom. Podobny jest rytm tego filmu, narracja z offu, chwyty slow motion, a nawet wybrane wątki. Tym razem jednak gangsterska tematyka osnuta została wokół historii z życia wziętej, czyli biografii Franka Sheerana: weterana II wojny światowej, a potem mafijnego zabójcy i gangsterskiego chłopca na posyłki (historia znana z książki Charlesa Brandta Słyszałem, że malujesz domy).

Robert De Niro, Joe Pesci i Al Pacino jak zwykle stanowią klasę sami w sobie i co więcej sprawiają wrażenie, że sami świetnie bawią się w swoich rolach. Scorsese nie wychodzi z formy. Nadal widać jego kunszt reżyserski, szczególnie przy żonglowaniu chronologią: przeplata retrospekcje z futurospekcjami, nie tracąc panowania nad fabułą. Podobno Joe Pesci dla tej produkcji wrócił specjalnie z emerytury, a DeNiro i Scorsese powrócili do współpracy, która ostatnio połączyła ich przy produkcji Kasyna 25 lat temu. Klasyczne kino mafijne: te same twarze, nieodłączne garnitury, cygara, spluwy. I znane, ale wciąż kochane klisze: De Niro gra De Niro ze swoja ponurą powagą, a Pacino gra Pacino - ze znaną sobie swadą i dystansem.

Scorsese skorzystał z okazji, by w swoim "parku rozrywki" umieścić różne ciekawe atrakcje, w tym ukochane przez Amerykanów teorie spiskowe. Cosa Nostra podobno sterowała wszystkim: sprawa Hoffy, prezydentura i zabójstwo JFK, afera Watergate, inwazja w Zatoce Świń. To mafia pisze historię XX-wiecznych Stanów, jak Amerykańskim spisku Jamesa Ellroya. Tu odczuć można pewien przesyt Wielka Historią i niedosyt losów samego Franka, co czyni jego postać nieco papierową, bierną i obojętną. A chyba kluczem do wątku filozoficznego tej opowieści miał być rodzaj bliskości (sympatii?) względem głównego bohatera.

Film został przepięknie sfotografowany przez Rodrigo Prieto. Rozczarowały mnie natomiast komputerowe efekty specjalne - "odmłodzony" De Niro wygląda cokolwiek upiornie z dziwnie martwymi, błękitnymi oczami i przesadnie wyczernionymi brwiami (trochę jakby go wyjęli z gry wideo albo gabinetu figur woskowych). I nie zrobił go takim prymitywny program do obróbki zdjęć, ale coraz popularniejszy system szkoleniowy Sztucznej Inteligencji o nazwie GAN (General Adversarial Network - więcej o jego możliwościach tutaj). 

Pomimo drobnych uchybień, jest to nie tylko świetne gangsterskie kino, które wciąga, trzyma w napięciu i daje poczuć klimat dawnych, brudnych dzieł Martina Scorsesego, ale także prezentacja wspaniałości tkwiącej w samej istocie opowiadania. A ponadto intrygujący traktat o moralności i rozważania na temat istnienia sumienia.


czwartek, 28 listopada 2019

Michał Bałucki "Zimowym wieczorem"

Na mlecz­nym nie­bie bla­dy księ­życ sie­dzi,
Jak je­zu­ita, gdy słu­cha spo­wie­dzi, —
Na­chy­lił gło­wę i cie­ka­wie słu­cha,
Co grzesz­na zie­mia szep­cze mu do ucha. —

Zie­mia de­wot­ka i sta­ra grzesz­ni­ca
W śnie­go­wy rą­bek ustro­iła lica,
I taka smęt­na była, taka bia­ła, —
Tak po­kut­ni­ca pięk­nie wy­glą­da­ła,
Że księ­życ roli za­po­mniał — i pa­nią
Za­miast spo­wia­dać — za­ga­pił się na nią.


środa, 27 listopada 2019

Patrick White "Węzeł"




Po Nagrodzie Nobla dla Olgi Tokarczuk poszukiwałam noblistów nieoczywistych: mało znanych, już niepopularnych, niemodnych, a także tych z różnych "zabitych dechami" krańców świata. Tak odkryłam Nadine Gordimer i Patricka White'a.

Węzeł podobno jest powieścią, którą White wyjątkowo cenił. Daje ona pojęcie zarówno o stylu tego pisarza, jak i jego ulubionych tematach. Dla mnie odkryciem było, że w Australii powstawały jakiekolwiek powieści - może nie na miarę twórczości pisarzy rosyjskich, francuskich, brytyjskich, czy choćby amerykańskich, ale jednak sztuka australijska to nie tylko opera w Sydney i etnotwórczość aborygenów australijskich.

