poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Klaudia Pineiro "Klątwy"



Książka trochę magiczna, czarnoksięska, pomimo że osadzona w bardzo współczesnych realiach polityki z całym arsenałem jej brudów i cynizmu (pragmatyzmu?). Niektóre wątki można wprost odnieść do polskiej rzeczywistości politycznej - i u nas bowiem nie brakuje zagrywek PR-owych służących budowaniu fałszywego wizerunku, hipokryzji, populizmu i wiecznego rozważania, "a jak na to zareagują nasi wyborcy"?



Technokratyczna wymowa tych fragmentów jest zaskakująco zestawiona z irracjonalną "analizą" klątw i przesądów (to nadaje powieści leciutki sznyt iberoamerykańskiego realizmu magicznego). A dysonans, jaki wywołuje ów cynizm polityki i magia czarownic, wspaniale uzupełnia sensacyjny wątek powieści.

Są też smaczki antyczne, a tuż obok... elementy komiczne (intymne rozmowy głównego bohatera i jego zleceniodawcy) - temat niby nie do żartów, ale Klaudia Pińero wykazała się tu dużym poczuciem humoru ;-)

W gruncie rzeczy - pomimo zagadki, sensacji i magii - książka traktuje o sprawach poważnych i trudnych, które w państwach kruchych i młodziutkich demokracji są niezwykle istotne.

Ciekawa recenzja Marcina Kube na łamach "Rzeczpospolitej".

niedziela, 29 kwietnia 2018

Bolesław Leśmian ***

Za­zdrość moja bez­sil­nie po łożu się mio­ta:
Kto ca­ło­wał twe pier­si, jak ja, po kry­jo­mu?
Czy jest wśród piesz­czot choć jed­na piesz­czo­ta,
Któ­rej, prócz mnie, nie da­łaś ni­g­dy i ni­ko­mu?

Gnie­wu mego łza two­ja wów­czas nie ostu­dzi!
Po­ni­żam dumę cia­ła i uczuć prze­py­chy,
A ty i od­po­wia­dasz, żem mar­ny i li­chy,
Po­dob­ny do ty­sią­ca obrzy­dłych ci lu­dzi.

I wy­my­kasz się naga. W przy­le­głym po­ko­ju
We wła­snym się po chwi­li za­prze­pasz­czasz łka­niu
I wiem, że na skle­co­nym bez­ład­nie po­sła­niu
Le­żysz, jak to­pie­li­ca na twar­dym dnie zdro­ju.

Bie­gnę tam. Łka­nia milk­ną. Ci­sza niby w gro­bie.
Zwi­nię­ta, na kształt węża, z bólu i roz­pa­czy
Nie da­jesz zna­ku ży­cia - jeno ko­nasz ra­czej,
Aż znie­nac­ka za dłoń mię po­cią­gasz ku so­bie.

Jak­że łza­mi prze­mo­kłą, znu­żo­ną po wal­ce
Dźwi­gam z nu­rów po­ście­li w ra­mio­na obłęd­ne!
A nóg twych ro­ze­mknio­ne piesz­czo­ta­mi pal­ce
Jak­że dro­gie mym ustom i jak­że nie­zbęd­ne!




Bolesław Leśmian

sobota, 28 kwietnia 2018

Martin Amis "Strefa interesów"



Książka robi kolosalne wrażenie - mieszanina niezgody na zło i cynizmu, strachu i obojętności, bólu i kompletnego braku uczuć wbiły mnie w fotel i nie pozwoliły oderwać się od lektury przez cały dzień.

Wspaniały styl pisarski: coś z Joyce'a, ciut Nabokova, może Bellowa... Mistrzostwo "nowej nieprzyjemności".

Amis sięga po różne metafory - najbardziej oczywiste (sugerowane w tytule) jest porównanie Rzeszy w okresie klęski stalingradzkiej do plajtującej korporacji, opierającej dynamikę swego rozwoju na eksploatacji podbitych nacji w obozach koncentracyjnych opisywanych tak, jak menedżer opisywałby banał funkcjonowania przedsiębiorstwa. Bezwzględność tego porównania jest tylko jedną z prowokacji...





Odsyłam także do recenzji Wojciecha Engelkinda w Kulturze Liberalnej.

piątek, 27 kwietnia 2018

Anna Achmatowa "Jak biały kamień"

Jak bia­ły ka­mień w głę­bi stud­ni ciem­nej,
Tak we mnie jed­no czai się wspo­mnie­nie.
Nie wal­czę z nim i wal­czyć by da­rem­no,
Bo w nim i ra­dość moja, i cier­pie­nie.
I chy­ba każ­dy, kto mi spoj­rzy w oczy,
Wy­czy­tać musi je z ich smut­nej tre­ści.
I głęb­szym smut­kiem twarz mu się za­mro­czy,
Niż gdy­by słu­chał sa­mej opo­wie­ści.

