środa, 31 grudnia 2008

Anna Świrszczyńska "Szczęśliwa jak psi ogon"

Szczęśliwa jak to, co nieważne
i wolne jak rzecz nieważna.
Jak to, czego nikt nie ceni
i co nie ceni siebie.
Jak to, z czego wszyscy drwią,
i to, co drwi z tej drwiny.
Jak śmiech bez poważnego powodu.
Jak krzyk, który może się wykrzyczeć.
Szczęśliwa jak byle co.
Jak byle jakie byle co.
 

Szczęśliwa
jak psi ogon.




piątek, 3 października 2008

Anna Świrszczyńska "Szukali brylantów"

Chodzili wśród ruin domów
szukali w piecach
ukrytych brylantów.
 

Z piwnic buchał
smród trupów. Wyskakiwał
szczur ludożerca.
 

Czasem z wysoka
spadła z łoskotem belka. Wtedy
uciekali.




czwartek, 2 października 2008

F. Scott Fitzgerald "Wielki Gatsby"

Największa powieść F. Scotta Fitzgeralda, pretendująca do roli wielkiej powieści amerykańskiej, czyli takiej powieści, która w sposób możliwie pełny odzwierciedla procesy zmian zachodzące w społeczeństwie amerykańskim. Potępiające i wnikliwe spojrzenie na amerykańską klasę nowobogacką w latach dwudziestych XX wieku, niepozbawiona jednak pewnej dozy zrozumienia, dla świata i ludzi napędzanych mitem amerykańskiego snu i poddanych presji wielkich osiągnięć w obszarze biznesu. Amerykański klasyk i cudownie sugestywne dzieło.

Podobnie jak większość prozy Fitzgeralda jest to powieść niezwykle staranna i precyzyjnie opracowana. Fitzgerald doskonale rozumie życie, w które dominuje chciwość prowadząca do rozczarowania, smutku i baku spełnienia. Całą tę złożoność autor zdołała przełożyć na jedno z najlepszych dzieł literackich XX wieku. Powieść jest produktem pokolenia lat 20. XX wieku - a jedna z najwspanialej zarysowanych postaci literatury amerykańskiej to właśnie Jay Gatsby - pretendujący do roli wytwornego człowieka sukcesu, ale zarazem zmęczony światem i spragniony izolacji od niego. Zdesperowany z powodu miłości, pozbawiony nadziei.

Opisywane wydarzenia przefiltrowane zostały przez świadomość jej narratora, Nicka Carrawaya, młodego absolwenta Yale, który jest zarówno częścią opisywanego świata, jak i jego obserwatorem. Po przeprowadzce do Nowego Jorku wynajmuje dom obok rezydencji ekscentrycznego milionera (Jay Gatsby), w której co sobotę odbywa się wystawne przyjęcie, w którym uczestniczą wszyscy wielcy i bogaci. Przychodzą, by podziwiać ekstrawagancję gospodarza, ale także wymieniać się plotkami na jego temat (jak sugerują owe plotki - przeszłość jest mroczna i podniecająco ciekawa).

Podobnie jak w Obywatelu Kane - bogactwo nie przyniosło Gatsby'emu spełnienia ani satysfakcji i nawet spotkanie z dawną miłością nie pozwala odzyskać utraconej niewinności. Fortuna Gatsby'ego - stworzona na nielegalnym hazardzie i przemycie, ciąży jak fatum.

Siła Gatsby'ego jako postaci jest nierozerwalnie związana z jego bogactwem i pozorami sukcesu. Sukcesu, który nie przynosi radości, satysfakcji ani poczucia spełnienia, lecz potrzebny jest bardziej w celu wykreowania własnego wizerunku, pozyskania upragnionego miejsca w kręgach społecznych. Od początku powieści Fitzgerald tworzy wokół bohatera swoistą mgłę niedomówień i zagadek: milioner-playboy z podejrzaną przeszłością, cieszy się ulotną popularnością towarzyską, której celem było jednak wyłącznie odzyskanie ukochanej kobiety. Sposób, w jaki Jay dąży do tego jest kluczowy dla światopoglądu, jaki pragnie zilustrować Fitzgerald. Gatsby tworzy siebie - zarówno swoją mistykę, jak i osobowość - wokół wątpliwych, lecz niezbywalnych wartości amerykańskiego snu (pieniądze, bogactwo i popularność). Cała emocjonalności i fizyczne siły bohatera służą ich osiągnięciu, a zarazem prowadzą do jego upadku.