Od pierwszych stron powieści śledzimy losy bohaterów - braci bliźniaków - którzy są postaciami archetypicznymi, przewijającymi się w różnych powieściach White'a. Utalentowany literacko Waldo, przekonany o swojej wyjątkowości, gardzi egzystencją mieszkańców przedmieścia, choć sam jest emocjonalnie niestabilny, niezdolny do tworzenia udanych relacji z innymi ludźmi. Jego brat Artur uważany jest za niedorozwiniętego, ale jego miłość i wiara w ludzi są absolutnie bezkrytyczne. Waldo usiłuje nieco odsunąć się od brata i odtrąca jego miłość i oddanie. Chłopcy wychowywani są przez rodziców, którzy wybrali izolację od świata i do starości pozostają zamknięci we własnym domu, zdziwaczali jak bohaterowie filmów Koterskiego.

Autor przedstawia cały ciąg wydarzeń najpierw z perspektywy jednego a potem drugiego brata. W ten sposób w zupełnie innym świetle przedstawia te same osoby, pozwala sobie na ocieplenie ich wizerunku - lub na odwrót - bardzo krytyczną, nieledwie złośliwą ocenę. Jest w tej powieści także wiele elementów symbolicznych i zaskakujących odniesień do kultury antycznej. W tym kontekście nietrudno uznać za trafną opinię Komitetu Noblowskiego, który nagrodził White'a w 1973 roku za epickie i psychologiczne mistrzostwo, dzięki któremu odkryty został nowy literacki kontynent.

wtorek, 26 listopada 2019

Andrzej Bursa [Modlitwa dziękczynna z wymówką]


Nie uczyniłeś mnie ślepym
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie garbatym
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie dziecięciem alkoholika
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie wodogłowcem
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem
hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory
Dzięki Ci za to Panie

Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem? 
 


 

poniedziałek, 25 listopada 2019

"Zagubione dusze" (Teatr Wielki Opera Narodowa)


(Igor Strawiński, Max Richter / Bronisława Niżyńska, Krzysztof Pastor, Wayne McGregor; Spektakl w ramach XI Dni Sztuki Tańca, Teatr Wielki Opera Narodowa)


Przetrwało zaledwie kilka choreografii zmarłej w 1972 r. Bronisławy Niżyńskiej, tańczącej (a potem tworzącej choreografie) długo w cieniu swego męża Wacława. Największą popularnością cieszy się często wznawiane na świecie „Wesele", opracowane 95 lat temu dla zespołu Sergiusza Diagilewa, który skupił wokół siebie grono wybitnych awangardowych artystów, od Strawińskiego po Picassa. Zapewne to właśnie ich wpływ sprawił, że Niżyńska była otwarta na nowe prądy, co widać m.in. właśnie w „Weselu", które stanowi pierwszą część spektaklu Zagubionych dusz


Choreografia, osadzone w modernizmie lat 20., do dziś zachowała oryginalność. Muzykę do tego spektaklu (zamówionego przez Diagilewa) napisał Igor Strawiński, czerpiąc garściami z folkloru, ale ubarwionego agresywnymi, zmiennymi rytmami. Niżyńska również inspirowała się scenami tradycyjnego obrzędu weselnego, odrzucając jednak ckliwość, idąc śladem legendarnego Święta wiosny. W Weselu oglądamy dwa równolegle światy – Panny Młodej i Pana Młodego, ale zamiast oczekiwanej radości dominuje zagubienie i smutek. Niżyńska bawiła się możliwościami konstruowania brył z ludzkich postaci (wpływ kubizmu), bazując głównie na scenach zbiorowych.

Do Wesela Polski Balet Narodowy dodał dwie współczesne choreografie, które ostatecznie złożyły się na Zagubione dusze. W drugiej części podziwiamy balet dyrektora Krzysztofa Pastora (Do not gentile) wcześniej nieznany w Polsce (zrealizowany w Holandii), który także powstał do muzyki Igora Strawińskiego, inspirowanej wierszem Dylana Thomasa oraz I symfonii. Ta część wieczoru miała charakter wybitnie kameralny, pełen uroku i niespotykanej wrażliwości, mieszaniny smutku dojrzałości, energii młodości, buntu i rezygnacji. 

