sobota, 16 stycznia 2021

Jonathan Haidt "Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka"

Jonathan Haidt publicznie wyrażał swoje zadowolenie, kiedy Barack Obama wygrał nominację Demokratów w wyścigu prezydenckim w USA w 2008 roku. Po kandydatach o wyglądzie do wewnątrz, wybranych w poprzednich wyścigach, w drodze do Białego Domu pojawił się człowiek, który mógł przemówić do centrum i zabić kilka świętych krów. Ale w miarę upływu czasu Haidt zaczął się martwić, że kandydat jego partii znowu rozmawia tylko ze swoimi zwolennikami.

Jako psycholog społeczny napisał zatem esej o tym, dlaczego ludzie głosują na republikanów. Esej wyewoluował i tym sposobem powstał Prawy umysł (The Righteous Mind), który wywołał poruszenie zarówno w Waszyngtonie, jak i Westminster.

Haidt przygląda się powszechnym sposobom, w jakie psychologowie tłumaczyli dotychczas konserwatyzm – upatrywali jego przyczyn w surowości rodziców lub bezwzględnym strachu przed zmianą. Autor doszedł natomiast do skrajnie odmiennego wniosku: konserwatyści nie są ofiarami złego dzieciństwa, ani nie posiadają szczególnych cech osobowości. Równie szczerze jak liberałowie pragną tego, co najlepsze dla społeczeństwa.

Brzmi zaskakująco, ale wielu przedstawicieli lewicy jest nieskończenie zdumionych tym, że wyborcy z klasy robotniczej wydają się działać wbrew własnym interesom, wspierając konserwatywnych polityków, w tym znienawidzonych promotorów wielkiego biznesu i obniżek podatków dla bogatych. Zakładają, że tacy wyborcy są głupi, albo dają się oszukiwać.

Jednak prawdziwym problemem lewicy, według Haidta, jest to, że nie rozumie ona motywacji prawicy. Opierając się na wszystkim, od reklamy po antropologię, dowodzi, że liberałami kieruje moralność opartą na współczuciu, pragnieniu walki z uciskiem i do pewnego stopnia uczciwości. Konserwatyści mają szerszy zestaw „drogowskazów moralnych”, obejmujących m.in. lojalność, szacunek dla autorytetów i świętości.

Lewica usiłuje walczyć o przejęcie pojęcia patriotyzmu (nowego jego rozumienia) i negację religii, postrzegając tradycyjne instytucje i hierarchie jako przeszkody w walce o wolność i równość. Haidt wskazuje, że zachodni postępowcy poszukujący świeckiego, racjonalnego społeczeństwa nie podążają za ogromną większością ludzi na planecie. Pokazuje, że liberalne wartości mogą być postrzegane jako „dziwne”, a tym samym popierane są głównie przez ludzi Zachodu (bogatej Północy?), wykształconych, uprzemysłowionych, bogatych i demokratycznych państw. Opiera się na badaniach, aby pokazać, jak dziwni i nie-dziwni ludzie inaczej myślą i inaczej widzą świat, podczas gdy liberałowie kładą nacisk na indywidualizm.

W istocie jednak Prawy umysł to staromodny, liberalny apel o tolerancję. Haidt chętnie przyznaje, że postanowił wykorzystać psychologię moralną, aby pomóc „partyzantom politycznym” zrozumieć i szanować się nawzajem. Podejmuje próbę walki z polaryzacją w czasie, gdy polityka schodzi w dysfunkcjonalny trybalizm, proces przyspieszony przez technologię i zmieniające się wzorce mieszkaniowe. Wystarczy jeden rzut oka na sklep spożywczy, aby określić dominującą politykę danego miasta w Stanach Zjednoczonych: jeśli oferuje on przegląd produktów z całego świata, w dziewięciu na dziesięć przypadkach trafiłeś do ostoi Demokratów.

