poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Władysław Szlengel "Dwie śmierci"

Wasza śmierć i nasza śmierć
to dwie inne śmierci.
Wasza śmierć — to mocna śmierć,
szarpiąca na ćwierci.
Wasza śmierć śród szarych pól
od krwi i potu żyznych.
Wasza śmierć — to śmierć od kul
dla czegoś — … dla Ojczyzny.
Nasza śmierć — to głupia śmierć,
na strychu lub w piwnicy,
nasza śmierć przychodzi psia
zza węgła ulicy.
Waszą śmierć odznaczy krzyż,
komunikat ją wymienia,
nasza śmierć — hurtowy skład,
zakopią — do widzenia.
Wasza śmierć — wy twarzą w twarz
witacie się w pół drogi,
nasza śmierć — to skryta śmierć
kopana w masce trwogi.
Wasza śmierć — zwyczajna śmierć,
człowiecza i nietrudna,
nasza śmierć — śmietnicza śmierć,
żydowska i — paskudna.
Nasza śmierć jest waszej śmierci
daleką biedną krewną.
Gdy spotka wasza — naszą śmierć,
nie wita jej na pewno.
I w czarną noc przez smugi mgieł
nad miastem — w mroków piekle,
dwie śmierci przeklinają się,
złorzecząc sobie wściekle.
Na murku — patrząc w strony dwie,
podgląda kłótnie skrycie
to samo chciwe, sprytne, złe
i jednakowe Życie.
 


Władysław Szlengel (ur. 1912 w Warszawie, zm. 8 maja 1943) – polski poeta pochodzenia żydowskiego, autor tekstów kabaretowych i piosenek, dziennikarz, aktor estradowy. W latach 1940–1943 przebywał w getcie warszawskim, gdzie kontynuował działalność pisarską i artystyczną. Za sprawą wierszy pisanych w owym czasie zwany jest poetą getta. 

Dzisiaj jest 78. rocznica powstania w getcie.

niedziela, 18 kwietnia 2021

Remigiusz Mróz "Przepaść"

 

Całkiem dobry, solidny, zgrabny kryminał. Nic nadzwyczajnego, ale na wyjazd wakacyjny lub deszczowe wieczory całkiem OK.

Należy do cyklu "Komisarz Forst", ale nic nie przekonało mnie aż tak do tej książki, żebym miała sięgnąć po inne odcinku serii. Zresztą swoje opinie o seriach kryminalnych Remigiusza Mroza zawarłam już w recenzji Inwigilacji i niestety nic się w tej kwestii nie zmieniło...



piątek, 16 kwietnia 2021

Mogę Cię zniszczyć (I May Destroy you) reż. Michaela Coel


Czy można robić raban o gwałt, skoro na „na świecie głodują dzieci, w Syrii toczy się wojna, nie każdy ma smartfona”? Jak porównać skalę krzywdy, jeśli świat potrafi zafundować najstraszliwsze rodzaje przemocy, a młoda rozrywkowa kobieta spędza wieczory w barach i nawet nie zauważa, że ktoś jej dosypał coś do drinka.

Czy młody homoseksualista Kwame (Paapa Essiedu), który umawia się z kim popadnie za pośrednictwem apki i podkreśla, że "kręci go wszystko", przypadkiem nie prowokuje i sam sobie nie "zasłużył"? Czy usunięcie zabezpieczenia w czasie upojnego wieczory bez wiedzy partnerki to przemoc? A spontaniczny trójkąt, którego chciała spróbować Terry (Weruche Opia) i w którym przypadkiem poznani partnerzy okazują się całkiem nieprzypadkowi - wręcz przeciwnie zastosowali "ustawkę"?

Większość z nas nie zadaje sobie tych pytań, nie zazna tych upokarzających sytuacji i nawet nie wie, że w systemach prawnych niektórych państw są one zdefiniowane jako przestępstwa. Że poczucie upokorzenia, naruszenie naszej intymności, pozbawienie nas prawa wyboru - nawet jeśli sprawiają wrażenie wydumanych problemów pierwszego świata - zwyczajnie podlegają ściganiu. Ale że zarazem sami możemy mniej lub bardziej świadomie naruszyć cudzą przestrzeń, przekonani, że to tylko wygłup, pikantna przyprawa, która miała urozmaicić sferę seksualną, albo złe odczytanie sygnałów, na które byliśmy nie dość wrażliwi.


Michaela Coel (reżyserka i odtwórczyni głównej roli) celowo celebruje długą scenę, w której obserwujemy Arabellę odurzoną narkotykami i alkoholem, ledwie trzymającą się na nogach, z trudem docierającą do drzwi baru, gubiącą klucze i telefon. Ta scena obliczona jest nasz nasz dyskomfort. Poczucie, że dziewczyna igra z ogniem, "prosi się o kłopoty". Od tego już tylko krok do stwierdzenia, że może i stała się ofiarą gwałtu, ale jakoś jednak zasłużyła na swój los...