Mniej czytelne z perspektywy czasu są niuanse dotyczące pochodzenia Gatsby'ego (prawdopodobnie Niemca) i sytuacji, w jakiej w latach 20. znajdowały się różne amerykańskie mniejszości. Stosunek do Niemców w Ameryce tamtych lat napiętnowany był relacjami europejskimi, niedawno zakończoną I wojną światową i już nadchodzącym kolejnym wielkim konfliktem. Dodatkowym smaczkiem jest świadomość, że prohibicja - dzięki której Gatsby dorobił się gigantycznego dorobku - była uzasadniana miedzy innymi zamiarem ochrony młodzieży amerykańskiej przed złym wpływem imigrantów niemieckich dążących do jej rozpijania.

W końcowej części powieści Nick rozmyśla o Gatsbym w szerokim kontekście, łącząc go z klasą ludzi, do której ten tak desperacko pretendował: pięknych i zarazem przeklętych. Fitzgerald po części rozumie, a po części krytykuje płytkość wspinaczki po szczeblach drabiny społecznej, brak zasad moralnych i ekwilibrystykę emocjonalną, jaka im towarzyszy. Z dekadenckim cynizmem bywalcy imprez w domu Gatsby'ego nie dostrzegają nic, poza własną przyjemnością.

F. Scott Fitzgerald kreśli obraz stylu życia i dekady, które zarówno fascynują, jak przerażają. Opis tego pokolenia, uczynił z niego legendę: piękni, bogaci, kosztownie i modnie ubrani, szalejący w oparach jazzu i whisky. Fitzgerald sam był częścią takiego stylu życia - oraz jego ofiarą. Był jednym z najpiękniejszych, ale też przeklętych na zawsze. Atmosfera dekadencji i upadku epoki po mistrzowsku została oddana w tej wspaniałej, pulsującej życiem i tragedią powieści.

 


środa, 1 października 2008

Stanisław Barańczak "Znaleźć dla niej nową mowę"

Znaleźć dla niej nową mowę; tyle
lekkich, wielkich słów dniało! a dla niej
językami wyślizgany kamień,
ciągle jeden: byle jaśniej, byle

jawniej brzmiała mi swoim nazwaniem
jeszcze nowym. Wtedy było milej
mieć „co” niż „jak”. Lecz nazajutrz chwile
nazywane niepewnie: wciąż taniej

o następne jedno słowo, ciemniej
o sylabę, głoskę. Słowo „miłość”
już nie miało w sobie ławek, cieni,

objęć, ciepła, mijania. Już było
jeszcze jednym nijakim kamieniem
z tych, co język – kalecząc – goiły.

(wiersz z tomu Korekta twarzy)


 

wtorek, 30 września 2008

Oscar Wilde "Portret Doriana Graya"


Jedyna powieść Oscara Wilde'a Portret Doriana Graya (1891) jest klasycznym przykładem estetyki angielskiej literatury końca XIX wieku. Wilde definiuje w niej artystę jako wolnego od etycznych sympatii. Zgodnie z tym założeniem, książki powinny być postrzegane tylko jako „dobrze” lub „źle napisane”, a nie jako moralne lub niemoralne. Po tej wstępnej deklaracji odnośnie do sztuki i piękna, Wilde snuje fabułę. Fabułę dość mroczną.

Dorian Gray to młody i przystojny mężczyzna, którego zamożny przyjaciel, lord Henryk, zabiera z wizytą do kochającego sztukę malarza, Basila Hallwarda. Ten tworzy obraz Doriana Graya, fascynujące dzieło, które sprawia, że ​​Dorian przestaje się starzeć - tę biologiczna funkcje przejmuje właśnie namalowany obraz. Konsekwencje są katastrofalne... 

Oscar Wilde stworzył pełną uroku opowieść, która - choć nie kończy się szczęśliwie - to jednak kończy się pięknie. Styl narracji tej historii bliższy jest dramatowi niż powieści. Wilde nie ma obsesji na punkcie szczegółowego opisywania otoczenia, jak by to robił rasowy powieściopisarz, ale zwięzłość opisu po mistrzowsku rekompensują znakomite, dowcipne dialogi, które wypełniają większość powieści. Przewijające się między nimi fraszki lorda Henryka zawierają z kolei subtelną satyrę poszczególnych warstw społecznych i obyczajów. Kobiety, Ameryka, wierność, głupota, małżeństwo, romans, człowieczeństwo i pogoda to tylko niektóre z wielu celów krytyki Wilde'a, którą czytelnicy otrzymują za pośrednictwem ostrego języka Lorda Henry'ego. 

Jednak autor nie poprzestaje wyłącznie na dialogach. Z rzadka wykorzystuje opisy, z których najlepszym jest bodaj opis krótkiej podróży Doriana Graya przez ciemne i brudne ulice, jaskrawo kontrastujące z luksusowym otoczeniem dandysa, ale które są zarazem niezwykle właściwym tłem dla jego nowego stylu życia.

