poniedziałek, 15 września 2025

Kacper Pobłocki „Kapitalizm. Historia krótkiego trwania”


Ciekawy, świeży głos w sprawie kapitalizmu, nad którym niekończące się debaty trwają i trwać nadal będą, ale zazwyczaj z perspektywy ekonomicznej lub socjologicznej. Tymczasem Kacper Pobłocki, antropolog społeczny, podejmuje w próbę opowieści nie tyle o tym, jak wygląda kapitalizm dzisiaj, ale "jakie są jego źródła, jak się rozwijał, co go konstytuuje — praca, przestrzeń, pieniądz — i jakie są jego perspektywy przyszłościowe". Autor stara się oderwać od paradygmatu, wedle którego kapitalizm to system niemal wieczny lub quasi-naturalny, i pokazać, że nie tylko ma określony początek, ale też że jego logika w wielu aspektach może się zmieniać, wyczerpywać lub być poddana krytycznej transformacji.

Książka porusza szereg tematów: globalne nierówności, historia pieniądza, kredytu i długu, urbanizacja, zmiany ekonomiczne i społeczne w różnych częściach świata (w tym poza Zachodem), relacje historyczne pomiędzy Europą, Azją, światem arabsko-islamskim. Pobłocki nie tylko opisuje, ale stawia pytania: czy kapitalizm jest zachodniym wynalazkiem, czy też został zapożyczony / stworzony w wielu miejscach niezależnie; kiedy i jak peryferie światowe stały się peryferiami zapośredniczonymi, jak zmieniał się stosunek do pracy, przestrzeni, własności.

Już tak zakreślona lista wątków wskazuje, że Pobłocki buduje opowieść bardzo rozległą — geograficznie i czasowo. Od starożytności, przez wieki średnie, rewolucję przemysłową, po współczesność. Włącza przykłady z różnych kontynentów, różnych cywilizacji, co pozwala zobaczyć kapitalizm nie jako jedyną możliwą ścieżkę, ale jako system, który się kształtował w wielu kontekstach.

Autor demitologizuje popularne narracje: że modernizacja, miasto, demokracja, nowoczesność to wynalazki Zachodu. Pokazuje, że procesy te miały różne źródła i że Zachód często adaptował, kopiował, przejmował. Stawia też pytanie o teleologię — o to, że historia ma kierunek „zawsze do lepszego”, z Zachodem jako celem.

Pobłocki nie zadowala się ogólnikami. Zajmuje się konkretnymi mechanizmami: jak działa pieniądz, kredyt, dług; jak kapitalizm ingeruje w przestrzeń, jak się rozwijała urbanizacja; jak zmieniały się relacje pracy. Autor nie tylko opisuje przeszłość, ale patrzy na teraźniejszość — globalizację, przesunięcie centrum ciężkości w świecie, kryzysy ekonomiczne, nierówności, finansjalizację. Pyta o granice, o możliwe przyszłe scenariusze, o to, co dzieje się dziś z kapitalizmem. To nie tylko historia, ale także socjologiczna, antropologiczna i ekonomiczna refleksja, a szczegółówość niektórych przykładów i zagadnień, powoduje, że książka imponuje rozmiarem.

Zachwyca mnie także język tej opowieści - wspaniała, wysmakowana polszczyzna, komunikatywność, umiejętność prowadzenia Czytelnika przez skomplikowane zagadnienia. Tekst nie jest suchy, choć przyznam, że wymaga uwagi i zaangażowania. Niektórym czytelnikom książka może wydać się przytłaczająca — zarówno objętością, jak i tempem, ilością wątków, szczegółów. Liczba przykładów i wątków sprawia, że niektóre części są mniej rozwinięte, bardziej szkicowe, albo że autorowi trudno zachować równowagę między analizą historyczną, teoretyczną, antropologiczną. Niektóre fragmenty mogą wydawać się bardziej ciekawostkowe — mniej centralne względem głównej tezy. Dla czytelnika, który oczekuje zwartej chronologii lub jednego spójnego argumentu, może być to przeszkoda, choć przyznam, że ja uwielbiam takie "erudycyjne" lektury.

