Tytuł książki pochodzi od słynnego zdania (i tytułu esejów) Marii Janion z 2001 r.: „Do Europy tak, ale z naszymi umarłymi”. Tym razem „nasi umarli” potratowani zostali dosłownie - to po prostu żywe trupy, zombie, a wśród nich Piotr Skarga pochowany w letargu, który, jak głosi wieść, obudził się w trumnie.
Dehnel pokazuje podbicie Europy przez polskie wartości i polskich zombie w sposób dojmująco dosłowny. "Zgniłki" kąsają początkowo cudzoziemców, ale z czasem nikt nie jest bezpieczny. W powieści Dehnela Polaków zżerają, najzupełniej dosłownie, ich własny kult przeszłości, duma narodowa i porażająca krótkowzroczność. O ile zatem początkowo "rdzennie polskie zombie" stanowią mniejszość, którą należy chronić – godni szacunku „antenaci”, którzy wstali z grobów, by nieść polską chwałę, o tyle zagrożenie, jakie ostatecznie wywołują, skłania prezydenta do ogłoszenia, że mamy do czynienia z „problemem z pogranicza nielegalnej emigracji i metafizyki”.
Dehnel znakomicie wykorzystał moty zombie do zainicjowania dyskusji o polskości i Polsce, żyjącej przeszłością, kompensującej sobie historyczne traumy zrodzonymi w romantyzmie wyobrażeniami o wielkości swojego ducha i szlachetności narodowego cierpienia – co wielokrotnie analizowała wspomniana Maria Janion. Pogryzieni cudzoziemcy zmieniają się nie tylko w zombie, ale co gorsza w polskie zombie! To prosta i czytelna metafora zwrotu w kierunku tradycji i patriotyzmu pojmowanych jako związki krwi i ziemi. Dehnel łączy satyrę na media i politykę z ideą horroru jako gatunku zaangażowanego społecznie.
Z grobów powstają przerażające elementy: narasta nacjonalizm, puchnie polska duma, żywe trupy zaczynają się przegrupowywać i zajmować coraz więcej przestrzeni, wypierając z niej żywych. Polskie zombie nie szwendają się byle gdzie - gromadzą się w początkowej partii powieści wokół miejsc takich jak Wawel czy Jasna Góra, wśród wskrzeszonych władców, ucieleśniają raczej czołobitny stosunek do historii w ogóle, przedkładanie przeszłości ponad teraźniejszość. Wędrują za przywódcami (Piłsudski, Kościuszko, Dmowski, Jan III Sobieski i hetman Żółkiewski, Chodkiewicz) w kierunku Niemiec, Rosji, Izraela, Turcji, Szwecji - nawet po śmierci podejmują bowiem trud walki z wrogami narodu i krzewienia polskości po całym świecie.
Ze wszystkich materiałów przebijała duma, duma, narodowa duma, że to fenomen wyłącznie polski, że zwłoki wychodzą tylko z ziemi, tej ziemi, że oprócz Chopina, Kopernika i pierogów wreszcie jakiś nowy, rdzennie piastowski cud mamy, od filmowców tak czekany, od popkultur ogłoszony, od narodów upragniony, wieszczony przez hollywoodzką kinematografię i wysokonakładowe powieści, ukazujące się u nas wyłącznie jako przekłady, a tu proszę, proszę, jest zombi! Nasz ci on! Na całych pism szpaltach – my, na wszystkich kanałach – my, na biało – czerwono – my, od Paris po London – my.
Wielcy bohaterowie narodowi, których mamy obyczaj grzebać w kawałkach, wstają z grobów i ruszają, aby odzyskać pochowane osobno serca. Do mody wracają żupany i kontusze z poliestru obszyte sztucznym futerkiem, pasy słuckie z chińskich tkanin, stylizacje narodowe, podniosły język w rodzaju „Trylogii”. Całe to popkulturowo-narodowe imaginarium stanowi naturalną konsekwencję romantyzmu z jego Dziadami i rzeszami zjaw, narodowymi mitami, estetyką ekshumacji wyklętych, bezimiennymi mogiłami pod lasem, bohaterami zwalającymi sobie reduty i inne budynki na głowy w celu powstrzymania wroga, nieumiejetnością życia dla ojczyzny, dla której da się tylko umierać.
Wraz z naszymi umarlakami wydobywają się spod ziemi polskie przywary, kompleksy i marzenia o wielkości. Dehnel ironizuje, ale wykorzystuje też z powieści przeróżne kalki fraz kształtujących opinię publiczną. groteskowego poczucia humoru.Kiedy „zombi” stają się „antenatami” lub „powróconymi”, próby ograniczania ich praw zaczynają być nazywane „antypolskim ekstremizm) Marii Janion z 2001 r.: „Do Europy tak, ale z naszymi umarłymi”. Tym razem „nasi umarli” potratowani zostali dosłownie - to po prostu żywe trupy, zombie, a wśród nich Piotr Skarga pochowany w letargu, który, jak głosi wieść, obudził się w trumnie.
Popsuty język dziennikarzy okazuje się narzędziem utrwalania bądź narzucania hierarchii społecznej poprzez ograniczenie możliwości nawiązywania autentycznych więzi (w ten sposób konserwatyzm unicestwia to, czego teoretycznie broni, jak pokazuje istniejące już wyłącznie na papierze małżeństwo pani Loli), a ostatecznie także: narzędziem dehumanizacji żyjących.
To była prawdziwa żyła złota i nawróceń, czy też, jak twierdził pewien wpływowy proboszcz, nasz skarbiec duchowy, a także wspaniały dar zmarłych naszych antenatów, którzy w tym trudnym czasie laicyzacji niosą nam nasiona nieskalanej wiary z czasów sarmackich, kiedy byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa.
Żywe trupy to pretekst do gorzkich rozważań o współczesnej Polsce. Trudno tę powieść uznać za dystopię: Jeśli wziąć pod uwagę moc figury ożywionych zmarłych oraz ich kilka symbolicznych znaczeń, możemy mieć do czynienia z powieścią z przerażającym realizmem odwzorowującą polską rzeczywistość XXI wieku.