Oscar Wilde nie wprowadza zbyt wielu postaci do swojej powieści. Prawie cała fabuła skupia się wokół Doriana, lorda Henryka i artysty Bazylego. Pomniejsze postaci, takie jak księżna Harley, służą do inicjowania lub rozwijania tematów, które ostatecznie stają się przedmiotem komentarzy lorda Henryka. Swoisty pakt w diabłem, który jest głównym tematem powieści, nie jest nowym zjawiskiem w literaturze. Dorian sprzedaje duszę, by zachować to, co cenił najbardziej - wspaniały wygląd. Na wstępie jest młodym, naiwnym i łatwym do manipulowania chłopcem, któremu towarzyszy Bazyli, stawiający dobro Doriana na pierwszym miejscu. Lord Henryk próbuje zdominować młodego człowieka.

Obraz Doriana Graya dotyczy więcej niż jednego tematu. Najważniejszym tematem powieści jest piękno - w tym narcystyczne uwielbienie siebie samego. Przy czym piękno (uroda) Doriana, w przeciwieństwie do sztuki Bazylego i statusu społecznego Lorda Henryka, jest bardziej podatne na rozkład z upływem czasu.

Jednak to nie ulotność piękna fizycznego sprowadza katastrofę na głównego bohatera. Raczej świadomość jego ulotności wyzwala bezgraniczny lęk przed śmiercią - strach, który powoduje zgubę Doriana. Powieść podejmuje tym samym problem samoświadomości przedstawionej w sztuce. Łączy emocjonalną reakcję osoby na jej własny wizerunek. Podczas gdy Dorian pozostaje młody i piękny, sam widok jego starzejącego się obrazu okazuje się nieznośnie bolesny. Wilde nie był moralistą, ale powieść nie jest pozbawiona pewnej obserwacji moralnej dotyczącej ulotności piękna.


 

poniedziałek, 29 września 2008

Andrzej Bursa [Nasze ognisko]

Roznieciliśmy nasze ognisko
By odgrodzić swoje wieczory
Od ludzi wszystkich jak od chorób
Niech się kołysze i błyska
Niech złote śpiewają iskry
W naszym ognisku...

Siedzimy wieczorami
Coś niedobrze się dzieje
Płomień gaśnie ciemnieje
Kopeć oczernił pokój
Pyta żona: Co ci kochany?
- A daj mi spokój...

Ja wiem czemu smutno mój drogi
My lubimy bardzo czworonogi
Zwierzę najlepszy przyjaciel
Już na ulicy jestem jednym skokiem
Przemierzam całe miasto szerokie
Wracam
Z ogromnym kotem pod pachą

Siedzimy wieczorami
Coś niedobrze się dzieje
Kot straszy bursztynowym okiem
Płomień gaśnie ciemnieje
Przeglądamy... malarstwo włoskie...
Rany Boskie... jak nudno...
No - mówię - rady nie ma...
Widać się do siebie nie nadajemy
Koniec z naszym ogniskiem
Ale sprośmy jeszcze na ostatek
Wszystkich naszych starych kamratów
Ze szkolnej ławy
Z popijawy...
Zrobimy zabawę...

Przyszli goście
Każdy opowiada
Barwna talia się rozkłada
Z prostych opowieści
Chwalimy życie z całej mocy
Śpiewamy pieśni do północy

Pierwsza Goście już za progiem
No i cóż moja droga
I nam trzeba zabierać walizki
Ale popatrz... popatrz
Jak się kołysze i błyska
Wielkim ogniem... słoneczną iskrą
Nasze ognisko...
I nasz kot jest bardzo piękny z tym bursztynowym okiem



niedziela, 28 września 2008

Ulrich Beck "Władza i przeciwwładza w epoce globalnej: nowa ekonomia polityki światowej"



W miarę narastania skali zjawisk globalnych przyrasta też liczba opracowań poświęconych analizie źródeł, przejawów i następstw kształtowania się światowego rynku produkcji, wymiany towarów i usług, ożywiającego jednocześnie rozwój rynku finansowego. Przeważają wśród nich studia i opracowania ekonomistów oraz materiały i dokumenty przygotowywane przez ekspertów polityki zrównoważonego rozwoju. Cichną natomiast scenariusze zapowiadające zwycięski marsz demokracji we współczesnym świecie, co jest następstwem międzynarodowego terroryzmu, międzynarodowej przestępczości, pustynnieniu gleb na olbrzymich połaciach Ziemi, nowych epidemii i chorób cywilizacyjnych, wojen lokalnych i regionalnych, podziału świata i kontynentów na regiony ubogie i zamożne itd. Dramatycznemu przyspieszeniu uległy też procesy unifikacyjne w skali świata, zyskując zarazem wieloaspektowy i wręcz całościowy wymiar, obejmując poza gospodarką także przemiany polityczne i kulturowe. Globalizacja nie może dłużej pozostawać wyłącznie domeną badań ekonomicznych - pojawiają się w niej liczni reprezentanci pozostałych nauk społecznych, zwłaszcza socjologii i politologii.

