Przepiękny, niezwykły film, wbijający w fotel, niemal fizycznie odczuwalny. Mads Mikkelsen wyczarował tak sugestywną postać, że przez pierwsze pół godziny filmu człowiek nawet nie rejestruje, że nie padło jeszcze żadne słowo. Wbrew pozorom nie jest to film o przetrwaniu, ale potrzebie zachowania człowieczeństwa nawet w ekstremalnych warunkach.
Bohater Arktyki, Overgård, najprawdopodobniej pilot ocalały z katastrofy lotniczej, to zagadkowa postać. Nie wiadomo, jak doszło do katastrofy, ani ile dni spędził we wraku samolotu. Jednak powtarzalny rytm dnia, precyzyjna organizacja podstawowych zadań zapewniających przetrwanie oraz dyscyplina sugerują, że na lodowym pustkowiu jest już od jakiegoś czasu i nauczył się egzystować - zapewne w oczekiwaniu na pomoc.
Kiedy katastrofie ulega także lecący mu na pomoc helikopter - człowiek oczekujący na pomoc staje się jedyną nadzieją poszkodowanych w wypadku. Odwracają się role i cały wektor opowiadanej obrazami historii - to już nie jest walka o przetrwanie, ale nadzwyczajna lekcja człowieczeństwa. Historia opowiedziana wspaniałymi kadrami w jakiś sposób przypomina klimat wspomnień Saint-Exupery'ego i jego słynne "tego co dokonałem, nie zrobiłoby żadne zwierzę".
Nie bez powodu Joe Penna (reżyser) często pokazuje Overgårda na tle arktycznej przyrody – rozległe plany, z ledwie dostrzegalną sylwetką ludzką, zepchniętą na peryferia kadru, dobitnie pokazują relację sił w tym starciu i wizualizują skalę wyzwania, którego podejmuje się pilot. Godna podziwu jest umiejętność przełożenia ekstremalnych warunków pogodowych na filmowe doświadczenie widzów: dosłownie marzłam oglądając ten film a intensywna eksploatacja bieli, błękitów oraz szarości i czerni skał, rozszerza spektrum odczuć filmu, przenosząc je do sfery bardzo zmysłowej.
Mikkelsen, dźwigający cały ciężar tego filmu, doskonale wyczuwa niuanse postaci, budując jej niezwykłą, szorstką szczerość. Ta kompleksowa kreacja oparta jest na całym wachlarzu skrajnych emocji: od rezygnacji, przez samotność, determinację, wysiłek, strach, aż po największą rozpacz.