Wieczór zwieńczyła Infra Wayne'a McGregora do muzyki Maxa Richtera - hołd dla ofiar zamachu terrorystycznego w Londynie w 2005 r. Spektakl pokazuje to, co dzieje się pod powierzchnią wielkiego miasta i w ludzkich duszach. Ciekawym zabiegiem jest układ taneczny na 12 tancerek i tancerzy, tworzących bardzo dynamiczny, ale doskonale spójny obraz.

Wspaniały, subtelny i niepowtarzalny wieczór!

środa, 20 listopada 2019

Maciej Hen "Deutsch dla średnio zaawansowanych"

Marek Deutsch jest niespełnionym warszawskim malarzem u progu starości, który żyje na granicy materialnego przetrwania, kiedy znienacka zgłaszają się do niego tajemniczy adwokaci z propozycją odzyskania pewnej posiadłości - kawałka ziemi na terenie rumuńskiej Bukowiny. Odzyskanie owego spadku wymaga jednak osobistej wizyty malarza w Rumunii i zdobycia dokumentów potwierdzających ciągłość jego rodowodu. Trzykrotny rozwodnik nie ma nic do stracenia zatem wikła się w przedziwną intrygę.  

Maciej Hen (autor brawurowej, rozgrywającej się w XVII w. Solfatary, za którą otrzymał Nagrodę Gombrowicza) także i tym razem wplata do swojej - na wskroś współczesnej powieści - wątki historyczne, sięgające XIX w., a także odniesienia do antysemickich wydarzeń 1968 r. Podróż śladami przodków – przez Ukrainę do Rumunii – ujawnia liczne zaskakujące szczegóły z historii rodziny Deutscha. Plączą się tu wątki żydowskie, niemieckie, chłopskie i szlacheckie, prowadząc do pewnej owianej posępną legendą postaci historycznej… 

Jest to jednocześnie powieść pełna humoru - jak i piękna opowieść o starzeniu się. Zachwyca nadzwyczajny zmysł humoru, umiejętność stylizacji, budowania wartkich dialogów i lekkość pióra. Gdyby nie (kiepskie - będę szczera) wątki romansowe, byłaby to powieść znakomita :-)

 

wtorek, 19 listopada 2019

"Suburbicon" (reż. George Clooney, scenariusz: bracia Joel i Ethan Coen oraz Grant Heslov)


Mnie ten film zauroczył, choć recenzje miał takie sobie. Osoby autorów scenariusza nieuchronnie każą nam szukać podobieństw do Fargo, ale z kolei sceneria przywodzi na myśl podobnie przewrotne filmy, w których słodkie amerykańskie miasteczka skrywają podłe czyny i straszne tajemnice (Żony ze Stepford, Miasteczko Pleasantville). Widać nawet Amerykanie wyczuwają, że pod osobą sąsiadki witającej nas w nowym miejscu samodzielnie upieczonym plackiem, może się kryć postać szalona lub niebezpieczna, a idealna społeczność ma swoje ponure oblicze.

Akcja filmu rozgrywa się w lukrowanej scenerii lat 50. w tytułowej, pozornie sielskiej miejscowości (wspaniała stylizacja retro à la Hitchcock!). Na tę słodycz mamy jakieś 5 pierwszych minut filmu - potem jest już tylko szybko i mocno, bo równolegle z intrygą kryminalną rozwija się wątek obyczajowy, inspirowany autentycznymi wydarzeniami. Do miasteczko zamieszkanego przez same białe rodziny wprowadza się czarnoskóre małżeństwo z synkiem. Dotychczasowi mieszkańcy domagają się od władz eksmisji przybyszy, ale ostatecznie postanawiają na własną rękę wykurzyć "czarnuchów". 


Zasadnicza fabuła zasadza się jednak na popełnieniu zbrodni, które jest przedstawione tradycyjnie jako najzwyklejsza rzecz na świecie, a potem przeradza się w oczekiwanie na konsekwencję tych czynów i ukaranie winnych, w typowym dla Coenów chaotycznym stylu (to przedziwne domino zdarzeń przywodzi na myśl Poważnego człowieka). W efekcie Suburbicon można umieścić w dziale "czarna komedia" lub "czarna groteska" choć historia ma także swój polityczny ciężar (daleka jednak byłabym od poszukiwania tu porównań z Selmą). Paranoiczny sen o szczęśliwej krainie, gdzie spod powierzchni wiecznie uśmiechniętej pastelowo-reklamowej idylli wyłażą groza, rasizm i mordercze instynkty potęguje świadomość, że zło nie ma związku z kolorem skóry. Oprócz jatki i zgrywy mamy w tym filmie również społeczne sumienie, co pokazuje dość karkołomną próbę powiązania egzystencjalnej tragifarsy w stylu braci Coen z lewicującym jak zwykle Clooneyem.