Ulrich Beck, obok Jurgena Habermasa, Anthony Giddensa, Immanuela Wallersteina, należy do grona socjologów zajmujących się nowoczesnym społeczeństwem i problemami globalizacji. Nawet nieświadomi tego, nierzadko posługujemy się pojęciami i wyobrażeniami, które kilkadziesiąt lat temu formułowali Alvin Toffler, Samuel Huntington, Francis Fukuyama czy właśnie Ulrich Beck. Ich poglądy są nie tylko przedmiotem naukowych rozważań, ale nadają też ton w przekazie medialnym.

We Władzy i przeciwwładzy... Beck przedstawia szeroki zestaw argumentów, świadczących nie tyle o kontynuacji polityki państw w dotychczasowych formach, co o jej przemieszczaniu się do przestrzeni globalnej. Książka jest rozwinięciem koncepcji tzw. późnej nowoczesności, a słowem-kluczem jest przedrostek „trans”, odnoszący się do przejścia do wyraźniejszej, skrajnej nowoczesności, przejście od nowoczesności pierwszej, którą cechowało zamknięcie w granicach narodowych do drugiej - kosmopolitycznej. Beck - wzorem Baumanna - unika przedrostka "post" zakłada, że coś się skończyło, a przyszłość stanowi wielka niewiadomą.

Beck zaznacza od samego początku swoich rozważań, że „nie ma takiej drogi, która pozwoliłaby uniknąć redefinicji polityki państwowej” (s. 28) i „dlatego kluczowe pytanie (…) brzmi: w jaki sposób można idee, teorie i instytucje państwa wyzwolić z narodowej ograniczoności i otworzyć na epokę kosmopolityczną?” (s. 29). Podkreśla, że istnieje potrzeba redefinicji polityki państwowej, a alternatywy poszukuje w kosmopolityzmie. Nie opowiada się więc za wyborem mniejszego lub większego zakresu suwerenności albo kryterium interesu narodowego. Odrzuca dychotomiczny podział na państwa narodowe versus polityka (władza) w przestrzeni globalnej. W zamian przyjmuje dyrektywę metodologiczną „nowego racjonalizmu kosmopolitycznego” (s. 16), która oznacza przyjęcie optyki globalnej i reguł, które ją wyznaczają. Beck odrzuca zarówno pośrednią drogę komunitarystów do polityczności globalnej poprzez państwa narodowe, jak i mitologizowanie państwa narodowego, które określa mianem szkodliwego metodologicznie nacjonalizmu.

Beck mówi o końcu pierwszej nowoczesności (trwała od XIX w. do lat sześćdziesiątych XX w.), w której dominowały państwa narodowe, a ryzyko było obliczalne, i przejściu do nowej epoki - drugiej nowoczesności o nieobliczalnym ryzyku, której cechą jest kosmopolityzm. Podobnie Habermas w Postnarodowej konstelacji (1998) oddziela państwo od społeczeństwa, a nowoczesne państwo narodowe uważa za etap na drodze do ponadnarodowej Unii Europejskiej. Beck mówi o kryzysie państwa narodowego w epoce globalnej (nawiązując do Arjuna Appadurai, Johna W. Meyera i Martina Albrowa) i o miejscu państwa narodowego w nowym porządku społecznym.

Tytułowy podział na władzę i przeciwwładzę to podział w globalnej przestrzeni politycznej, uwzględniający także aspekty ekonomiczne i kulturowe. Władza oznacza możliwości wykorzystania zasobów (kapitał, strumienie finansowe), ale przynależna jest nadal przede wszystkim do międzynarodowych korporacji. Beck zwraca uwagę w tym kontekście na definicyjną zmianę pojęcia władzy relacyjnej na władzę jako efektywną zdolność osiągania celów. Przeciwwładza to z kolei powoli tworząca się infrastruktura globalnego społeczeństwa obywatelskiego, ożywiana zasobami społeczności lokalnych (regionalnych, subregionalnych), organizacji pozarządowych, a także demokratycznych rządów i społeczeństw obywatelskich.

Naczelnymi ideami domagającymi się wyzwolenia z narodowej ograniczoności są według Becka prawa człowieka i demokracja. Podstawą działania ma być „uznanie inności Innego” oraz „kosmopolityczna świadomość wartości i samoświadomość” (s. 67). Beck proponuje teorię „metagry”, która kieruje się „logiką zmiany reguł” (s. 22). "Władza" jest niezależna, kreatywna i ma charakter kosmopolityczny, wirtualny. Z tego względu na to przeciwwładza nie może ograniczać się do państwa narodowego, które nie byłoby w stanie sprostać sile i możliwościom zjawisk globalnych - zarówno tych, których inicjatorami są korporacje transnarodowe, jak i tych, które sprowokowane zostały przez zjawiska przyrodnicze lub społeczne.

