sobota, 30 stycznia 2021

Lot nad kukułczym gniazdem (reż. Milos Forman)

 

Porywam się na arcydzieło, ale choćbym miała skompromitować się płytkością analizy, to nie mogę pominąć filmu, który wywarł na mnie gigantyczne wrażenie i sprawił w dużej mierze, że postępuję w życiu tak, a nie inaczej... W 1975 r. ten film ustrzelił tzw. Wielką Piątkę (jako pierwszy od 1934 r.): za najlepszy film, najlepszą reżyserię, najlepszą rolę męską, najlepszą rolę żeńską i najlepszy scenariusz. Rozbił także bank: przy kosztach 4,4 mln $ zarobił 300 mln $. I nawet nie o to chodzi, że opowiada fascynującą historię (ta przecież opowiedziana jest także w książce Kena Keseya z 1962 r.), ani nie o genialne kreacje aktorskie (kwiat aktorstwa, jaki się w nim pojawia będzie jeszcze wielokrotnie święcił triumfy na srebrnym ekranie). Siłą tego filmu jest wyraziste świadectwo kształtowania się pewnej formacji kulturowej i ponadczasowa wymowa: mówi o wartościach w życiu człowieka najważniejszych.

Publikacja książki i powstanie filmu przypada mniej więcej na amerykańską epokę dzieci-kwiatów, okres pokoleniowego buntu przeciwko zastanym strukturom społecznym, sztywnym normom i autorytetom. Wpisując się ten nurt, Kesey stał się sztandarową postacią kontrkultury, co ustawiło bardzo wysoko poprzeczkę dla pracy Milosa Formana. Ta książka już była kultowa!

Reżyser w pierwszym rzędzie postawił na precyzyjną obserwację i przekonujący opis szpitala: spędził 4 tygodnie w zakładzie dla nerwowo chorych, analizując ich zachowania, a także obserwując rytm życia oddziału i styl pracy personelu. Zdjęcia także kręcił w prawdziwym szpitalu psychiatrycznym w Salem (Oregon State Hospital/Asylum), którego dyrektor dr Dean Brooks zagrał rolę jednego z lekarzy: dr. Spiveya. Poszukując odpowiednich odtwórców ról 18 pacjentów, Forman przesłuchał 900 aktorów. 
 

Scena otwierająca to sielankowy obraz szpitalnej rzeczywistości, w której każdy zna swoje miejsce w strukturze - jest ona ważna z perspektywy kolejnych wydarzeń, a w szczególności z poziomu oceny relacji jednostka-instytucja. W tej scenie kulturalna i fachowa obsługa na oddziale w pełni odpowiada na potrzeby pacjentów, którzy z kolei wydają się całkowicie akceptować swój los.

Pojawienie się na scenie Randle'a Patricka „Mac” McMurphy'ego (w tej roli genialny Jack "The King" Nicholson) jest wyraźnym zgrzytem, jego dynamiczne zachowanie, nieuzasadniona radość i energia, na tle snujących się pacjentów, zamiast sprawiać wrażenie czegoś ożywczego i normalnego, sprawia wrażenie zagrożenia. Mac odrywa innych od ich zajęć, burzy zastany porządek.

Elementy wyznaczające najważniejsze konflikty ideowe filmu pojawiają się zaraz w kolejnej scenie rozmowy McMurphy'ego z dr. Spivey’em. Mac trafił wcześniej do więzienia za stosunek z nieletnią, a lekarze mają stwierdzić, czy jest psychicznie chory, czy też symuluje. W jego aktach jest mowa o agresywnych zachowaniach, lekceważącym stosunku do pracy i odzywaniu się bez zezwolenia, podczas gdy Mac uważa się za zdrowego. Jego energiczne zachowanie na oddziale ma być potwierdzeniem tych obserwacji:

„Teraz wmawiają mi, że jestem świrem, bo nie zachowuję się jak warzywo. To bez sensu. Jeżeli to ma być szajba, to jestem kompletnym szajbusem”.

W przeszłości bohater był pięciokrotnie aresztowany za udział w bójce, co kwituje ważnym (z perspektywy wymowy filmu) stwierdzeniem:

„Pięć razy? Rocky Marciano bił się 40 razy i został milionerem”.
Dotykamy tu istoty konfliktu, w którym to społeczeństwo decyduje o ocenie człowieka i jego czynów: czyje cechy zostaną uznane za zalety, a czyje za wady, na ile miejsca, jakie człowiek zajmuje w hierarchii społecznej, wpływa na jego postrzeganie i ocenę. W jaki sposób społecznie narzucamy jednostce role, które musi odegrać w ramach powszechnej gry między człowiekiem i jego otoczeniem. 


McMurphy - trafiając na oddział - nie chce przyjąć do wiadomości, że ma dzielić los innych pacjentów i tak, jak oni, podporządkować się wszechmocnej siostrze Ratched (oscarowa kreacja Louise Fletcher). Konflikt między tą dwójką bohaterów jest siłą napędową fabuły i archetypiczną ilustracją walki dobra ze złem, słabych z przemocą, ale także ról męskich i żeńskich w społeczeństwie, choć postaci głównych bohaterów wyraźnie zostały osadzone w tej symbolice krzyżowo.