Przeszkadzało mi natomiast to, że mimo iż autor stara się wyjść poza narracje zachodnie i linearne, czasami wraca do pewnych założeń ‒ np. co do wspólnot/tradycji, co do pojęcia „postępu” albo co do pracy i własności prywatnej jako uniwersalnych kategorii. Książka nie zawsze też dostatecznie zagłębia się w alternatywne formy ekonomiczne, które nie tylko funkcjonowały jako „brak kapitalizmu”, ale miały własną dynamikę spoza logiki cen, kapitalizacji czy własności prywatnej. Pobłocki bazuje też często na założeniach, które wymagają odrzucenia innych możliwych punktów widzenia  (np. perspektywa czysto ekonomiczna, marksistowska, postkolonialna).

Niemniej to opasłe opus pozwala spojrzeć na kapitalizm z perspektywy globalnej, historycznej i antropologicznej, co często się gubi w narracjach publicystycznych lub ekonomicznych. Książka może zatem wzbogacić debatę polską — szczególnie w kontekście transformacji po 1989 roku, dyskusji o neoliberalizmie, o tym, jak Polska (i inne peryferie) wpasowały się w światowy kapitalizm, z jakim kosztem i z jakimi konsekwencjami.

Największą sabością książki jest jej zbytnią rozległość, nierówna gęstość treści i brak jasnych, praktycznych perspektyw działania, ale i tak pozostanie ona jednym z opracowań, które wywaliły mój świat pojęć i zmusiły do gruntownego przemyślenia zastanych wzorców i przekonań.



 

sobota, 13 września 2025

Olga Tokarczuk "Ahat ilī. Siostra bogów" komentarze Zbigniew Mikołejko

„Ahat ilī. Siostra bogów” to literacko-mitologiczna przeróbka klasycznego mitu sumeryjskiego, sięgająca opowieści o bogini Inannie (Isztar): jej zejścia do podziemnej krainy pod rządami siostry-bliźniaczki, Ereszkigal, śmierci, a następnie powrotu. Tokarczuk już wcześniej eksplorowała ten mit w powieści "Anna In w grobowcach świata" (2006), a "Ahat ilī" jest w zasadzie librettem napisanym dla opery skomponowanej przez Aleksandra Nowaka. Wersja książkowa zawiera zarówno dramatyczną scenę i tekst libretta, jak też — dzięki Zbigniewowi Mikołejce — fenomenalne posłowie, komentarze i wybór ilustracji, które poszerzają kontekst mitologiczny, religioznawczy i ikonograficzny. 

"Ahat ilī" jest jedną z tych książek, w których Olga Tokarczuk najpełniej rozwija własny projekt „odczarowywania” mitów poprzez spojrzenie kobiece. Wykorzystując sumeryjską historię zejścia Inanny do podziemi, autorka tworzy narrację, w której boskie bohaterki – Inanna, Ereszkigal, a także Ninszibur – przestają być tylko figurami w rytualnym dramacie i zyskują psychologiczną, emocjonalną głębię. Ich dylematy, lęki, siła i bezsilność odsłaniają to, jak kobiecość bywała przez tysiąclecia przedstawiana w kulturze: jako zmysłowa i płodna, ale też gniewna, śmiertelna, mroczna.

Tokarczuk nie rekonstruuje mitu dla samego odtworzenia, lecz przesuwa akcent z heroicznego zwycięstwa (typowego dla wielu patriarchalnych wersji opowieści o zejściu do podziemi) na doświadczenie przejścia – cielesnego, duchowego, emocjonalnego – które jest nierozerwalnie związane z kobiecym losem: cyklami życia i śmierci, bólem i przyjemnością, opieką i stratą.

Najważniejszym osiągnięciem książki w tej perspektywie jest zatem sposób, w jaki Tokarczuk decentralizuje boski autorytet i ukazuje wspólnotę kobiet. Inanna i Ereszkigal są tu nie tylko przeciwniczkami, ale siostrami w archetypicznym sensie: odbiciem siebie nawzajem, światłem i cieniem. Ich spotkanie w podziemiach to konfrontacja dwóch aspektów kobiecej tożsamości – tej, która żyje, tworzy i pożąda, oraz tej, która wciąga w głąb, konfrontuje z przemijaniem i stratą. 