Rozproszona władza ekonomiczna ma wprawdzie imponujące zasoby, pomnażane przez mobilność kapitału, nowoczesne środki komunikowania i funkcjonalne struktury międzynarodowych korporacji. Ale siła metawładzy paradoksalnie jest względnie słaba z powodu braku zakorzenienia i ciągłego poszukiwania ponadprawnego konsensu. W rezultacie „Gra o metawładzę zawdzięcza swą treść, dynamikę, formy przebiegu i nie dające się przewidywać efekty temu oto, że w jej trakcie znoszone są, przesuwane i na nowo określane granice kompetencji rozstrzygających, kto może o czym decydować” (s. 115). To zaś rodzi ryzyko cywilizacyjne i finansowe, których ograniczeniu powinny służyć obywatelskie formy legitymizacji władzy globalnej wraz z towarzyszącym im monitoringiem i kontrolą rozproszonej władzy korporacji międzynarodowych i grup interesu.

Beck przedstawia w związku z tym projekt ładu kosmopolitycznego, będąc świadomym, że jest to niełatwe wyzwanie - idea „kosmopolityzmu” niesie negatywne konotacje. Kosmopolita w powszechnym odczuciu to człowiek bez ojczyzny, zdradzający narodową tożsamość. Tymczasem Beck nie postrzega kosmopolityzmu jako beznarodowości - wręcz przeciwnie, widzi w nim akceptację równości i różności, poczucie odpowiedzialności wobec całego globu (s. 137), splot zasad tolerancji i jedności w wielości. Podkreśla, że w państwie kosmopolitycznym istnieją odrębne narodowe tożsamości. W liście otwartym Europa ma przyszłość (2005) Beck i Giddensem podkreślali, że z kosmopolitycznego punktu widzenia różnorodność nie jest problemem, tylko rozwiązaniem. Tak rozumiany kosmopolityzm jest kategorią pozytywną i tylko na nim możliwe jest oparcie społeczeństwa światowego, w ramach którego społeczności są zespolone glokalnie.

Autor podkreśla, że nie ma na razie żadnej siły politycznej, która opowiadałaby się wprost za kosmopolitycznym ustrojem, ale zarazem nie ma powrotu do wygodnych i izolowanych państw narodowych. W nowym obrazie rola państw narodowych jest zmienna i zróżnicowana. Może sprzyjać wzmacnianiu lub osłabianiu władzy bądź przeciwwładzy w przestrzeni globalnej, a kierunek i natężenie tej polityki zależy m.in. od poziomu ukształtowania się i aktywności społeczeństwa obywatelskiego w danym kraju. Końcowy wniosek jest bardzo praktyczny - ocena rozwoju demokratycznych procesów politycznych w świecie zależy w decydującym stopniu od odporności państw narodowych na próby narzucania im egoistycznych strategii międzynarodowych korporacji i grup interesu. Innym aspektem oceny jest przekonanie o innowacyjności i funkcjonalności współczesnej demokracji, która jest zarazem szansą na jej trwanie i nowe impulsy dzięki przemieszczaniu się do przestrzeni globalnej.

Według Becka, teza o końcu polityki jest słuszna w przypadku polityki narodowej. Koniec polityki narodowej jest jednocześnie początkiem polityki światowej. W dzisiejszym świecie myślenie narodowe i izolacjonizm bywają najgorszym wrogiem narodów i ich interesów.

Autor podjął próbę możliwie całościowej i spójnej konceptualizacji badanego zjawiska. I tak, strategie kapitału w gospodarce światowej usystematyzował jako strategie autarkii (z wydzielonymi strategiami uzurpacji, innowacji, glokalizacji, wyjścia z rynku, suwerenności ekonomicznej), najbardziej skrótowo ujęte strategie substytucji (np. raju podatkowego), strategie monopolizacji (monopolu na ekonomiczną racjonalność bądź dyplomacji wewnątrzgospodarczej), strategie prewencyjnej dominacji (państw „łajdackich” i neoliberalizacji państwa). Jeszcze bardziej rozwinięta jest typologia 6 strategii państw w przestrzeni globalnej obejmująca w poszczególnych typach łączenie około 25 wariantów zachowań, w tym strategie nieodzowności, niezastępowalności, unikania monopoli światowych, specjalizacji bądź hegemonii i transnacjonalizacji państwa, repolityzacji polityki, kosmopolityzacji państwa. Wykaz strategii społeczeństwa obywatelskiego jest znacznie krótszy - obejmuje jedynie strategie: dramatyzacji ryzyka, demokratyzacji i kosmopolityzacji (s. 306–311).

