środa, 12 stycznia 2005

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska "Jezus żonaty"

podobno był

z Marią Magdaleną myjącą jego stopy
w mikołowskiej fontannie

Maria Magdalena cudzołożnica jednak

ja rozwódka ze ślubów cywilnych
mogę do ucha księdza w konfesjonale

wyznać grzechy wszystkie

Jezus mnie nie ocali od kamieni

zasłonię się na rynku włosami

 


 

wtorek, 11 stycznia 2005

Ryszard Kapuściński "Cesarz"


Pozornie to książka o Etiopii i dworze cesarza Hajle Sellasje, z cała plejadą przedziwnych postaci, feerią odcieni służalczości, walki o względy władcy. Sam Hajle Sellasje to niewątpliwie postać władcy despotycznego i zakłamanego. Ale geniusz Kapuścińskiego polegał na tym, że z każdej historii - nawet błahej - potrafił zrobić przypowieść i nadać jej uniwersalny wymiar.

Cesarz jest zdecydowanie bardziej powieścią niż reportażem - ten kraj i perypetie jego władcy to tło do ukazania uniwersalnych mechanizmów władzy.

Najbardziej niesamowite fragmenty dotyczące przejawów totalitaryzmu:

„Zgłębia treść meldunków dostarczonych przez donosicieli. Mało rzeczy ważnych, oni najczęściej donoszą jeden na drugiego. Nasz pan ma wszystko zanotowane w głowie, jego umysł to komputer, który przechowuje każdy szczegół, najmniejszy drobiazg będzie zapamiętany. (...) Widzę go teraz, jak idzie, przystaje, podnosi do góry twarz, jakby pogrążał się w modlitwie. O Boże, wybaw mnie od tych, co czołgając się na kolanach skrywają nóż, który chcieliby wbić w moje plecy. Ale co Pan Bóg może pomóc? Wszyscy ludzie otaczający cesarza są właśnie tacy – na kolanach i z nożem. Na szczytach nigdy nie jest ciepło. Wieją lodowate wichry, każdy stoi skulony i musi pilnować się, żaby sąsiad nie strącił go w przepaść”. (s. 18)

„A przecież dobrotliwością nie sposób rządzić cesarstwem, ktoś musi poskramiać opozycję i dbać o nadrzędny interes cesarza, pałacu i państwa. To właśnie robiły koterie ostrych, nie rozumiejąc jednak subtelnych intencji cesarza, grzęzły w błędach, ściślej – w błędzie przerysowania. Chcąc zyskać uznanie pana, gorliwie chciały wprowadzić porządek absolutny (…)”. (s. 31)

„Kiedy zasiedli do stołu, przybył wysłannik Mengistu z wieścią, że cesarz w czasie podróży zaniemógł, że jest umierający i że wszyscy proszeni są o zebranie się w pałacu, aby rozważyć sytuację. Po przybyciu na miejsce zostali aresztowani. Jednocześnie oficerowie gwardii dokonywali aresztowań w rezydencjach innych dostojników. Ale jak to bywa w takiej nerwowej sytuacji, z pomniano o wielu notablach. Kilku zdołało uciec z miasta albo pochować się w domach znajomych. W dodatku zamachowcy późno odcięli telefony i ludzie cesarza zaczęli porozumiewać się i organizować”. (s. 60-61)

„Na żadnym odcinku nie widać postępu. Wynika to z tego, że garstka dostojników zamknęła się w egoizmie i nepotyzmie, zamiast pracować dla dobra ogółu. Lud Etiopii wciąż oczekiwał dnia, kiedy nastąpi likwidacja nędzy i zacofania (…)”. (s. 61)

„(…) tylu policjantów namnożyło się w ostatnich latach jego panowania, tyle wszędzie pojawiło się uszów, wystających z ziemi, przyklejonych do ścian, latających w powietrzu, uwieszonych do klamek, czyhających w urzędach, przyczajonych w tłumie, sterczących w bramach, tłoczących się na rynkach, że ludzie – aby bronić się przed plagą donosicieli – nie wiadomo jak, gdzie i kiedy, bez szkół, bez kursów, bez płyt i słowników nauczyli się drugiego języka, szybko, poliglotycznie opanowali nowy język, przyswoili go i doszli w tym do niebywałej wprawy, tak że my, prości i nieoświeceni, staliśmy się nagle narodem dwujęzycznym”. (s. 77)