Szczególne znaczenie zyskuje Ninszibur – służąca, wysłanniczka, lojalna towarzyszka Inanny. Choć w wielu wcześniejszych wariantach mitu pozostawała ona na marginesie, tutaj staje się figurą oporu i sprawczości. Jej wędrówka po pomoc, determinacja, by ocalić panią, to symbol kobiecej solidarności – często pomijanej w tradycyjnych, męskich narracjach o bohaterstwie.

Libretto Tokarczuk ma charakter śpiewu, lamentu, zaklęcia. Powtarzalność fraz, rytmiczność, gęste obrazy przywodzą na myśl tradycje ustne, w których kobiety były strażniczkami historii i opowieści – od pieśni żałobnych po zaklęcia położnych. Ten język nie jest neutralny: wprowadza nas w doświadczenie pamięci kobiecej, której nie da się sprowadzić do linearnej narracji ani do „obiektywnego” opisu. To raczej zapis emocji i ciała, co szczególnie widać w scenach śmierci i odrodzenia Inanny.

W tym kontekście porusza mnie trafność i wrażliwość komentarzy Zbigniewa Mikołejki. Pojawiają się w nich liczne tropy związane z patriarchalnym zawłaszczeniem mitu. Dzięki tym komentarzom w zasadzie w pełni czytelne staje się to, jak Tokarczuk – świadomie czy nie – prowadzi dialog z owym zawłaszczeniem. Poprzez uwypuklenie roli bohaterek i ich relacji autorka pokazuje, że opowieści o bóstwach mogą stać się narzędziem emancypacji, jeśli pozwolimy kobietom mówić własnym głosem. Zejście Inanny do podziemi można czytać jako metaforę pracy nad traumą, depresją, utratą – doświadczeniami, które w kulturze Zachodu były długo „kobiece” tylko w sensie opresji (histeria, melancholia), a rzadko w sensie uznania ich za źródło wiedzy i siły. Tokarczuk przywraca im rangę rytuału przejścia, w którym kobieta sama ustala reguły.

„Ahat ilī” jest też ważnym głosem w dyskusji o tym, jak literatura może odzyskiwać dla kobiet przestrzeń duchową. W epoce, gdy mit bywa sprowadzany do dekoracji fantasy albo do narzędzia nacjonalistycznych narracji, Tokarczuk wykorzystuje go jako wehikuł feministycznego myślenia: pokazuje, że kobiety – jako boginie, służące, siostry – mają prawo opowiadać własną genealogię władzy, żałoby, pożądania i przemiany.

Zapewne możliwe są wielorakie interpretacje tej opery, ale dla mnie „Ahat ilī” jest w równym stopniu rewizją patriarchalnego spojrzenia na mit (kobiety nie są ornamentem opowieści, lecz jej osią napędową), celebracją solidarności (Ninszibur i Inanna pokazują, że kobieca lojalność jest równie heroiczna, jak tradycyjne męskie czyny) i manifestem duchowej autonomii (zejście do podziemi to praca nad sobą, nad tym, co wyparte, a nie kara ani próba podporządkowania się boskim prawom). Tokarczuk tworzy więc przestrzeń, w której kobieca duchowość i cielesność są równoprawne, a mit staje się opowieścią o odzyskiwaniu głosu i władzy nad własnym losem. „Ahat ilī” można czytać jako hołd dla doświadczeń kobiet: tych, które niosą pamięć o przodkiniach, i tych, które wciąż muszą walczyć, by zejście do własnych podziemi nie było aktem utraty, lecz warunkiem powrotu z nową siłą.