Do opisu nowej rzeczywistości Beck używa terminu „realizm kosmopolityczny”, w centrum którego znajduje się nowa koncepcja granic. O ile w pierwszej nowoczesności były one wyraźnie wytyczone, w ponowoczesności zostały usunięte, a w drugiej nowoczesności - podważone. Zanika rozróżnienie między tym, co narodowe, a tym, co międzynarodowe, powstają nowe granice i nowe rozróżnienia. Transnarodowość oznacza, że granice narodowe się rozmywają i splatają w nowe całości Świadomość ryzyka, wspólnota doświadczeń przełamuje granice, ludzie łączą się ponad granicami narodowymi, a dwoista struktura ryzyka daje szansę samoaktywizacji społeczeństwa.

"Spojrzenie kosmopolityczne nie zastępuje ani nie ruguje spojrzenia narodowego, natomiast obie logiki współistnieją ze sobą, zarazem splatając swe przestrzenie i je odróżniając” (s. 333). Polityczne procesy globalizacyjne są nie tyle rezultatem obiektywnych praw, co wywoływanej skalą zagrożeń i uświadamianej potrzeby konsensualnego i społecznie legitymizowanego przeciwdziałania.



sobota, 27 września 2008

Wystan Hugh Auden "Atlantyda"

Uparłszy się, że popłyniesz
Przez morze ku Atlantydzie
Odkrywasz, że w tamte strony
Co można było przewidzieć
Statek Wariatów jedynie
Kursuje, gdyż silne cyklony
Przewiduje prognoza na sezon;
Musisz więc cały swój rezon
Wysilić na burdy i bzdury,
Aż dzięki nim może ujdziesz
Za jednego z Chłopaków, który
Też lubuje się w bibie i bujdzie.

Jeśli sztormy rzecz tam dość zwykła
Cały długi tydzień na cumie
Będą trzymać cię w jakiejś Ionii
(Starym porcie), niech ci się nasunie
Pomysł, aby pogadać na przykład
Z kimś niegłupim z miejscowym uczonym,
Który dowiódł, że Atlantyd nie ma;
Zgłębiaj logikę tych jego mniemań,
Ale zważ: pod subtelnym dowodem
Żal się kryje, prosty i bezbrzeżny;
Tak przyswoisz sobie metodę
Nieufania temu, w co się wierzy.

Jeśli potem wiatr cię pchnie ku brzegom
Najeżonej przylądkami Tracji,
Gdzie przez całą noc przedstawiciele
Jakiejś nagiej barbarzyńskiej rasy
Skaczą jak w amoku do schrypłego
Wtóru konchy, grzmiąc w gong i czynele
Na to dzikie, skaliste pustkowie
Wstąp, zrzuć odzież i tańcz też, albowiem
Celu swej podróży nie osiągniesz,
Jeśli przedtem ci się nie wyda,
Że potrafisz doszczętnie zapomnieć,
Iż istnieje gdzieś Atlantyda.

Jeśli trafisz po pewnym czasie
Tam, gdzie Korynt albo Kartagina
Nowych uciech szuka co minuta,
Przyłącz się; a gdy w barze dziewczyna
Powie, burząc ci włosy: "Głuptasie,
Atlantyda jest właśnie tutaj",
Daj jej mówić i słuchaj z uwagą
Historii jej życia; bo jaką
Masz gwarancję, że rozpoznasz jutro
Atlantydę w prawdziwej postaci,
Jeśli dziś nie zapoznasz się z butną
Armią jej tandetnych imitacji?

W końcu jednak przybijesz załóżmy
Do tak długo szukanego brzegu
I rozpoczniesz wędrówkę w głąb wyspy,
Przez obdarte lasy, zwały śniegu,
Mroźne tundry, gdzie błądzi podróżny;
Jeśli wtedy staniesz, w oczywisty
Sposób sam, opuszczony przez wszystko,
Mając za jedyne towarzystwo
Lód, głaz, ciszę, powietrze o, wspomnij
Wielkich zmarłych i uczcij Opatrzność
Za swój los wojażersko-bezdomny,
Dialektyczność jego i dziwaczność.

I człap dalej, chwiejnie, lecz rad z łaski;
A gdy nawet wreszcie na przełęczy
Już ostatniej któregoś dnia staniesz
I, padając z nóg tak cię przemęczy
Marsz w jarzące się w dolinie blaski
Atlantydy zejść nie będziesz w stanie,
Mimo wszystko bądź dumny chociażby
Z faktu, że, ostatecznie, nie każdy
To osiągnął: olśnionym oczom
Nagle udostępnione zjawienie
Atlantydy; wdzięczny, możesz spocząć:
Zobaczyłeś swe własne zbawienie.