(Ta lewicowość przebija nawet w tytule filmu, stanowiącym kontaminację słów suburbia i panoptykon - nawiązanie do dość upiornej idei więzienia idealnego Jeremy'ego Benthama, w którym nie trzeba nikogo pilnować, bo ludzie będą pilnować się sami, oddaje w jakimś stopniu sytuację mieszkańców, którzy okazują się zakładnikami swoich uprzedzeń, pragnień i ambicji. Chcieliby robić co innego z kim innym i gdzie indziej, ale muszą się zadowolić "małą stabilizacją". Suburbicon to nie miasto, lecz stan umysłu.)

Film jest smakowity ze względu na fenomenalną grę aktorów, popisowe role hollywoodzkich gwiazdorów. Fantastyczny Matt Damon oraz Julianne Moore (grająca siostry-bliźniaczki) tworzą udany duet, ale znakomity jest także Noah Jupe (odtwórca roli synka) i genialny (w roli drugoplanowej) Oscar Isaac. Zręcznie poprowadzeni, potrafią z talentem budować napięcie i gładko łączyć ze sobą wewnątrz jednej sceny powagę z absurdem. Z przyjemnością się to ogląda!




środa, 6 listopada 2019

Sully Prudhomme "Dokąd idą?"

Nie idzie w niebo, kto z miłości ginie,
Bo brak tam zmierzchu, co rozkosz osłania,
A boska słodycz w wieczystej dziedzinie
Mniej słodka ustom, niż miód całowania.

Nie płonie także w piekielnej głębinie,
Bo już się spalił płomieniem kochania,
A ból i wzgarda w zwątpienia godzinie
Nad szpon szatana pierś krwawiej rozrania.

Dokąd więc idą i jakie katusze,
Jakie rozkosze czuć mogą te dusze,
Co przeszły mękę i rozkosz miłości?

Niebo i piekło poznały na ziemi,
I wieczność moc swą straciło nad niemi,
Więc z ciałem giną, rozwiane w nicości.

(Przełożyła Maria Konopnicka)


Nie odmówię sobie tej krótkiej notatki o człowieku, który był pierwszym laureatem literackiej Nagrody Nobla w 1901 roku: Sully Prudhomme (właściwie Sully René François Armand) (1839-1907) – był pierwszym  poetą, tłumaczem, wybitnym przedstawicielem pokolenia parnasistów, który wywarł ogromny wpływ na literaturę swoich czasów. Mimo wybitnych zdolności matematyczno-inżynierskich, ze względu na stan zdrowia został urzędnikiem i oddał się lekturom. Zadebiutował tomem poezji Stance i wiersze (1865), a inne ważne zbiory to: Stajnia Augiasza (1866), Włoskie zarysy (1898), Przeznaczenie (1872), Daremna czułość (1875). W młodzieńczych wierszach opiewał także polskie Powstanie Styczniowe. Przyznanie mu nagrody Nobla wywołało kontrowersje i protesty. Dzisiaj niemal zapomniany...

wtorek, 5 listopada 2019

Aleksandra Wolf "Zacznijmy jeszcze raz" (reż. Tomasz Sapryk, Teatr Kamienica)


Z przyjemnością wypada zaznaczyć, że Zacznijmy jeszcze raz nie jest kolejną kopią amerykańskiego sukcesu z Brodwayu. Autorka sztuki - Ola Wolf - napisała o nas… bliską polskiemu widzowi, ciepłą, dowcipną i mądrą. W dodatku sztuka powstała specjalnie z myślą o aktorach Tomaszu Sapryku i Aldonie Jankowskiej, którzy świetnie dają radę!

On - Karol - to erudyta, egocentryk i hipokryta, skażony artystowską manierą autopromocji i samouwielbienia. Nic zatem dziwnego, że jego rozmowa z terapeutką przypomina show. Niekonwencjonalne metody terapeutki są z kolei odsłoną gry pozorów. Oboje przybierają kolejne maski, po to by zaraz je zdemaskować. Finał jest niestety bardzo przewidywalny, ale zabawa jest i tak przednia. No i morał nienajgorszy: nawet jeśli wstyd i cierpi nasze ego, i nie wiadomo od czego zacząć), to warto podjąć walkę o kogoś kto nas kocha...