To, co sprawia, że ​​książka jest tak fascynująca, to płynne połączenie erudycji i rozrywki oraz oczywista przyjemność Autora w podważaniu konwencjonalnej mądrości. W jednej chwili korzysta z eksperymentów psychologicznych, by bronić Glaucona, cynika z Republiki Platona, który argumentował, że ludzie zachowują się dobrze tylko dlatego, że bali się, że zostaną złapani. Zaraz potem przywołuje szkockiego filozofa Davida Hume'a, by rzucił wyzwanie naszym „racjonalistycznym złudzeniom”. Zadaje serię dziwnych pytań - czy źle jest zjeść psa, którego przypadkowo przejechałeś? albo odbyć stosunek seksualny z martwym kurczakiem? Prowokując w ten sposób udowodnia, jak ludzie polegają na intuicji poszukując odpowiedzi, a następnie przedstawiają pozornie racjonalne argumenty, aby je uzasadnić. Rozum, konkluduje Haidt, jest jak rzecznik prasowy rządu, który ma bronić twoich decyzji: „Każdy, kto ceni prawdę, powinien przestać wielbić rozum”. Zaskakujące są wnioski z badań na gruncie ewolucji moralności: nasza zdolność odróżniania dobra od zła w dużej mierze zakodowana jest w mózgach od urodzenia, sprawiając, że spaja społeczeństwo, ale zaślepia nas na różne (odmienne od naszej) konfiguracje moralności. Jesteśmy zarówno samolubni, jak i zdolni do altruizmu (jak to ujął Autor: dziewięć części szympansa na jedną część pszczoły). Ale nie jesteśmy stworzeniami z gruntu samolubnymi, pomimo tego, co wmawiano nam przez ostatnie pół wieku rozwoju psychologii. Musimy tylko „zachęcić pszczołę do lotu i trochę ciężej pracować nad budowaniem wzajemnego zaufania”, poszukiwać podobieństwa a nie różnic.

"To emocjonalny pies macha racjonalnym ogonem, a nie odwrotnie" – takim mniej więcej stwierdzeniem Jonathan Haidt streszcza własny, kilkusetstronicowy wywód. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że moralność − jako sfera życia i punkt wyjścia do podejmowania wielu decyzji − była przez lata pomijana w naukowej psychologii. Lekceważenie zagadnień łączących się z moralnością może wiązać się z generalną filozofią funkcjonowania współczesnego świata – ponowoczesnością – w której przytłaczającą ilość aspektów naszego życia uważa się za „płynne”, niezdefiniowane i podatne na zmiany. Nie ma obiektywnej prawdy, Boga czy sprawiedliwości. Coraz popularniejsze staje się patrzenie na moralność jako przeżytek dawnych czasów. Czy jednakże takie zaprzeczanie moralności i jej aksjomatom samo w sobie nie jest badawczo ciekawym  przypadkiem z zakresu psychologii, socjologii  i wreszcie ewolucji moralności?

Pamięć nasza ma pewną cechę, mianowicie mamy tendencję, by pamiętać rzeczy zgodne z naszymi przekonaniami, jednocześnie zapominając te niezgodne. Efekt ten występuje u każdego z nas, czy sobie z tego zdajemy sprawę, czy nie. Słuchamy tych, z którymi się zgadzamy, a tych, którzy mówią coś niespójnego, staramy się jedynie obalić, a jak się nie da, to zignorować. Taką wizję człowieka przedstawia nam Haidt, taka też jest prawda o nim samym i jego książce. W jego rozumieniu człowiek myślący wcale nie chce poznać prawdy – on chce mieć rację; myśli po to, by przekonywać innych, by inni mu ulegali, by mieć dobrą reputację u innych.

Haidt analizuje genezę moralności i tego, w jaki sposób wykształcają się zasady moralne. W pasjonujący sposób opisuje różnice pomiędzy liberałami, konserwatystami a libertarianami oraz dowodzi, z czego owe różnice wynikają. Jednocześnie wskazuje, że – mimo niektórych obiegowych opinii – to właśnie ta dywersyfikacja przekonań sprawia, że świat się rozwija. Zdaniem Haidta taka różnorodność zapobiega stworzeniu się jednolitej, scalonej grupy, a w konsekwencji polaryzacji poglądów, która zdecydowanie nie sprzyja postępowi.

