Czytałam tę powieść gdzieś pod koniec lat 80. - jednym tchem, zachłannie. Pobrzmiewają w niej echa Wspomnień z Domu Umarłych Dostojewskiego. Tutaj także bohater powieści - po odbyciu kary rozpoczyna tam nowe życie - u boku poznanej na zesłaniu kobiety. Jednak przy całej nostalgii Wzgórza Błękitnego Snu i przejmującym smutku losów Bronisława Najdarowskiego, jest to niewiarygodnie piękna i pełna wrażliwości opowieść. Pomimo silnie zarysowanego wątku politycznego - dominuje wspaniale skomponowana opowieść i miłości, męstwie, przyjaźni i tęsknocie, a wszystko to na tle wspaniałej, dzikiej syberyjskiej przyrody.
Z powodu tej powieści dwa lata później wybrałam się w podróż na Syberię tłukąc się słynną Bajakalsko-Amurską Magistralą przez obłędne dwa tygodnie w środku zimy. Przyroda jest niezależnym bohaterem Wzgórza.... Piękno i ogrom
zapierających dech w piersiach krajobrazów syberyjskiej tajgi tak samo
pociągają, jak i przeraża.
„To było coś bajecznego. Zdawało mu się, że z ciemnego szybu wylazł na sam czubek góry zalanej słońcem i morzem. Pod jego nogami, jak sięgał wzrok, het, na dwadzieścia wiorst, po horyzont falowała tajga, wznosząc się na wzgórzach i opadając, cała w rozpryskach zieleni, od ciemnego szmaragdu do jasnego seledynu, a u podnóża grzbietu górskiego, na którym stał ich dom, płynęła rzeka, przecinając zmierzwioną powierzchnię kniei żywą, rtęciowa wstęgą, łagodnym łukiem skręcając na północ w biegu ku Agarze, zgubiwszy po drodze jedno jeziorko, połyskujące jak lusterko w trawie”.
Najbardziej wzruszający fragment książki,
to moment, w którym, na samym końcu Newerly na swój sposób żegna się ze Wzgórzem błękitnego snu,
rozlicza z tą historią, wyjaśniając zarazem genezę swojej książki.
Mistrzostwo stylu i humanizm tej powieści towarzyszą mi nadal - nieprzyćmione, mimo setek innych książek, które przeczytałam przez wszystkie te lata.