W przed­mio­ty lu­dzi nie­gdyś prze­mie­nia­no
Ze świa­do­mo­ścią im po­zo­sta­wio­ną,
By smut­ki cu­dze wiecz­ną były raną.
Tak w me wspo­mnie­nie cie­bie prze­mie­nio­no.


Anna Achmatowa



czwartek, 26 kwietnia 2018

Andrzej Bart "Rien ne va plus"



Wspaniały popis kunsztu pisarskiego! Duża dawka humoru, ironii i sarkazmu - znane już wizytówki Andrzeja Barta. Sam autor wyznaje: Moment, od którego mógłbym się nazwać pisarzem, to decyzja o napisaniu "Rien ne va plus" właśnie. (Polityka)

Literaturoznawcy wskazują, jak ważne jest zastosowanie w sztuce czegoś, co wybija odbiorcę z automatyzmu percepcji, jakiś niezwykły, przyciągający uwagę element. Na poziomie narracji może to być na przykład mówiący pies (Wierny Rusłan Gieorgija Władimowa) lub koń (Bystronogi Lwa Tołstoja). U Barta jest to niekonwencjonalna postać narratora: sieneński szlachcic Tommaso d'Arcipazzi (a raczej jego bezcielesna świadomość, której dane jest życie w portrecie), trafia do Polski, gdzie spędza przeszło dwa wieki, stając się niemal Polakiem. W czasie tych dwustu lat konterfekt d'Arcipazziego obserwuje Polaków ze ścian ich gabinetów, salonów i sypialni, niejednokrotnie doznając niespodzianek, które skłaniają go do dowcipnych komentarzy.

Rien ne va plus nasuwa nieuchronne skojarzenie z Portretem Doriana Graya Oscara Wilde’a: dusza zaklęta w obrazie, dusza człowieka rozpustnego i lubieżnego… Pojawiająca się w powieści postać hrabiego Orgaza naprowadza nas z kolei na portret inkwizytora Dona Fernanda Nina de Guevary, który pojawia się w Weselu hrabiego Orgaza Romana Jaworskiego. Skojarzenia literackie można zresztą mnożyć - czyż tytuł zaczerpnięty z krupierskiego zawołania nie przywodzi na myśl najsłynniejszej powieści Stendhala (Czerwone i czarne)? O ile jednak Stendhal nawiązywał do munduru i sutanny, o tyle w Polsce te kolory odczytujemy nieco inaczej...

Fascynująca podróż przez ostatnie dwieście lat historii naszego kraju - od uchwalenia Konstytucji 3 maja i abdykacji Stanisława Augusta aż po drugą wojnę światową, stalinizm i wypadki 1968 roku - to próba spojrzenia na życie Polaków z perspektywy włoskiego libertyna, którego teoretycznie nic nie powinno dziwić. A jednak...  D'Arcipazzi zaklęty w portrecie usiłuje przystosować się do coraz to nowej rzeczywistości i możliwie najpełniej ją zrozumieć, ale niełatwo jest nadążać za zmianami w tym przedziwnym kraju i na przestrzeni tylu dziesięcioleci obfitujących w wydarzenia i przemiany: powstania, wojny, salony i ubogie strzechy, a w szczególności wejście w drugą połowę XX w. i okres powojenny w niczym nie przypominający świata, w którym rozpoczęła się podróż portretu. 

Autor opowiada: Zamiast, jak przystało młodemu człowiekowi, opisać kłopoty z istnieniem, postanowiłem bohaterem uczynić Polskę i Polaków. Była to pułapka, bo zajęło mi to 10 lat, a przez powieść przewinęły się setki postaci. Na szczęście narratorem uczyniłem nic nierozumiejącego cudzoziemca, a więc swoje zadziwienia i naiwności mogłem do woli wkładać w jego usta.

Rien ne va plus to niekonwencjonalna powieść historyczna, wysmakowana stylistycznie, ironiczna, pełna aluzji i gier literackich. Niezwykłe przygody, zbiegi okoliczności i zwroty akcji przywodzą na myśl powieści awanturnicze, ale Rien ne va plus zachowuje raczej charakter gawędy szlacheckiej w stylu Henryka Rzewuskiego (Pamiątki Soplicy). Uważny czytelnik doszuka się także elementów epistolografii, dzienników i pamiętników, które sprzyjają autokreacji i mityzacji rzeczywistości. 

Dzięki rysowi wspomnieniowemu książka i jej narrator mogą starzeć się godnie wraz z upływającą historią - frywolne i swobodne opowiastki XVII-wieczne stopniowo poważnieją a nawet gorzknieją w zetknięciu z coraz mniej zabawnymi dziejami Polski. A'Arcipazzi dojrzewa i gorzknieje...

Książka po raz pierwszy ukazała się w 1991 r. i spotkała z bardzo dobrym przyjęciem - uhonorowano ją Nagrodą im Kościelskich oraz przełożono na język węgierski i francuski. Ja czytam ją z trzydziestoletnim opóźnieniem - niewiarygodne.