„Nie czułabym się komfortowo, gdybym serial o wykorzystywaniu i utracie władzy robiła, straciwszy wszystkie swoje prawa” 

– mówiła reżyserka, tłumacząc tym samym dlaczego o własnym doświadczeniu gwałtu, chciała opowiedzieć na własnych zasadach, odrzucając intratny kontrakt Netfliksa na wyłączność. Niektóre sceny wbijają w fotel. I wcale nie chodzi o sceny gwałtu - wręcz przeciwnie: obserwujemy jak bohaterka (nie)radzi sobie z traumą, próbujemy dociec, dlaczego zachowuje się aż tak irracjonalnie, dlaczego nie pozwala sobie pomóc. Trudno pojąć jej stan i bezradność, jeśli z dystansu bezpiecznego miejsca przed telewizorem usiłujemy pojąć ból, poczucie utraty bezpieczeństwa, lęku przed kolejnym związkiem, zbliżeniem, nawet przyjaźnią. 

Nie ma jednego wzoru zachowania ofiary po napaści seksualnej. Coel próbuje nam to pokazać, wytrącając nas z poczucia tych, którzy może i chcą zrozumieć i pomóc, ale w rzeczywistości nic nie rozumieją.  No bo jak powinna się zachowywać ofiara gwałtu, żeby jej uwierzono? Co zrobić z prześladującymi obrazami? Mglistym wspomnieniu przemocy? Zacząć się grzecznie ubierać - tak, jak chcieliby tego strażnicy moralności - czy właśnie pozostać sobą, wierząc, że to nie ofiara zawiniła? Arabella cierpi na bezsenność, a jednocześnie próbuje żartować, kpić i bagatelizować sytuację. Sama powątpiewa, czy to co się stało, faktycznie miało miejsce.

Podobna problematyka pojawiła się już w znakomitym serialu Niewiarygodne. Tam jednak obraz był wyraźnie czarno-biały, wiedzieliśmy, kto jest zły i jak bardzo skrzywdzone zostały ofiary. Tu mamy do czynienia z czymś w rodzaju szarej strefy gwałtu - wszystko jest mgliste, nie mamy pewności, czy podobne zachowania nie mogłyby się zdarzyć w naszych relacjach z partnerami. Może sami bywamy sprawcami przemocy i nawet o tym nie wiemy? W przypadku Mogę cię zniszczyć sceny wizyt u terapeutki, spotkań z grupą wsparcia czy kilkukrotnych pobytów na komisariacie, które wydają się pełnić marginalną rolę w rozwoju fabuły, okazują się tymi momentami, gdy dochodzi do głosu dojrzałe, świadome „ja” bohaterki.

Koszmarne doświadczenie Arabelli uwalnia lawinę innych problemów i staje się pretekstem do poruszenia znacznie większej liczby ważnych tematów: seksualność, tożsamość (seksualna), gwałt i jego konsekwencje, niemoc twórcza, samorealizacja, uzależnienia, będące ucieczką przed rzeczywistością, ale także przepiękna wartość przyjaźni i cała gama innych relacji międzyludzkich. Coel zadaje pytania o to, gdzie przebiegają granice wyzwolenia i winy oraz bycia wykorzystanym. Dlaczego spotyka nas to, co nam się przytrafia? Czy jesteśmy "urodzonymi ofiarami" - jak to podejrzewa w swoim przypadku Arabella? A może wszystko jest konsekwencją naszych wyborów? Jak społeczeństwo postrzega kobiety i mężczyzn? Czarnych i białych? Czy mamy szansę być równi? Czy istnieje jakakolwiek szansa, abyśmy mogli żyć, tak jak chcemy i nie być narażonymi na niegodziwość, pogardę, ostracyzm?

Poza ładunkiem emocjonalnym, ten serial oferuje wspaniałe doznania estetyczne: jest pięknie zrealizowany, liczba kreacji, kostiumów i fantazja scenograficzna są tak wysmakowane, że w zestawieniu z nimi warszawskie ulice wydają się konserwatywnie nudne i nijakie. Genialna jest odyseja Arabelli wędrującej nocą przez miasto i kręcącej Instastories - scena, która dynamicznie i brawurowo prowadzi ją do trudnej decyzji o skasowaniu profilu.




środa, 14 kwietnia 2021

Elif Şafak "Czterdzieści zasad miłości"


Jeśli zabiła Cię pretensjonalna książka Jedz, módl się i kochaj (koszmarek!) i ziewasz słysząc nazwisko Coelho, to oszczędź sobie Czterdziestu zasad miłości.

Zaryzykowałam bo to „powieść o Rumim", ale już mocno naciąga perspektywa spotkania jego świata ze światem współczesnej gospodyni domowej pachniała grafomanią. Jeszcze przez chwilę dawałam radę - Shafak snuje wielowątkową opowieść, mnożąc bohaterów, plany czasowe i języki narracji, co lubi (znamy ten chwyt  Czarnego mleka, albo 10 minut...) i co robi bardzo sprawnie. Niestety szybko utyka na mieliźnie zgranej do bólu zęba opowieści o przemianie wyjałowionego przedstawiciela Zachodu (owa nieszczęsna gospodyni domowa) pod wpływem uduchowionej filozofii Wschodu (postać Rumiego zapośredniczona przez hipstera, który "odkrył drogę"). 

Kpiny na temat zachodnich poradników, towarzyszące duchowej przemianie głównej bohaterki, wywołały skutek przeciwny od zamierzonego - powieść Shafak stała się "duchowością wschodu w trzech krokach". Pół biedy, gdyby ktoś uprzedził, że to czytadełko. Niestety sprzedawcy sugerują ambitną powieść łączącą kultury i religie, a efekt jest irytujący.