sobota, 20 kwietnia 2019

Philipp Meyer "Syn"


Książka obwołana nową najlepszą powieścią świata, która zmieni życie czytelnika etc. - w tym kontekście oczywiście totalny zawód, bo święte prawa marketingu nijak się mają do faktycznej zdolności oceny dzieła literackiego. Bez wątpienia jest to kolejna Wielka Amerykańska Powieść - choćby dlatego, że akcja tej wielopokoleniowej sagi dzieje się w Teksasie, który można uznać za Amerykę w pigułce. 

Ale mit założycielski Stanów jednoczonych to tylko jedna z warstw powieści. W dużej mierze jest to po prostu opowieść o naszej cywilizacji. Meyer doskonale odtworzył atmosferę i klimat dawnych czasów, walki z Indianami, życie na pograniczu, strach i brutalność, życie bogatych ranczerów, początki biznesu naftowego i walki z Meksykanami, ale to tylko pretekst do pokazania największych bolączek i problemów naszych czasów. Czasów Trzeciej Rewolucji Przemysłowej, jakby to określił Rifkin. Skojarzenie nasuwa się tym silniej, że tłem powieści jest druga rewolucja (początek wieku paliw kopalnych i masowej komunikacji). 

Narracje w tek powieści prowadzą - po części retrospektywnie - trzy osoby z dynastii McCulloughów: Pułkownik Eli, jego syn Peter i wnuczka Petera. Ale ani oni, ani nawet Teksas nie są głównymi bohaterami tej historii. Głównym bohaterem jest ludzka pazerność, która na przestrzeni życia jednego człowieka doprowadziła do tego, że z soczystego stepu, karmiącego niezliczone stada bydła, cały stan zamienił się w pustynię wysysaną z płynącej w jego żyłach ropy.

Bez sentymentów zostajemy pozbawienia romantycznych wizji Dzikiego Zachodu: kowboje z równym zaangażowaniem potrafią paść bydło, jak rabować stada i atakować sąsiadów, biznes naftowy to brudne pieniądze, Indianie są brutalnymi wojownikami a ci, którzy nie pasują do tego mocnego świata, giną, nierzadko patrząc na koszmarną śmierć najbliższych. Nomadzi, konkwistadorzy, Meksykanie, Anglosasi - kolejno czynili ziemię sobie poddaną, wybijając tych, którzy zasiedlili ja jako pierwsi. Syn ukazuje różne oblicza przemocy, bezkompromisowość ludzkich działań i rasistowskie tendencje do wiecznego segregowania, podporządkowywania, ustalania norm opartych na pochodzeniu. Jest narracją o chaosie usilnie porządkowanym poprzez coraz bardziej skrajne i radykalne poglądy.

Niezwykle smutna refleksją tej powieści pozostaje przekonanie o tym, ze ludzkość dąży ku zagładzie, a pojedyncze silne osobniki, dostrzegające bezsens tego co się dzieje (takie jak choćby Joanna) nie są w stanie skutecznie zmienić biegu historii. Najbardziej skrajne postawy Meyer przedstawia dzięki postaciom starego Eliego oraz jego syna, Petera. Eli przeszedł tak wiele i widział tyle okrucieństwa i zła, że postanawia nie oglądać się za siebie, nie roztrząsać raz podjętych decyzji, nie poddawać się moralnym rozterkom. Konsekwentnie buduje majątek na złocie skradzionym armii unionistów, masakrze własnych meksykańskich sąsiadów, systemowym rasizmie i prawie silniejszego.

Peter, pryncypialny i nieustępliwy, cierpi za wszystkich dokoła, ale mimo wrażliwego sumienia nie zyskuje sympatii czytelnika. Jest kwintesencją liberalnego poczucia winy, którym przesiąkł współczesny, amerykański dyskurs społeczny. Próbuje odciąć się od rodziny, żyć według innego kompasu, wreszcie odkupić własne i cudze winy w zakazanej miłości i ucieczce. Takie zniuansowanie postaci pozwoliło Meyerowi pokazać nieoczywistość pewnych decyzji i postępków, a nade wszystko delikatność materii, jaką jest próba oceny minionych wydarzeń z perspektywy dzisiejszych czasów i odmiennych warunków egzystencji.

Jedną z najciekawszych postaci powieści jest Jeanne McCullough (jedyna żeńska narratorka) - typowa, republikańska matrona, której odważyła się rzucić wyzwanie całemu (męskiemu) światu, przebijając mur seksizmu i protekcjonalności. Nie czyni to z niej postaci sympatycznej - ale niewątpliwie godna podziwu.Jednak nawet jej ambicje i siła nie są w stanie zapobiec upadkowi imperium.

Jest pewien fatalizm w tej powieści, ale jednocześnie rodzi się w nas bunt, że nawet mogąc podjąć inne decyzje, bohaterowie tak łatwo dają się wciągnąć wirowi wydarzeń. Podobnie jak u Steinbecka, Faulknera czy McCarthy’ego (do których to autorów często porównywany jest Meyer) wszystko nieuchronnie zmierza ku zagładzie, w której nieco większe szanse mają najsilniejsi i bardziej zdeterminowani. Takie tło pozwala dostrzec, że formuła kategorycznej oceny moralnej, funkcjonującej jako poprawność polityczna, wyczerpała się i coraz mocniej drażni – tak, jak w powieści drażni egzemplifikująca ją postać Petera. Jednocześnie jest to powieść o sankcjonowaniu przemocy i o strukturze świata na niej zbudowanego. A także przygnębiająca rozprawa z ludzkim atawizmem.