Dzisiejsze (bynajmniej nie tylko polskie) problemy polityczne Haidt tłumaczy powstaniem dwóch grup. Są to z jednej strony przychylni „sekularno-racjonalnym” wartościom, takim jak emancypacja, postęp czy autoekspresja, „globaliści”, z drugiej – zwracający się w stronę bardziej tradycyjnych wartości, jak rodzina, religia, hierarchia, „nacjonaliści”. Zdaniem Haidta, globaliści, zamiast krytykować nacjonalistów za ich domniemany rasizm i egoizm, powinni raczej zrozumieć, że ich głos jest wołaniem o wyraźne granice wspólnoty, prawdziwą solidarność i bezpieczeństwo. Głos uwarunkowany kulturowo i ewolucyjnie.

Bazując na badaniach 30 tys. ludzi z różnych stron świata, Haidt wykazał, że społeczeństwa prawicowe, konserwatywne, większą wagę przywiązują do takich wartości jak Bóg, ojczyzna, wsobność i szacunek do władzy, podczas gdy społeczeństwa liberalne są w znacznie większym stopniu uwrażliwione na drugiego człowieka, na problem sprawiedliwości społecznej. Polska to kraj w znacznie większym stopniu prawicowy niż liberalny. U nas nawet lewica jest prawicowa (rozmawiając o sytuacji imigrantów, powinniśmy o tym pamiętać).

Można byłoby spojrzeć na argumentację Haidta sceptycznym okiem, pytając np., jakie są granice wzajemnego zrozumienia i czy nie jest utopijne założenie, że doprowadziłoby ono między „globalistami” a „nacjonalistami” do zaniku zasadniczych różnic. Niemniej w tych polityczno-emocjonalnych opisach „wielkiego podziału” odnajduje się przynajmniej część czytelników, którzy w pierwszej kolejności zapytają o utracone poczucie bezpieczeństwa, w świecie ekspresowych przemian technologicznych, których obywatele chcą i obawiają się jednocześnie. Powyższe analizy mogą być dla nas przydatne, jednak tylko pod warunkiem, że zgodzimy się, że w naszym własnym kontekście sprawa narodowa – na tle tsunami globalizacji – okazuje się jednak bardziej zawiła.

Opierając się na sformułowanej przez siebie teorii fundamentów moralnych Haidt wyróżnia pięć filarów moralności, na których opiera się myślenie moralne. Pierwszy z nich to „krzywda-opieka” – odczuwamy złość wobec tych, którzy krzywdzą słabszych. Kolejny to „sprawiedliwość-wzajemność” – odwzajemniamy altruizm. Dalej Haidt wymienia „lojalność wewnątrzgrupową” – jesteśmy przywiązani do własnej społeczności. Wymiar „autorytet-szacunek” – uznajemy pewną hierarchię społeczną i podchodzimy do niej z należytym szacunkiem. Ostatni z filarów to „czystość-świętość” – odczuwamy awersję do rzeczy czy zachowań, które uważamy za nieczyste.

Liberałowie określają swoją moralność na pierwszych dwóch filarach, konserwatyści zaś ujmują ją na pozostałych trzech. Z tej różnicy perspektyw na to, co jest moralne, a co nie, wynikają rozliczne – duże i małe – konflikty. Można by mnożyć tu setki przykładów, także i z polskiej rzeczywistości. Czy aborcja jest po prostu wolnym wyborem kobiety czy zabójstwem dziecka? Czy należy unikać płacenia podatków? Odmienne odpowiedzi na te pytania zależą właśnie od rodzaju moralności.

Aby obrazowo wyłożyć swoją teorię, Haidt tworzy metaforę jeźdźca (procesy kontrolowanie, rozum, poznanie racjonalne) i słonia (procesy automatyczne, emocje, poznanie intuicyjne): „Wybrałem słonia, a nie konia, ponieważ słonie są bez porównania większe – i bardziej inteligentne – niż konie”. Ujmując rzecz cokolwiek skrótowo, procesy automatyczne kierują procesami kontrolowanymi, rozum podąża za instynktem, choć sam ma poczucie własnej autonomii i dominacji – błędnie uznaje się za podmiot własnych działań. „Intuicje pojawiają się pierwsze, strategiczne rozumowanie drugie”, strategicznie powtarza raz po raz autor. Oraz: „Rozumowanie (i Google) mogą cię zaprowadzić, dokąd tylko zechcesz”. Jeździec bowiem zawsze kieruje się w tę stronę, ku której z jakichś powodów skłania się słoń. Po czym uruchamia swoją niezawodną racjonalną maszynerię, aby wyszukiwać argumenty potwierdzające słuszność tego wyboru. I argumenty takie znajdzie bez względu na wybór, jakiego by nie dokonał. Pozwala to autorowi na sformułowanie efektownej formuły: „Każdy, kto ceni prawdę, powinien przestać czcić rozum”.

