czwartek, 17 września 2009

Andrzej Bursa [Nauka chodzenia]

Tyle miałem trudności
z przezwyciężeniem prawa ciążenia
myślałem że jak wreszcie stanę na nogach
uchylą przede mną czoła
a oni w mordę
nie wiem co jest
usiłuję po bohatersku zachować pionową postawę
i nic nie rozumiem
"głupiś" mówią mi życzliwi (najgorszy gatunek łajdaków)
"w życiu trzeba się czołgać czołgać"
więc kładę się na płask
z tyłkiem anielsko-głupio wypiętym w górę
i próbuję
od sandałka do kamaszka
od buciczka do trzewiczka
uczę się chodzić po świecie



środa, 16 września 2009

Andrzej Bart "Fabryka muchołapek"


Na poły oniryczny, na poły realistyczny obraz rzeczywistości, jaki wyłania się z tej powieści, był dla mnie pierwszym kontaktem z historią łódzkiego getta i nierozerwalnie z nim związanej postaci Chaima Rumkowskiego. Narrator snuje opowieść relacjonując proces, który przecież nigdy nie miał miejsca. Świadkami w tym widmowym procesie są ofiary i współpracownicy Rumkowskiego (w tym Hans Biebow, niemiecki zarządca getta, skazany po wojnie na śmierć). Ale w książce przedstawiono także punkt widzenia pięknej żony Rumkowskiego i Marka, chłopca przygarniętego przez Chaima, a ustami poszczególnych świadków - także opinie nieżyjących już mieszkańców getta, tych, którym udało się przetrwać i niemieckich żołnierzy. 

Formalnie książka jest niezwykła i wspaniale wpisuje się w nowatorski sposób pisania o Holocauście. Całość rozgrywa się na krawędzi majaczenia i rzeczywistości, co przywodzi na myśl powieść Dawida Grosmana Patrz pod: Miłość, w której łączy się grozę zagłady z surrealizmem. W Fabryce muchołapek nic nie jest do końca tym, czym się wydaje. Kafkowska atmosfera, balansowanie na granicy urojenia i rzeczywistości oraz zdrowa dawka autoironii… Pewien charakterystyczny dystans i próba doszukiwania się humoru w niektórych wydarzeniach i postaciach przywołuje skojarzenie filmu Beniniego Życie jest piękne.

W pierwszych wersach powieść sprawia wrażenie rzeczowej i realistycznej. Pisarz powołany na sprawozdawcę procesu (przez diabła wcielającego się raz w Niemca, raz w żyda, zawsze odpychającego i tandetnego: "(...) nieszczęścia dopełniał ciemofioletowy garnitur z plastiku udającego wełnę") ma zwyczajne, codzienne troski - długi, komornika na karku itp. (Tu bodaj po raz pierwszy uruchamia się żartobliwy ton, tak właściwy Bartowi, kiedy bohater uwiedziony zapisami Kabały, rozważa czy nie wspomnieć komornikowi o początku Wielkiego Dzieła, Świetle, Prawdzie i literze "tau", z którymi ma do czynienia w osobie dłużnika). 

Konwencję snu rozpoznajemy jednak w powieści dość szybko, kiedy główny bohater, porte-parole autora, wkracza w nieistniejący świat, w którym czas nie odgrywa żadnej roli. Spotyka siostry Franza Kafki, Hannę Arendt czy Janusza Korczaka. W rzeczywistości Rumkowski, podobnie jak wielu innych bohaterów Fabryki muchołapek, zginął w Auschwitz w 1944 r. 