„(…) zwyczaj nakazywał maluczkim, aby przed cesarzem klęczeli z twarzą przy ziemi, a jak podać z tej pozycji kopertę do przejeżdżającej limuzyny? Rozwiązywano to w ten sposób, że wóz cesarski zwalniał, za szybą ukazywała się pełna dobroci twarz monarchy, a jadąca w następnym samochodzie ochrona zabierała część kopert z rąk, jakie wyciągało pospólstwo, część, bo tych rąk był las”. (s. 19)

„Każdy chciał się koniecznie pokazać, bo miał nadzieję, że będzie zauważony przez cesarza”. (s. 20)

„(…) pana cechowała skrytość, dyskrecja i milczenie. Znał pałac, wiedział, że każda ściana ma uszy, że spoza kotar wyłaniają się uważnie obserwujące go spojrzenia. Więc musiał być przebiegły i chytry. Przede wszystkim nie wolno było przedwcześnie odsłonić się, okazać pazernej pożądliwości władzy, bo to natychmiast jednoczy konkurentów i podrywa ich do walki”. (s. 21)

„(…) czcigodny pan nie tylko nagradzał, obdzielał i nominował, ale także karcił, usuwał i degradował”. (s. 30)

„Pałac dzielił się na frakcje i koterie (…). Jeżeli jakaś koteria brała górę, pan wkrótce obdarzał łaską koterię przeciwną i znowu przywracał paraliżujący uzurpatorów stan równowagi. Pan nasz naciskał klawisze – raz biały, raz czarny – i wydobywał z fortepianu harmonijną i kojącą jego ucho melodie. A wszyscy poddawali się temu naciskaniu, bo jedyną racją ich istnienia była aprobata cesarska i gdyby cesarz ją cofnął, jeszcze tego samego dnia zniknęliby z pałacu bez śladu. Tak, oni nie byli kimś sami z siebie. Byli widoczni dla ludu tylko tak długo, dopóki oświetlał ich blask monarszej korony”. (s. 30)

„(…) służyli cesarzowi, wiedząc, że przebywają tu i sprawują niejednokrotnie najwyższe godności w państwie tylko i wyłącznie z woli dostojnego pana. Im to właśnie cesarz powierzał stanowiska wymagające największego zaufania. Ministerstwo pióra, cesarska policja polityczna, zarząd pałacu były obsadzone tymi ludźmi. Oni wykrywali wszystkie spiski i knowania, tępili zarozumiałą i złośliwą opozycję”. (s. 31-32)

„Słońce musi być jedno, taki jest porządek natury, a wszelkie inne teorie są tylko nieodpowiedzialną i Bogu przeciwną herezją. Ale możesz być pewien, że pan nasz kontrastował, jakże imponująco i dobrotliwie kontrastował i dlatego lud nie mylił się, kto jest słońcem, a kto cieniem”. (s. 34)

„Szczodrobliwy pan chciał zachować wyłączność nominacji i promocji, dlatego krzywo patrzył, jeżeli jakiś dostojnik na boku i po cichu próbował nominować i promować. Taka natychmiast karcona samowolność groziła, że w wyważone przez czcigodnego pana układy wkradnie się jakaś nieregularność, jakaś kłopotliwa dysproporcja i pan nasz zamiast oddawać się sprawom najwyższym, będzie musiał zająć się prostowaniem, wyrównywaniem”. (s. 48)

„Uderzą i zniszczą tego, który wysunął się do przodu”. (s. 21)

„Długo odbywały się uroczyste pogrzeby tych, którzy odeszli zachowując do końca lojalność; w tym samym czasie ciała powstańców grzebano nocami w niewiadomych, ukrytych miejscach”. (s. 65)

