środa, 23 września 2020

Majgull Axelsson "Pępowina"

 

Nie da się nie kochać prozy skandynawskiej, ale tak się złożyło, że dopiero przez książki, wywiady i wielką pasję Katarzyny Tubylewicz (Własne miejsca, Bardzo zimna wiosna, Moraliści) dotarłam do szwedzkich autorek - wcześniej dominowali mężczyźni (ze Stiegiem Larssonem na czele) i wyśmienite skandynawskie kryminały. 

Książek Majgull Axelsson zaczęłam szukać w zasobach biblioteki, kiedy usłyszałam, że specjalizuje się w ciekawych postaciach kobiet. I muszę przyznać, że mało która autorka potrafi tak subtelnie i zarazem otwarcie pokazać życie wewnętrzne swoich bohaterek. W Pępowinie najważniejsze jest chyba - zgodnie z tytułem książki -  przekazywanie sobie w rodzinie ciemnego wzoru losu. Głębokie rany zadane człowiekowi w dzieciństwie pozostają w nim na zawsze, nieledwie przypieczętowując jego los. Z kolei ci, którzy nie zostali nauczeni miłości, zapewne nie zyskają tej umiejętności nigdy w życiu, co staje się przyczyną szalonych cierpień ich samych i ich bliskich. Dysfunkcyjna rodzina przestaje być oparciem, dom staje się wrogim terytorium, z którego trzeba uciec za wszelką cenę. Nieznajomość dobrego wzorca staje się przekleństwem i dotyka najmłodsze pokolenie, które, nie potrafiąc wprowadzić zmiany, sięga po drastyczne środki.

“Ale to właśnie wtedy (…) zrozumiałam, że tego przyjaciela i wroga noszę w sobie. Że najbardziej godna miłości i zarazem najbardziej potworna osoba, jaką kiedykolwiek spotkałam, zbudowała sobie w moim ciele gniazdo, w każdej komórce, w każdym chromosomie. Że już nigdy nie będę wolna. Że moje życie jest dla niego.”

Jesienny sztorm zamienia restaurację "U Sally" w schronienie i zarazem więzienie dla kilku, pozornie w żaden sposób niepowiązanych osób, oczekujących na jakąś pomoc. Kiedy dochodzi do tragedii, uruchomiony zostaje łańcuch zdarzeń, prowadzący do odkrycia skrzętnie ukrywanych faktów z przeszłości obecnych osób. Minnie usiłuje pogodzić się z tragedią z przeszłości, Marguerite próbuje zrozumieć, co powinna zrobić dla dobra siebie i swojego syna, Tyrone dzięki swoistemu katarsis – docenia znaczenie tego, co posiada, Anette - konfrontuje się z rzeczywistością, Sofia ma szansę zaznać ukojenia, a cierpiąca matka dostaje szansę spojrzenia w oczy oprawcy córki i wyrzucenia długo tłumionego bólu.

Ocean wewnętrznych napięć i problemów staje się kanwą przygnębiającej opowieści, której atmosfera nie zagęszcza się z powodu samego zamknięcia i poczucia izolacji, ale z powodu stopniowo ujawnianych konfliktów i dusznej refleksji. Szalejący sztorm dodatkowo podnosi poziom napięcia. Wybuch, który następuje w ostatniej scenie pozwala jednak wierzyć, że nie wszystko jest z góry zapisanie - nawet jeśli masz pecha być kobietą podporządkowaną swojemu mężczyźnie, szefowi, bratu czy nawet synowi....