Ale to nie fakty są ważne w tej powieści - te wszak znane są z licznych badań historycznych. Narrator relacjonujący proces Rumkowskiego, dość szybko zapomina o roli sprawozdawcy i staje się kimś na podobieństwo demiurga, który swobodnie przemieszcza się między teraźniejszością a przeszłością, Łodzią przedwojenną, wojenną i współczesną. Próbuje mocą narratorskiej wszechwładzy wyrwać z przeszłości i ocalić, młodą czeską Żydówkę, Dorę (W tej próbie korekty historii Bart jest bardzo tarantinowski!). Zabiera ją w wędrówkę po dzisiejszej Łodzi, w zamian za co ona oprowadza go po getcie. Czasy i przestrzenie przenikają się również w trakcie samego procesu: akcja toczy się na sali sądowej, na ulicach miasta, na scenie teatru z szekspirowskim repertuarem. 

W dialogach przewijają się fragmenty z Ryszarda III i Króla Leara, co stanowi proste nawiązanie do wiodącego (obok Holocaustu) tematu powieści - ciężaru sprawowania władzy (autor przywołuje słowa Saint Justa na procesie Ludwika XVI: "Nie można panować i być bez winy. Szaleństwo panowania jest zbyt oczywiste", a także Immanuela Kanta, iż "posiadanie władzy nieuchronnie psuje wolny osąd rozsądku"). Główne pytanie dotyczy nierozstrzygniętego nigdy sporu: czy Rumkowski faktycznie był tylko karierowiczem, bezwzględnym zarządcą upojonym władzą nadaną przez Niemców, tchórzem, który do samego końca współpracował z hitlerowcami i świadomie wysyłał swoich rodaków na pewną śmierć?

Przywołane fakty zwykle w jednoznacznie negatywnym świetle stawiają Rumkowskiego, który zdaje się zachowywać całkowitą bierność wobec zdarzeń, jakie rozgrywają się wokół jego osoby. Jedynie w kilku momentach gwałtownie reaguje na słowa świadków, co kłóci się z obrazem stanowczego i bezkompromisowego szefa łódzkiego getta. Do czego zdolny jest ktoś, w czyje ręce złożono los tysięcy ludzi? Czy władza w ekstremalnych warunkach musi być władzą absolutną? Czy strategia mniejszego zła może być usprawiedliwiona, kiedy w grę wchodzi życie ludzkie?

Wielostronność obserwacji tego, co dzieje się na sali sądowej (umowność miejsca także nabiera tutaj dodatkowych znaczeń) idzie w parze z pocztówkowym obrazem Łodzi, po której autor oprowadza Dorę poznaną podczas procesu. Miasto jest ważnym tematem tej powieści – Bart portretuje Łódź na przestrzeni niemal wieku, od przedwojnia, przez Litzmannstadt, do dziś. Nie brak w tych opisach intertekstualności, aluzji i kulturowych cytatów, które stały się już wizytówką pisarza.

Niezależnie od trudnego tematu i tragedii Holocaustu, Bart nie porzuca ironicznego dystansu do świata i ludzi, a przepyszny język jego powieści zachwyca w najdrobniejszych nawet scenach ("na chwilę znowu poczułem się łodzianinem i aby usunąć kobiecisku zęby jadowe..."; "jeszcze nie zdążyłeś otworzyć ust, a on już mówił, że to nie tak, że nie masz racji...").

Jest w tej książce także niełatwy wątek nierozliczonej nigdy obojętności "lepszych Żydów" wobec tych "gorszych" ze wschodniej części Europy. "(...) my, Żydzi niemieccy, wstydziliśmy się za swoich braci ze Wschodu, a ich chasydzki mistycyzm uważaliśmy za ciemnotę i zacofanie. Chyba sądziliśmy nawet, że sami są trochę winni wegetacji w brudnych miasteczkach, pogromom i gettom ławkowym. I pchaliśmy im przed oczy naszych Einsteinów, kulturę i wstrzemięźliwość religijną."