Haidt wspiera swój model m.in. na H. Mercierze i D. Sperberze (2011), którzy twierdzą, że rozumujemy tylko po to, by obalać argumenty innych oraz by jednocześnie potwierdzać swoje racje. Człowiek, a raczej słoń, to bezwładna masa pchana inercją własnych wrodzonych mechanizmów, bezkrytyczna i praktycznie niesterowalna wolicjonalnie. Haidt w ten sposób dokonuje skrajnego redukcjonizmu, wracając do wizji człowieka jako istoty, której zadaniem jest uleganie własnym impulsom i wrodzonym bądź nabytym kulturowo wartościom, niezdolnej, czy też niechętnej, by kierować swoim życiem za pomocą świadomej woli.

Jakkolwiek by nie było, społeczno-intuicjonistyczna teoria Haidta jest jedną z wielu, które podważają podmiotowość racjonalnie zorientowanego umysłu człowieka. Jest kolejnym sposobem na wyrażenie zdania, iż rozum nie jest panem własnych myśli. Amerykański psycholog mówi jednak coś więcej. Oto rozum potrzebuje emocji jak kania dżdżu. Inaczej bowiem nie jest w stanie normalnie funkcjonować: „Bez pomocy serca głowa nie radzi sobie nawet z zadaniami, które są jej domeną. Do tych przypadków najlepiej pasuje więc model Hume’a: kiedy pan (namiętności) nagle umiera, sługa (rozum) nie przejawia zdolności ani chęci dalszego kierowania państwem. Wszystko popada w ruinę”.

Dobre i moralne zdaniem słonia jest to, co wrodzone, naturalne, automatyczne i intuicyjne, zdaniem Haidta zresztą też. Przykład? Proszę bardzo! Otóż wyobraźmy sobie, że pewien mężczyzna kupuje co sobotę mrożonego kurczaka, kopuluje z nim (na osobności) i następnie go zjada (sam). Pytanie: czy postąpił niemoralnie? Większość badanych uważa, że owszem, dokonał on występku moralnego. Solidnie przepytani przez dociekliwego rozmówcę badani mają jednak trudności, by podać argumenty popierające ich negatywną opinię. Na przykład kryterium szkody nie pozwala negatywnie ocenić tej osoby, gdyż nikomu nie szkodzi, mało tego – sobie sprawia przyjemność. Skoro nikt nie stracił, a pojawiła się czyjaś satysfakcja, to dlaczego należy potępiać takie zachowanie?

By utrzymać swoje opinie, badani podają wiele argumentów o „średniej sensowności”, np. że może zachorować po jedzeniu takich potraw, że może ktoś go nakryć itp. Zdaniem Haidta argumenty mają przekonać głównie samego badanego, że ma rację; w dalszej kolejności przekonać rozmówcę; w żadnym wypadku nie służą realnej ocenie danego czynu. Jest obrzydliwy, a zatem naganny moralnie, i już! Emocje górą.

Zdaniem Haidta racjonalne myślenie wyewoluowało nie po to, aby ułatwić nam docieranie do prawdy, lecz by pomagać nam efektywnie funkcjonować w środowisku społecznym, a po części też w biologicznym. Takie rozumowanie – choć obarczone licznymi błędami poznawczymi – najzwyczajniej w świecie nam się (cywilizacyjnie) opłaca.

O ile Haidt krytykowany jest przez filozofów za sugerowanie, że jedynie bardzo mała część naszych wyborów kontrolowana jest realnie przez refleksję, o tyle żadna ze stron nie dysponuje rzetelnym materiałem empirycznym w tym zakresie. Jednak ostatnie badania pokazują, że wzbudzone obciążenie poznawcze, które utrudnia refleksję, ma wpływ na dokonywanie wyborów moralnych (Białek, De Neys, 2016; Paxton, Ungar, Greene, 2012; Trémolière, De Neys, Bonnefon, 2012). Wydaje się zatem, że wbrew przypuszczeniom Haidta komponent refleksji jest zawarty w każdym, nawet najbardziej prozaicznym formułowaniu sądów moralnych.

