sobota, 10 października 2009

Władimir Sorokin "Dzień oprycznika"


Ta książka stała się wydarzeniem w Rosji. Uznano, że stanowi renesans powieści rosyjskiej i wyrocznię dla młodych Rosjan. Niewątpliwie jest dystopijną satyrą na współczesne wydarzenia w Rosji, ale z polskiej perspektywy wydaje się nieporównanie mniej poruszająca. 

Akcja rozgrywa się w 2027 r., czasach odbudowy, powrotu do religii i tradycji, a także wielkiej autarkii (wielki mur odgradza Nowy Carat od reszty świata, paszporty zostają uroczyście spalone na placu Czerwonym, a zagraniczni dyplomaci wydaleni z kraju). Głównym bohaterem powieści jest tytułowy oprycznik - Andriej Daniłowicz Komiagao, gorliwie oczyszczający kraj z wszelkich elementów antypaństwowych i dzielnie wspierający kontrrewolucję kulturalną. Jeden dzień z jego życia pozwala zrozumieć skalę zmian i rozmach zaprowadzonych porządków, wzorowanych na  średniowiecznej władzy i przemocy wspierających ją opryczników (co prawda futurystyczni oprycznicy nie jeżdżą konno, tylko mercedesami, ale wykorzystują sprawdzone sposoby walki - spalić dobytek, zgwałcić żonę, dom zrównać z ziemią).

Eksport ropy i gazu ma zapewnić dobrobyt mieszkańcom wspaniałej Rusi, a jedynym partnerem handlowym są Chiny (oprycznik docenia niezwykłą mądrość monarchy, który oszczędził ruskiemu człowiekowi wyboru wśród tysiąca produktów). Świat opisany z perspektywy oprycznika jest doskonały: zachwyca go sprawiedliwa przemoc i władza, samowładztwo cara-półboga, izolacja kraju i uświęcenie narodu, sprowadzonego rzecz jasna do ludzi Kremla.

Nawet ten pobieżny skrót pozwala rozpoznać mechanizmy wprowadzone w dzisiejszej Rosji, cofającej się społecznie do czasów feudalnych, a zapewniam, że każda strona książki uzmysławia coraz silniej skalę podobieństwa współczesnych mechanizmów rosyjskiego terroru politycznego do czasów Iwana Groźnego. Wrażenie to wzmaga język powieści, stylizowany na Puszkina i niezliczone odwołania do rosyjskiej kultury i historii (w tym rosyjskich twórców i poetów). Warto zaznaczyć, że ten archaizujący język w przekładzie mógłby się okazać kompletnie niezrozumiały, gdyby nie fantastyczne tłumaczenie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, która korzystała często z Sienkiewicza i Fredry. 

Sorokin wprowadza także masę elementów współczesnych i futurystycznych (narkotyki, komórki i homoseksualne orgie wspomagane farmakologicznie), co burzy wizerunek "wielkiej literatury rosyjskiej". Systemowe ogólne ogłupianie ludności nowej Rusi opisane jest po mistrzowsku, więc nic dziwnego, że jawnie satyryczny Dzień oprycznika uznano za dzieło skandaliczne i nieprawomyślne. Warto dodać, że krótko po publikacji książki, kompletnie pustej szosie na skuter Sorokina najechała ciężarówka, a pisarz z ciężkimi obrażeniami znalazł się w szpitalu. Najpewniej nie był to przypadek, tylko próba uciszenia niepokornego pisarza.

Władimir Sorokin (ur. 1955) jest jednym z czołowych przedstawicieli radzieckiego, a później rosyjskiego konceptualizmu. Jego książki wypełniają różnorodne eksperymenty artystyczne, a zazwyczaj operują swobodną interpretacją najnowszej historii - stąd opinia skandalisty. W Rosji został nawet oskarżony o szerzenie pornografii, z powodu powieści Gołuboje sało, w której Chruszczow kopuluje ze Stalinem. Krytykowano nie tylko ów pornograficzny obraz, ale także fakt obrazy przywódców radzieckich - co tylko przysporzyło popularności Sorokinowi (na dworcach kolejowych pojawił się nawet zestaw podróżny: piwo, kiełbasa i powieść Gołuboje sało).

Trudno ocenić, na ile bariera kulturowa wpłynie na odbiór książki przez polskich czytelników. Powieść na pewno nie osiąga tej uniwersalności, jaka cechuje Czechowa, Tołstoja czy Dostojewskiego. Tłumaczka zawarła w przypisach objaśnienie nieznanych elementów i nazwisk, ale całe spektrum znaczeń i zwyczajów zapewne pozostanie hermetyczne dla naszych czytelników - może bliny coś mówią Polakom, ale nazwiska Mulata, Newskiego, Godunowa, kultura rozmów w łaźniach, kokoszki z wódką itd. - to dla wielu osób dość odległe klimaty. 

Na ile polski czytelnik doceni jasność obrazu wiernopoddaństwa Rusinów? Jest ono charakterystyczne dla kultury samodzierżawia - podobno Rosjanie organicznie potrzebują cara - nawet jeśli jego funkcje ma pełnić komunistyczna władza albo Putin. Lepiej do polskiej wyobraźni przemówi zapewne wizja państwa zbudowanego na idei narodowej i prawosławiu: oprycznik Komiaga po "zajeździe" na bogatego hrabiego zaraz udaje się do soboru. Co prawda podobny wątek romansu władzy i cerkwi lepiej przedstawił w Lewiatanie Andriej Zwiagincew, ale najważniejsze jest skojarzenie tego wątku z coraz silniejszym związkiem między władzą a kościołem w Polsce.

Powieść - rewolucyjna z perspektywy Rosjan - dla nas zapewne pozostanie jedną z wielu, czytelną raczej dla wyrobionego odbiorcy.



piątek, 9 października 2009

Stanisław Barańczak "Pan Elliot Tischler"

Pan Elliot Tischler ciągle otrzymuje listy,
choć pięć lat temu umarł. W przedostatniej chwili
sprzedał dom genetyczce, żonie mediewisty,
który w tych stronach nie mógł na żadnej posadzie
zaczepić się na stałe, więc dom opylili
z kolei nam i teraz uczą gdzieś w Nevadzie.
Pan Tischler, choć też znikł, jest bardziej rzeczywisty:

„Time” proponuje, że mu wznowi abonament,
komitet szkolny liczy na jego głos w przyszłych
wyborach, instytuty zajęte badaniem
przyczyn dystrofii mięśni proszą go o datek,
Lawn Shark Company marzy o tym, by mu przystrzyc
trawnik, i wciąż tym samym zamierzchłym mandatem,
o którym najwidoczniej zapomniał na amen,

nęka go Biuro Grzywien w Milford, gdzie – Bóg raczy
wiedzieć, po co – parkował w miejscu nielegalnym.
Nie cały umarł. Prawda, wiemy o nim raczej
mało: ściany malował na żółto; dla żony-
-inwalidki (zmarł po niej) zrobił zjazd z sypialni
do ogrodu, z masywnych desek przygwożdżonych
na fest, na wieczność; miałem potępieńczą pracę,

rozbierając to wszystko. Co jeszcze? Nic. Tyle
co nic: odciski palców na kuchennym blacie,
którego się kurczowo trzymał w tamtej chwili,
kiedy, sam wśród gotowych do transportu gratów
i pudeł, mieszał cukier w ostatniej herbacie
i czuł, że wszystko na nic, że niknie bez śladu.
Te odciski już starte. A zresztą się mylił.

(wiersz z tomu Widokówka z tego świata)