Wszystkim mniejszym, domowym bogom
Zbierze się na płacz, lecz ty wypowiedz
Pożegnanie, postoju poniechaj,
Wypłyń w morze, niezłomny wędrowiec;
Hermes, który patronuje drogom,
Lub feniccy Kabirowie niechaj
Służą ci i maja cię w opiece;
Niech ci Stary Władca Dni obieca,
Że tym wszystkim, czego musisz dokonać,
Pokieruje w myśl własnych obliczeń,
Że powiedzie cię zapalona
W górze lampa: Jego oblicze.

 


czwartek, 25 września 2008

Anna Świrszczyńska "Szli kanałami"

Szli kanałami
niosła go na plecach
po piersi w śmierdzącym kale
w ciemności bez powietrza
potykała się o trupy
tych co się potopili
czepiała się śliskich ścian
po których pełzały szczury
mówiła: poruczniku
niech pan się trzyma za szyję
to już niedługo.
 

Szli kanałami błądzili
niosła go na plecach
dziesięć godzin.
Gdy wyszła na ulicę
pod niebo czystej nocy
sanitariuszki powiedziały:
przyniosłaś trupa.

 




niedziela, 31 sierpnia 2008

Anna Świrszczyńska "Żuje surowe żyto"

Nigdy nie wygląda oknem,
nigdy nie schodzi do schronu,
żuje surowe żyto,
od świtu do świtu pisze
książkę.
 

Gdy kto czasem zapuka,
chowa książkę do pieca.
Piec może się spalić razem z domem,
domy dokoła się palą,
przeklina powstanie.
 

W nocy zszedł do piwnicy,
skradał się jak złodziej,
zakopał w ziemi książkę,
nałożył na wierzch
górę węgla.
 

Wracał szczęśliwy,
uratował swoje życie.
Teraz
mogą go już rozstrzelać.




czwartek, 31 lipca 2008

Anna Świrszczyńska "Śmiertelne oczy"

Czego boisz się wrogu
podchodząc do tej barykady
rozbitej.
 

Tam nie ma już granatów
ani rąk co mogą je rzucić.
 

Tam mogą cię tylko uderzyć
w serce człowiecze
oczy
śmiertelnie rannej dziewczyny.
 

Kiedy zasłoni
przed twoją kulą
śmiertelnie rannych kolegów.




poniedziałek, 30 czerwca 2008

Anna Świrszczyńska "W schronie czekając na bombę"

Trzęsą się, kulą się,
zamykają oczy,
zasłaniają uszy,
modlą się, milczą,
swój tuli się do swego,
obcy tuli się do obcego,
żona tuli się do złego męża,
zła córka objęła matkę,
pijak mówi: Przebacz mi, Boże.
 

Wszystkich otwiera trwoga,
łączy trwoga,
oczyszcza trwoga.
 

Wniebowstępują zbiorowo
do nieba trwogi.




sobota, 31 maja 2008

Anna Świrszczyńska "Czekam na rozstrzelanie"

Mój strach potężnieje
z każdą sekundą
jestem potężna
jak sekunda strachu
jestem wszechświatem strachu
jestem
wszechświatem.
 

Teraz kiedy
stoję pod ścianą
i nie wiem czy zamknąć oczy
czy nie zamykać.
 

Teraz kiedy
stoję pod ścianą 

czekając na rozstrzelanie.




środa, 2 kwietnia 2008

Anna Świrszczyńska "Kule trzeba oszczędzać"

Zabrakło już granatów - mówi major.
Kule trzeba oszczędzać - mówi major.
Młodych ciał nie trzeba oszczędzać.
Z młodych ciał można przecież budować
barykady, gdy nie ma kul i granatów




niedziela, 23 marca 2008

Jewgienij Zamiatin "My"


Zamiatin to jeden z najwybitniejszych pisarzy nie tylko rosyjskich, ale i światowych. Jego przeżycia związane z dwoma totalitaryzmami, carskim i komunistycznym sprawiły, że w 1920 roku napisał dystopijną powieść My, będącą krytyką totalitaryzmu i zarazem wzorcem dla takich twórców jak Orwell czy Huxley. Powieść Zamiatina antycypowała rozwój wykluwających się wówczas totalitaryzmów. Nic dziwnego, że odegrała ona znaczący wpływ na rozwój nurtu antyutopijnego, który z czasem ewoluował ku fantastyce socjologicznej. 

Punktem wyjścia opowieści jest Państwo Jedyne, które z założenia ma być gwarantem szczęścia, prawa i porządku. Czytelne od razu jest nawiązanie do współczesnej autorowi ideologii komunistycznej, która pod wodzą Lenina niosła społeczeństwu rosyjskiemu identyczne hasła. Nieustanna inwigilacja miała być warunkiem owego szczęścia, podczas gdy wolność i indywidualność są złe a zatem niepożądane. Każdy obywatel musi pracować na rzecz wspólnoty. Jednostka się nie liczy. Liczy się społeczeństwo, czyli My.