Największym błędem, przed którym przestrzega nas Haidt, jest uznanie moralności za jedyną, która na miano „moralności” zasługuje. Jego zdaniem uświadomienie sobie różnych perspektyw etycznych jest bardzo trudne, ale niesie ze sobą ogromną wartość. Czy jest to wykonalne? Na pewno nie we wszystkich grupach społecznych – trudno sobie wyobrazić fundamentalistów religijnych uznających moralność libertyńską, według której nie ma żadnej moralności. Haidt przekonuje mimo wszystko, że warto spróbować, bo od tego zależy nasza przyszłość. Zwraca uwagę, że:

"moralność (…) wiąże nas w ideologiczne drużyny, które zwalczają się tak zaciekle, jak gdyby losy świata zależały od tego, czy nasza drużyna wyjdzie zwycięsko z każdej bitwy. Czyni nas ślepymi na fakt, że w skład każdej z drużyn wchodzą dobrzy ludzie, którzy mają coś ważnego do powiedzenia".

Wróćmy na chwile do kurczaka. Haidt badał także swoich kolegów z University of Pennsylvania (tzw. bluszczowa liga, jeden z najlepszych uniwersytetów świata), stosując przykłady takie jak powyższy z kurczakiem. Otrzymał zupełnie inne odpowiedzi: „to obrzydliwe, ale to jego kurczak i jego sprawa, co z nim robi”. „Nie ma krzywdy, nie ma złamania zasad moralnych” – mówili, pokazując odmienne kryterium oceny moralności zachowania. Kryterium to – utylitaryzm – oparte jest na użyteczności działania, porównaniu zysków i strat. Inni badani, spoza kręgów zachodnich, bogatych intelektualistów (WEIRD: western, educated, industrialized, rich, democratic), wykazywali się poleganiem na intuicyjnych zasadach oceny dobra i zła – deontologizmie. WEIRD różnili się od innych także zakresem empatii: jedni współczuli swojej rodzinie, znajomym i rodakom, inni – każdej ludzkiej istocie. Jednych cechował patriotyzm, drugich –
równość i powszechność.

Autor, choć wywodzi się z tradycji liberalnej, przeciwstawionej w jego wywodzie tradycji prawicowej, wypowiada się z pozycji neutralnego obserwatora, który potrafi dostrzec zalety i wady obu politycznych opcji. Podsuwa także praktyczne rady, których stosowanie zapewne polepszyłoby jakość naszego życia społecznego – i to bez względu na kulturę czy tradycję, w ramach której by się ono nie toczyło:

"Jeżeli naprawdę chcesz zmienić czyjąś opinię w kwestii moralnej lub politycznej, to musisz spojrzeć na ów problem zarówno z pozycji tej osoby, jak i z własnej perspektywy. A jeśli przyjrzysz mu się z punktu widzenia drugiej osoby – wnikliwie i intuicyjnie – to może się okazać, że i Twój umysł się otworzy. Empatia jest antidotum na naszą skłonność do moralizatorstwa, chociaż niezwykle trudno jest zdobyć się na empatię ponad podziałami moralnymi”. Słowem, „jeśli chcesz naprawdę otworzyć swój umysł, najpierw otwórz serce”.

Innym istotnym walorem Prawego umysłu jest język: precyzyjny, ale prosty; naukowy, ale zrozumiały. Ta książka po prostu wciąga. Jej lektura może stanowić wspaniałą intelektualną przygodę. I rzeczywiście daje do myślenia, zmuszając głównie do autorefleksji. 
 
Jonathan Haidt jest jednym z najważniejszych teoretyków psychologii moralności, jest też jednym z największych radykałów. Książka Prawy umysł to jego credo: przegląd badań i podsumowanie poglądów na temat człowieka, ujętych w niezwykle piękny językowo, przekonujący, pełen metafor i anegdot sposób. Haidt, autor kanonicznego artykułu Emocjonalny pies i jego racjonalny ogon, podsumowuje wszystko to, co odkrył, w sposób ciekawy, przystępny nawet dla laika. Robi to pięknie, sprawnie i nie nuży. Pod tym względem reprezentuje najwyższą klasę, na poziomie Stevena Pinkera, Dana Arielego czy innych mistrzów pióra.