Wypada dodać, że książka jest bardzo ciekawa formalnie i przepięknie wydana! Jest to eksperyment formy — mieszanka dramatu, libretta, komentarza, ilustracji — dający czytelnikowi inne doświadczenie niż zwykła powieść. Składa się z dwóch głównych tekstów Tokarczuk („Sceny dramatyczne” i „Libretto”) oraz posłowia i komentarzy Mikołejki, który analizuje mit, śledzi jego przeobrażenia w kulturze, religii, filozofii, od starożytności po czasy współczesne. Ilustracje — bardzo starannie dobrane — służą zarówno ozdobie, jak i pogłębieniu wrażeń estetycznych i symbolicznych. 

Komentarz religioznawczy Mikołejki nie tylko tłumaczy kontekst mitu, ale stara się pokazać, jak motywy sumeryjskie (Inanna, Ereszkigal, śmierć, powrót, siła kobiecości) rezonują w kulturze zachodniej, chrześcijańskiej, w filozofii. To rozszerza perspektywę lektury, umożliwia refleksję, porównanie, konfrontację mitów i współczesnych doświadczeń. Dzięki temu czytelne staje się, jak kultura mitologiczna — nawet bardzo stara — nie staje się epoką zamkniętą i martwą: jej tematy są nadal obecne w nas. Jak przez mit można mówić o lęku, o śmierci, o religii, a także o miejscu człowieka (i kobiety) wobec tego, co boskie i co nieznane. Niewątpliwie skłania do refleksji: nad tekstem, nad obrazem, nad tym, co mity znaczą dzisiaj, kiedy świat techniczny, scyfryzowany, globalny staje się także miejscem kryzysu duchowego, ekologicznego, metafizycznego.


 

czwartek, 11 września 2025

Mariana Leky "Sen o okapi" (tłum. Agnieszka Walczy)

„Sen o okapi” to powieść, która — choć zaczyna się od jednego, dziwacznego snu — rozrasta się w opowieść o całej wspólnocie, o lęku przed nieuchronnym i o sposobach, w jakie ludzie próbują nadać sens losowi. Centralnym motywem jest sen Selmy: za każdym razem, gdy przyśni jej się okapi, ktoś w miasteczku nieuchronnie umiera. Ten pozornie fantastyczny element działa tu jak katalizator — ujawnia więzi między bohaterami, ich sekrety i to, co pozostaje nierozmówione.

Leky korzysta z estetyki bliskiej realizmowi magicznemu, ale bez pompy: magia i przesąd przenikają się z codziennością i prostymi gestami mieszkańców małej niemieckiej miejscowości. Narracja potrafi być i zabawna, i przejmująca — autorka balansuje między humorem a melancholią, między drobnymi, intymnymi scenami a tragedią, która zbiorowym echem rozchodzi się po wiosce. Ten klimat i taki poziom realizmu przemieszanego z sowizdrzalskim podejściem do doświadczania świata przywodzi mi na myśl prozę Myśliwskiego, w szczególności wspaniały "Kamień na kamieniu", ale też szerzej - jego czułe podejście do kultury chłopskiej. Ta powieść w podobny sposób z czułym uśmiechem opowiada o tym, jak społeczność radzi sobie z ryzykiem straty, jak mity i rytuały stają się mechanizmem przetrwania, i jak pamięć osobista splata się z opowieściami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie.

Siłą książki jest kreacja postaci: Selma, narratorzy i liczne postaci drugoplanowe tworzą mozaikę ludzkich losów — pełnych czułości, żalu, irytacji, nagłych gestów dobroci. Leky daje głos zwyczajnym ludziom, ich codziennym lękom i radościom, a jednocześnie nie moralizuje. Zamiast tego proponuje empatyczne spojrzenie, które pozwala czytelnikowi zrozumieć, dlaczego mieszkańcy wierzą w sen jako omen, i jak to przekonanie wpływa na ich decyzje.

Przekład Agnieszki Walczy zachowuje lekkość i finezję oryginału — co ważne, bo język Leky potrafi być oszczędny, a jednocześnie nasycony subtelnymi obserwacjami. W przekładach zagranicznych zauważano, że książka przyciąga czytelników tym, że łączy elementy bajki, realizmu i obyczajowej powieści o dorastaniu i stracie; to także powieść o pamięci i o tym, co widzimy „stąd”, z naszej perspektywy (tytuł oryginału to "Was man von hier aus sehen kann", zachowany w angielskim "What You Can See From Here").