„Fetasza to amharskie słowo, które oznacza rewizję. Nagle wszyscy zaczęli rewidować się nawzajem. Od świtu do nocy, nawet przez całą dobę, wszędzie, bez wytchnienia. Rewolucja podzieliła ludzi na obozy i zaczęła się walka. Nie było barykad ani okopów, ani innych wyraźnych linii podziału i dlatego każdy napotkany człowiek mógł być wrogiem. Tę atmosferę ogólnego zagrożenia wzmagała jeszcze chorobliwa podejrzliwość, jaką żywi każdy Amhara wobec drugiego człowieka (również wobec drugiego Amhary), któremu nigdy nie wolno ufać, wierzyć na słowo, liczyć na niego, bo intencje ludzi są złe i przewrotne, ludzie to spiskowcy”. (s. 26)

„Życie człowieka – jaką ma wartość? Drugi człowiek istnieje o tyle, o ile stawia opór na naszej drodze. Życie niewiele znaczy, choć lepiej odebrać je wrogowi, nim on zdąży wymierzyć nam cios. Każdej nocy strzelanina (a także i w ciągu dnia), potem na ulicy leżą zabici. (…) Są wyćwiczeni w tym, żeby z byle powodu wyciągnąć pistolet i strzelić. Zabić”. (s. 27)

„Zamachowcy wpadają do zielonego salonu, w którym znajdują się uwięzieni od wtorku dostojnicy ze świty cesarskiej. Otwierają do nich ogień. Ginie osiemnastu najbliższych ludzi cesarza”. (s. 62)

„Jesteśmy nieustannie, bez przerwy rewidowani. (…) Każdy może nas zrewidować, bo nie wiemy, kto ma do tego prawo, a kto nie, i lepiej nie pytać, bo to pogarsza sprawę, lepiej poddać się. Ciągle ktoś nas rewiduje, jacyś faceci oberwani, z kijami, nic nie mówią, tylko zatrzymują nas i rozciągają ręce pokazując, że my też mamy rozciągnąć ręce – to znaczy przyjąć pozycję do rewizji, i wtedy zaczynają wyjmować wszystko z teczki, z kieszeni, oglądać, dziwić się, marszczyć czoła, kiwać głowami, naradzać się, potem obmacując nam plecy, brzuchy, nogi, buty, no i co? i nic – możemy iść dalej, do następnego rozłożenia ramion, do następnej fetaszy”. (s. 27-28)

„I oto dobrotliwy pan, który gotował dla księcia wysoce zaszczytny urząd, musiał wyrzucić go z kraju i trzymał go na obczyźnie przez dwadzieścia lat”. (s. 33)

„Monarcha nasz, dzięki swojej niezrównanej pamięci, a także stale napływającym donosom dokładnie wiedział, kto ile ma, ale tę buchalterię zatrzymywał dla siebie, nie robiąc z niej nigdy użytku, jeżeli podwładny zachowywał się lojalnie. Niech jednak wyczuł bodaj cień nielojalności, natychmiast wszystko konfiskował; odbierał przeniewiercy rajskiego ptaka!”. (s. 43)

„(…) cesarz zaczął wysyłać za granicę młodych ludzi, aby tam pobierali nauki. (…) I – jakżeby inaczej! – po latach zaczęły się kłopoty. Ponieważ, niczym czarnoksiężnik, pan nasz wywołał nadprzyrodzoną i niszczącą siłę, jaką okazał się efekt konfrontacji. Ludzie ci wracali do kraju pełni nieprawomyślnych idei, nielojalnych poglądów, szkodliwych pomysłów, nierozważnych i porządek naruszających projektów (…)”. (s. 47)

 

„A przecież dobrotliwością nie sposób rządzić cesarstwem, ktoś musi poskramiać opozycję i dbać o nadrzędny interes cesarza, pałacu i państwa. To właśnie robiły koterie ostrych, nie rozumiejąc jednak subtelnych intencji cesarza, grzęzły w błędach, ściślej – w błędzie przerysowania. Chcąc zyskać uznanie pana, gorliwie chciały wprowadzić porządek absolutny (…)”. (s. 31)

„(…) w Etiopii panował zastój. Atmosfera niezadowolenia i rozczarowania rosła coraz bardziej wśród chłopów, kupców, urzędników, w armii i w policji, wśród uczącej się młodzieży, wśród całego społeczeństwa… Na żadnym odcinku nie widać postępu. Wynika to z tego, że garstka dostojników zamknęła się w egoizmie i nepotyzmie, zamiast pracować dla dobra ogółu. Lud Etiopii wciąż oczekiwał dnia, kiedy nastąpi likwidacja nędzy i zacofania (…)”. (s. 61)