Oczywiście nie sposób i nie ma sensu omawianie każdej sceny tego filmu - choć każda ma swoją wyrazistą i ważną wymowę. Siła poszczególnych scen tkwi w znakomitym aktorstwie, świetnych dialogach i wybitnych kadrach. Każda ma tez własna symbolikę: gra w koszykówkę na szpitalnym boisku, porwanie autobusu z pacjentami, wycieczka kutrem rybackim. 


Dzięki scenie prezentacji uczestników wycieczki, w których nagle widzimy znanych profesorów, a nie wariatów, ja zdołałam przetrwać kolokwium habilitacyjne, a Forman zdołał oddać niezwykle ważne przesłanie książki i filmu: problem społecznego odbioru człowieka oraz jego zachowania nawiązującego do  teorii naznaczania społecznego, zgodnie z którą przestępczość i dewiacja są wytworami reakcji społecznej, a nie obiektywnymi właściwościami ludzkich zachowań (różnica między "ukradł" a "jest złodziejem"). 

Teoria naznaczania społecznego zwraca uwagę na dwa czynniki: społeczeństwo jako takie oraz reprezentujące społeczną mądrość postaci ekspertów. W filmie ekspertów symbolizują lekarze i personel szpitala, a w szczególności siostra Ratched, stojąca na straży dotychczasowego ładu, procedur i regulaminu szpitala, nawet jeśli narzuca on pacjentom sposób zachowania sprzeczny z ich pragnieniami. Ferment, jaki sieje McMurphy, jest wyrazem buntu społecznego, ale też troski o bezsilnych, którzy już przestali się upominać o swoje prawa (scena głosowania nad prawem do oglądania meczu).

Według przedstawicieli teorii naznaczania społecznego, ten rodzaj ukształtowania społecznej reakcji na dewiację i przestępstwo doprowadził do przekształcenia się polityki resocjalizacji w formę swoistej totalitarnej opresji kultywowanej w procesie orzekania kary, a następnie w obrębie zakładów karnych czy klinik psychiatrycznych. Działania państwa i jego instytucji stanowią w tym ujęciu formę uszczęśliwiania na siłę i traktowania dewiantów wyłącznie jako przedmiotu określonych działań i zabiegów zmierzających do ich resocjalizacji, osiągnięcia stanu ich przystosowania społecznego itp. Ich celem nie jest ani zrozumienie zachowań dewiacyjnych, ani wyjaśnienie sposobu postrzegania rzeczywistości przez poszczególne jednostki. 

Figura eksperta symbolizowana przez lekarzy i personel, staje się tym, który „wie lepiej”, co jest naprawdę dobre dla jego podopiecznych. Nie sposób uciec od myślenia o tragedii przymusowych sterylizacji w USA u Szwecji opisanych chociażby w Higienistach Zaremby Bielawskiego. Takie działania instytucji państwowych, podejmowane w otoczce naukowości i opiekuńczości, uznane zostały ostatecznie za próbę zabijania ludzkiej indywidualności i wolności, masowe „pranie mózgów”, którego celem było wyłącznie produkowanie posłusznych konformistów i nadzorowanie nieposłusznych członków społeczeństwa.

Pojawia się zarazem problem celu powołania takich instytucji: więzienia czy szpitale psychiatryczne z reguły zamiast zwalczać dewiacje, jedynie je podtrzymują, dając jednostkom w zamkniętych grupach okazję do uczenia się umiejętności i postaw przynależnych do kariery dewiacyjnej. W efekcie nasila się poczucia wyobcowania z reszty społeczeństwa. Nasuwają się też odniesienia do krytycznej analizy instytucji społecznych Michela Foucaulta.

Kiedy McMurphy dowiaduje się jak błędnie oceniał swoją sytuację, ma pretensje do innych pacjentów, że nie uprzedzili go o fatalnym położeniu. Myślał, że wyjdzie po upływie 68 dni (tyle zostało mu do zakończenia zasądzonej kary), ale w szpitalu psychiatrycznym lekarze mogą go przetrzymywać dowolnie długo. Bohater - widząc, że nie ma szans wygrać, postanawia wycofać się z gry i uciec. Nieprzewidziane zakończenie przyjęcia, które organizuje, kładzie kres tym planom: tragiczne wydarzenie sprawia, że rzuca się na siostrę Ratched, próbując ją udusić i w efekcie zostaje poddany lobotomii. Zakończenie i litościwy gest Wodza przypominają wydarzenia Czyż nie dobija się koni?.
 
 
Siłą filmu jest znakomita muzyka, wspaniale prowadzona kamera, ale przede wszystkim perfekcyjna gra aktorów odtwarzających role poszczególnych pacjentów: nieśmiałego, znerwicowanego Billego Bibbita (Brad Dourif), milczącego Indianina Chiefa Bromdena (Will Sampson) czy zawsze uśmiechniętego Martiniego (Danny De Vito).

Odrębnej interpretacji można byłoby poddać każdą jedną - w tym ostatnią - scenę tego filmu. McMurphy uświadomił Wodzowi potrzebę wolności oraz zaszczepił poczucie wartości, jaką jest wolność sama w sobie. Dlatego Chief Bromden zabija poddanego lobotomii, martwego umysłowo głównego bohatera, leżącego na szpitalnym łóżku. Bromden czuje, że McMurphy nie chciałby żyć pozbawiony własnej woli i zależny od szpitalnego personelu.