Jest i bunt zakompleksionych, przyodzianych w bluzy z kapturem: "Nie wiem, jak Pani, ale zagraniczni zawsze nas chwalą za odwagę i inne ładne cechy młodych narodów, a nie potrafią się jakoś dopatrzyć choćby jednej zalety, w które bogate są narody dojrzałe i o wysokiej kulturze". Na co inny bohater - najwyraźniej "wstający z kolan" woła: "Czy Chrystus dopuściłby, abyśmy najpóźniej ze wszystkich dowiedzieli się o jego istnieniu, gdyby nie miał wobec nas planu?". Ale niewielka to pociecha, bo jednak "Świat już katedry stawiał, gdy my palisadą z bierwion mogliśmy się popisać. Gdyby tak wtedy przy Światowidzie pozostać, który nie bez przyczyny na cztery strony świata filował, to bylibyśmy szanowani chociaż za oryginalność".

Ale w książce Barta widać też jawną niezgodę na zapomnienie tych, którzy cierpieli i tych, którzy zadawali cierpienie. Niektóre postaci przewijają się między scenami procesu tylko dlatego, że pisarz chce o nich przypomnieć - jak choćby o Ottli, najmłodszej, ukochanej siostrze Franza Kafki, u której pisarz spędził ostatnie lata życia, a która w czasie wojny dla dobra męża (czeskiego katolika) rozwiodła się, aby uchronić go przed prześladowaniem. W Teresinie zaś "zgłasza się jako wolontariuszka do opieki nad ponad tysiącem dzieci i na siedem godzin i czterdzieści pięć minut przyjedzie z nimi do Polski. Tyle czasu zabrało przeprowadzenie tego transportu przez komory gazowe w Auschwitz." I zaraz potem sarkazm i mrugnięcie okiem do czytelnika, towarzyszące informacji, że Otlla była "głucha na literaturę jak pień".

Andrzej Bart: "Od powieści wymagam atrybutów boskich, czyli tworzenia osobnego, zdawałoby się niemożliwego, a jednocześnie realnego świata. W takim świecie pisarz jest więc z pewnego przymusu każdą ze swoich postaci." Ale Bart zdaje sobie sprawę, że sąd nad Rumkowskim, stanowi etyczną pułapkę. Zarówno wyrok uniewinniający, jak i skazujący byłby tu możliwy i jakoś uzasadniony. Autor w jednym z wywiadów opowiada: "Łódzkie getto było na terenie Rzeszy, a więc w miejscu całkowicie judenfrei. Nie powinno być tam ani jednego Żyda. A jednak to właśnie getto przetrwało najdłużej i także dzięki Rumkowskiemu ocalały w nim tysiące ludzi. Trzeba słyszeć tych, którzy do dziś są mu za to wdzięczni. Wczoraj dostałem list od człowieka, który przeczytał "Fabrykę muchołapek", a jest jednym z dzieci adoptowanych przez starszyznę getta z rozkazu Rumkowskiego. Pisze: "Każdego dnia modlę się za niego, bo mogłem jeszcze tyle przeżyć". Jeśli kiedyś powstanie wersja filmowa "Fabryki muchołapek", to poproszę Borysa Lankosza, aby powołał tego pana na świadka obrony".

wtorek, 15 września 2009

Wystan Hugh Auden "Epitafium dla tyrana"

Doskonałości, tak to nazwę, łaknął.
Poetów stworzył, których wszyscy rozumieli,
Szaleństwo ludzkie badał jak linie na dłoni,
A przeto dbał, by armiom niczego nie brakło.
Gdy śmiał się — senatorzy czcigodni się śmieli.
Gdy krzyczał — małe dzieci padały w agonii.

przekład: J. M. Rymkiewicz


Doskonałość jakiegoś rodzaju była tym, czego pragnął,
a poezję, jaka wynalazł, łatwo było zrozumieć:
szaleństwo ludzkie znał jak własną dłoń.
Pasjonowały go wielkie armie i floty;
gdy się śmiał, czcigodni senatorowie pękali ze śmiechu,
a gdy płakał, małe dzieci umierały na ulicach.

przekład: Tadeusz Rybowski