Nie jest to jednak opowieść idealna: tempo miejscami zwalnia, a mnogość postaci i epizodów może sprawić, że czytelnik poczuje się nieco rozproszony. Dla mnie jednak to wada drugorzędna, powiedzmy — cena, jaką płaci się za bogactwo świata przedstawionego. Jest to książka dla osób rozmiłowanych w literaturze budującej nastrój i pozwalającej zatrzymać się nad drobiazgami życia, która oferuje dużo do odkrycia.

Pomimo, że jest to książka osadzona w konkretnym miejscu i czasie, przemawia bardzo uniwersalnie (tu znowu podobieństwo do prozy Myśliwskiego, pozornie tylko zamkniętej w chłopskim mikroświecie): o strachu przed utratą, o tym, jak wspólnota może leczyć rany, o potrzebie opowieści, które pomagają oswajać śmierć. Leky nie daje prostych odpowiedzi; zamiast tego daje literacką przestrzeń, w której czytelnik może poczuć, powąchać i zobaczyć świat małej społeczności — świat pełen dziwów, ale też zwyczajnej ludzkiej dobroci. Jest w tym wiele ciepła i niebanalnej melancholii.


 

wtorek, 9 września 2025

Michael J. Sandel „Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku” (tłum. Tomasz Sikora, Anna Chromik)

Po tę książkę sięgnęłam pewna wysokiej jakości ze względu na wcześniejszą lekturę znakomitej "Tyranii merytokracji" - i faktycznie nie zawiodłam się! 

Michael Sandel to filozof polityczny, któremu udało się przyciągnąć uwagę szerokiej publiczności — nie tylko akademickiej, dzięki ważkim tematom i znakomitemu warsztatowi pisarskiemu. Książka "Czego nie można kupić za pieniądze" stawia jedno zasadnicze pytanie: czy wszystko da się sprzedać/kupić? Lub inaczej: Czy w społeczeństwie opartym na rynku powinny być zachowane obszary życia, które są poza sferą cen i wymiany ekonomicznej — obszary, które powinny być chronione moralnie i obywatelsko przed przekształceniem ich w towary?

Sandel argumentuje, że przez ostatnie dziesięciolecia obserwujemy radykalne przesunięcie od "gospodarki rynkowej" (market economy) w stronę "społeczeństwa rynkowego" (market society). Różnica polega na tym, że w gospodarce rynkowej rynek jest narzędziem — jednym ze sposobów organizowania produkcji, dystrybucji, wymiany. Tymczasem w społeczeństwie rynkowym wartości rynkowe przenikają niemal wszystkie dziedziny życia — edukację, zdrowie, politykę, naturę, relacje międzyludzkie.


Sandel posuguje się konkretnymi przykładami. Sprawiedliwość? Niestety tak: jeżeli prawie wszystko można kupić, bogaci uzyskują przewagę nie tylko materialną, ale też moralną i obywatelską. To pogłębia nierówności, bo osoby zamożne mogą kupować lepszy dostęp — do edukacji, zdrowia, wpływu politycznego. Owocuje to m.in.korupcją norm moralnych, gdyż powoduje wprowadzanie pieniędzy i cen tam, gdzie funkcjonowały inne normy (np. obowiązek, troska, honor, lojalność, wspólnota). Sandel używa takich przykładów jak choćby opłaty za zbyt późny odbiór dziecka ze żłobka, płacenie dzieciom za dobre oceny, za umieszczenie nazwy sponsorów w szkołach, itp.

Omawia też przypadek wartości, których rynek nie szanuje — dobra, które mają znaczenie moralne lub obywatelskie i których nie można sprowadzić do ceny, bez utraty ich istoty (przyjaźń, obywatelskość, uczciwość, troska o innych, naturę jako coś więcej niż zasób).

Wskazuje wreszcie na potrzebę debaty publicznej, podkreślając, że to, co jest, a co nie powinno być sprzedawane, nie jest oczywiste ani automatyczne. Niezbędna jest społeczna dyskusja, w której jako obywatele zdecydujemy, jakie granice rynku chcemy - świadomie - zaakceptować.