„Jakże, powiadali, mówić o rozwoju, kiedy bieda aż piszczy! Jakiż to rozwój, kiedy naród ugnieciony nędzą, całe prowincje giną z głodu, mało ludzi ma choćby parę butów, zaledwie garstka poddanych umie czytać i pisać, kto poważniej zachoruje, ten umrze, bo nie ma szpitali ni lekarzy, wokół ciemnota, barbarzyństwo, poniżenie, podeptanie, despotyzm i satrapia, wyzysk i desperacja (…)”. (s. 72)



 



poniedziałek, 10 stycznia 2005

Anna Świrszczyńska " Siostry z dna"

Mam przyjaciółki na plantach,
stare żebraczki, wariatki.
W ich oczach są pierścionki,
z których wypłynęły drogie kamienie.
Opowiadamy sobie swoje życia,
od dołu, od człowieczego dna.
Siostry z dna,
mówimy biegle językiem cierpienia.
Dotykamy swoich rąk,
to nam pomaga.


Odchodząc całuję je w policzek
delikatny jak woda.

 

Wiersz ze zbioru "Jestem baba"

 
 



 

niedziela, 9 stycznia 2005

Antoine de Saint-Exupéry "Mały Książę"

 

Jedna z najpiękniejszych książek na świecie, którą należy przeczytać tyle razy w życiu, ile razy tego zapragniemy, bo za każdym razem jej odbiór będzie inny. Nie zależy jedynie od wieku - o czym tak często się mówi. Zależy także od nastroju. Zdarzało się, że Róża doprowadzała mnie do szaleństwa, ale bywało, ze po prostu jej współczułam. Lisek bywał w moim odczuciu niezwykle mądry i przenikliwy, albo przerażał mnie swoją wizją "oswojenia", która przywodzi na myśl kajdany.

Nie sposób oddać bogactwa nastrojów, jakie towarzyszą nam w trakcie podróży z Księciem. Pewne jest natomiast, że w wielu sytuacjach w życiu myślałam sobie "To jest jak z Małego Księcia...". Jedna z nielicznych książek, którym nie pozwalam krążyć, tylko twardo trzymam na półce w obawie, żeby nie zniknęła pożyczona "na-wieczne-nie-zwrócenie"!

piątek, 7 stycznia 2005

Alev Lytle Croutier "Siedem domów"


Scenarzystka i powieściopisarka Alev Lytle Croutier (autorka m.in. Pałacu Łez) opisuje upadek niegdyś potężnej rodziny, gdy Turcja zmienia się z zaścianka w kraj sprzymierzony z Zachodem. W efekcie powstaje przepełniona miłością oda do przeszłości, mniej istotna staje się sama narracja.

Wielopokoleniowa saga zaczyna się w 1918 roku wraz z końcem Imperium Osmańskiego, kiedy rodzi się nowoczesna Turcja. Młoda wdowa Esma i jej synowie Cadri i Aladdin mieszkają w domu na nabrzeżu w Smyrnie. Esma, zakochana w nauczycielu synów Suleymanie, rodzi córkę Aidę, ale jej rodzina - bogatych producentów jedwabiu - zakazuje jej poślubienie Sulejmana. Kiedy mężczyzna znika, Esma, myśląc, że nie żyje, oddaje Aidę swojemu bratu i szwagierce, którzy mają wychować dziewczynkę jak własne dziecko. 

Miejsce wydarzeń stopniowo przesuwa się ze Smyrny do domu na rodzinnej plantacji jedwabiu, następnie do mieszkań w mieście, kolejnych domów, a na końcu do chaty w Smyrnie. Wraz ze zmieniającym się krajobrazem powieści, następują zmiany w samej rodzinie, a także potężne przeobrażenia polityczne i społeczne: sekularyzacja Turcji, rządy Ataturka, rosnące wpływy amerykańskie i odrodzenie fundamentalizmu religijnego w latach dziewięćdziesiątych XX wieku.