Konieczność podporządkowania się tzw. kolektywowi zarządzanemu przez bliżej nieokreślonych liderów związanych ze sferami finansjery oraz ponadnarodowych korporacji, tolerancja represywna (w dużym uproszczeniu: tylko dla wybranych, a nade wszystko spolegliwych) czy bezkrytyczne akceptowanie kolejnych tzw. mądrości etapu – wszystko to sprawia, że nie sposób nie dostrzegać w powieści Zamiatina podobieństwa do dzisiejszej rzeczywistości cyfrowo-finansowej, podporządkowanej paradygmatom wolnego, globalnego rynku i społeczeństwa prowadzonego jak po sznurku przez wpływowych inżynierów społecznych. 

Zamiatin skupia się nie tyle na opisach Systemu i jego niegodziwości i niesprawiedliwości, co na uwięzionym w Systemie człowieku. Na ów idealny świat patrzymy oczami obywatela Państwa Jedynego, państwa powszechnej szczęśliwości i harmonii. Cała historia to wbrew pozorom nie opowieść o rewolucji, lecz dogłębna, drobiazgowa analiza ludzkiej duszy. Dyktatury i totalitarne ustroje rodzą się i upadają, przyjmują różne nazwy i formy, lecz jedno pozostaje niezmienne – ludzka dusza: niepokorna, nieugięta, nieprzewidywalna. Można ją stłamsić, ale nie unicestwić. Każde pokolenie ma swojego wroga, swoją walkę i swoje ideały, ale ona, dusza, pozostaje niezmienna i dlatego właśnie to, o czym opowiada Zamiatin, jest po upływie wieku nadal aktualne i nadal do nas przemawia.

Zamiatin w łatwo przyswajalnej formule zdołał ująć sedno komunistycznej ideologii, z jej holistycznymi zapędami i dążeniem do przejęcia kontroli nad każdym aspektem życia jednostek ciśniętych w przysłowiowe tryby rewolucji. W przekonująco obmyślanym anturażu autor dał wyraz swoich trosk o przyszłość świata, którego ewentualne preludium miał on nieszczęście obserwować po przejęciu władzy w Rosji przez bolszewików. Skala gwałtownych zmian spowodowana umocnieniem pozycji „dyktatury proletariatu” z perspektywy wrażliwego literata siłą rzeczy nie mogła napawać optymizmem. Toteż nic dziwnego, że Zamiatin zdołał ową posępność stechnicyzowanej despocji ująć na tyle plastycznie, że po także obecnie ma ona potencjał, by na czytelniku wywrzeć dojmujące wręcz wrażenie. 

Zamiatin perfekcyjnie operuje językiem. Rzecz napisana jest w formie pierwszoosobowej. Ma postać krótkich notatek spisywanych przez głównego bohatera. W miarę jak ewoluuje postać, zmienia się też stopniowo styl. Początkowo napuszony, pełen frazesów i komunałów świetnie oddaje ducha i sposób myślenia zindoktrynowanego przez system bezkrytycznego fanatyka. Z czasem, gdy w umyśle bohatera rodzą się pierwsze wątpliwości, język staje się coraz bardziej nerwowy, poszarpany, pulsujący, by w końcu, gdy metamorfoza dobiega końca, nabrać zdecydowania i siły.

 



 


sobota, 22 marca 2008

Anna Świrszczyńska "Macierzyństwo"

Urodziłam życie.
Wyszło krzycząc z moich wnętrzności
i żąda ode mnie ofiary z mojego życia
jak bóstwo Azteków.
Pochylam się nad małą kukiełką,
patrzymy na siebie,
czworgiem oczu.

– Nie zwyciężysz mnie – mówię.
Nie będę jajkiem, które rozbijesz
wybiegając na świat,
kładką, po której przejdziesz do własnego życia.
Będę się bronić.

Pochylam się nad małą kukiełką,
spostrzegam
drobny ruch drobnego paluszka,
który jeszcze tak niedawno był we mnie,
w którym płynie pod cienką skórą
moja własna krew.
I oto zalewa mnie
wysoka, jasna fala
pokory.
Bezsilna, tonę.

Czy to samą siebie tak wielbię
w owocu swego ciała,
czy oddaję się na ofiarę
ludożerczemu bóstwu instynktu?
Skądże wezmę siłę, by się oprzeć
temu, co tak bardzo słabe?

Potrzebna małej kukiełce jak powietrze,
daję się bez oporu połknąć miłości,
jak powietrze daje się połykać
jej drobnym, chciwym życia płucom.






niedziela, 3 lutego 2008

Anna Świrszczyńska "Piekło"

Krzyczą kamienice rozdzierane jak papier
od dachu do piwnic,
krzyczą kobiety
gnane na kule przed czołgami,
krzyczą mężczyźni
wleczeni pod lufy karabinów,
krzyczą dzieci
rzucane żywcem w ogień.




czwartek, 3 stycznia 2008