Narracja jest przepełniona starymi legendami i akcentami magicznego realizmu: z oczu matki spadają „diamenty w kształcie łez, które uchronią rodzinę przed bez środków do życia”, a służąca pozostaje na zawsze młoda dzięki swej namiętności. Ten charakter powieści przywodzi na myśl nieuchronnie prozę południowoamerykańską, z Marquezem na czele.

Klimat zmian społecznych w Turcji odmalowany jest przepysznie, a kolejne domy przedstawione tak sugestywnie, że dosłownie czułam jak przenoszę się do magicznych ulic Stambułu i Smyrny...



środa, 5 stycznia 2005

Tadeusz Różewicz "Bursztynowy ptaszek"

Je­sień
pta­szek bursz­ty­no­wy
przej­rzy­sty
z ga­łąz­ki na ga­łąz­kę
nosi kro­plę zło­ta.

Je­sień
pta­szek ru­bi­no­wy
świe­tli­sty
z ga­łąz­ki na ga­łąz­kę
nosi kro­plę krwi.

Je­sień
pta­szek la­zu­ro­wy
umie­ra
z ga­łąz­ki na ga­łąz­kę
kro­pla desz­czu spa­da.


 

wtorek, 4 stycznia 2005

Edel Rodriguez


Do 9 roku życia mieszkał w kubańskim miasteczku El Gabriel. W wywiadzie przeprowadzonym przez Yuko Shimizu opisał swoje najwcześniejsze inspiracje jako obrazy militarne, rewolucyjne i nacjonalistyczne. W 1980 r. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych z rodzicami i siostrą jako jeden z Marielitos.
W 1994 r. rozpoczął pracę jako dyrektor artystyczny magazynu Time. W wieku 26 lat Rodriguez był najmłodszym dyrektorem artystycznym, który kiedykolwiek pracował nad wydaniami Time w Kanadzie i Ameryce Łacińskiej. Od 2008 roku zaczął poświęcać cały swój czas sztuce i ilustracji komercyjnej. Podczas pracy w Time wykonał znaczną ilość ilustracji - jednymi z najbardziej znanych prac tego okresu jest okładka magazynu z 27 czerwca 2005 r. poświęcona nowej rewolucji w Chinach, na której Mao Zedong ma na sobie marynarkę z logotypem Louisa Vuittona oraz okładka z Communication Arts z maja-czerwca 2006 r. (Che Guevara w logo Nike i słuchawkach Apple).
W swojej twórczości Rodriguez korzystał z różnych mediów artystycznych, w tym malarstwa, grafiki, pastelów, rysowania linii oraz cyfrowej manipulacji.


poniedziałek, 3 stycznia 2005

Antoine de Saint-Exupéry "Ziemia, planeta ludzi"


Po wielu latach specjalnie szukałam tej książki dla tego jedynego zdania, które zapadło mi w pamięć:

"Tego, czego dokonałem, przysięgam, nigdy nie zrobiłoby żadne zwierzę".

To słowa lotnika, przyjaciela narratora, który przetrwał kilka dni wędrując w mroźnych górach po wypadku swojego samolotu, pchany do przodu myślą o tych, którzy na niego czekają, którzy nie zasługują na cierpienie, kiedy okaże się, że nie przeżył. Wspominając morderczy marsz opowiada, że ta myśl o straszliwym cierpieniu najbliższych sprawiała, że się nie poddał, choć łatwiej byłoby się skulić w śniegu i zasnąć na zawsze.

niedziela, 2 stycznia 2005

Tomas Tranströmer "Przedmieście"

Ludzie w drelichach koloru ziemi wstają z rowu.
Jest to miejsce pośrednie, martwy punkt, ni wieś, ni miasto.

Dźwigi na horyzoncie chcą skoczyć daleko, ale zegary są przeciw.
Rozrzucone betonowe płyty chłepcą światło zimnymi językami.
Warsztaty samochodowe założono w dawnych stajniach.
Kamienie rzucają cień tak ostry jak kamienie na powierzchni Księżyca.

I takie tereny są coraz większe,
jak grunt kupiony za judaszowe srebrniki,
"garncarzowa rola, żeby tam grzebać obcych".

przeł. Czesław Miłosz