Pytania stawiane przez Sandela są szczególnie aktualne w Polsce, kraju, który w ostatnich dekadach przeszedł głęboką transformację gospodarczą. Po 1989 roku rynek stał się symbolem wolności i dobrobytu, a logika konkurencji i zysku szybko zaczęła przenikać niemal wszystkie obszary życia społecznego. Korzystają z tego z rozmachem wszystkie partie, od lewa do prawa, nawet te, które w trakcie kampanii wyborczych lubią akcentować fakt, że "potrzebujemy wreszcie refleksji nad granicami komercjalizacji". Dyskusje o prywatyzacji służby zdrowia, odpłatnym dostępie do edukacji wyższej czy o rosnących kosztach mieszkań i wynajmu pokazują, że pytanie Sandela – „czy wszystko ma swoją cenę?” – jest u nas bardzo żywe.

W Polsce szczególnie wyraźny jest także wątek nierówności społecznych. Transformacja stworzyła szanse, ale też pogłębiła polaryzację - dystans pomiędzy tymi, którzy potrafili skorzystać z nowych możliwości, a tymi, którzy pozostali na marginesie. Komercjalizacja wielu usług publicznych (opieka zdrowotna, żłobki i przedszkola, dostęp do kultury) sprawia, że jakość życia staje się często funkcją portfela, a nie praw obywatelskich. Sandelowska krytyka „społeczeństwa rynkowego” dostarcza w pewnej mierze języka, by o tym rozmawiać.

Istotny jest również kontekst społeczny i kulturowy. Polska tradycja – zakorzeniona w etosie solidarności i wzajemnej pomocy – podkreśla wartość wspólnoty, co może stanowić przeciwwagę dla dominacji rynku. Debaty o ochronie przyrody, wsparciu dla rodzin czy dostępie do edukacji wciąż są u nas prowadzone w kategoriach dobra wspólnego, choć nierzadko zderzają się z logiką komercjalizacji. Wreszcie, z perspektywy polskiej, książka odbudowy kultury debaty publicznej. Polskie spory o politykę społeczną czy gospodarczą często skupiają się na doraźnych interesach lub retoryce partyjnej, a rzadziej na pytaniach o wartości, które chcemy chronić jako społeczeństwo. Sandel słusznie podkreśla, że dyskusja o tym, czego nie powinno się kupować za pieniądze, wymaga nie tylko ekspertów i polityków, ale również zaangażowania obywateli – z różnymi doświadczeniami i wrażliwością moralną (wbrew merytokratycznym poglądom wielu polityków).

Należy uznać, że w polskich realiach jest to nie tylko książka o etyce rynku, lecz także zaproszenie do refleksji nad kierunkiem rozwoju państwa i wspólnoty, a zarazem apel, by – obok efektywności i zysku – brać pod uwagę solidarność, równość i troskę o dobro wspólne.

Wracając do oceny samej książki - jej najmocniejszymi stronami są przystępność i bogactwo przykładów: Sandel używa wielu ilustracji z życia codziennego, od kwestii tolerancji rynkowej w edukacji, przez zdrowie, po naturę i środowisko. Dzięki temu idee stają się konkretne i skłaniają czytelnika do refleksji nad tym, co zwykle bierze się za pewnik.

Przyjmuje też moralną intuicję jako punkt wyjścia – wbrew przyjętym ekonomicznym standardom, które stały się już tak przezroczyte, że przestajemy je kwestionować. Ponadto autor nie zaczyna od dowodów, ale raczej stara się obudzić nasze moralne poczucie, co wydaje się słuszne lub niesłuszne, i dlaczego. To interesujące, bo często w debacie ekonomicznej ograniczamy się do zagadnienia efektywności, pomijając kwestie normatywne.

Aktualność i prowokacyjność tej książki jest także jej wielką siłą – w dobie globalizacji, deregulacji i silnego wpływu rynku na politykę i życie prywatne, Sandel trafia w nerw: pozwala dostrzec, co możemy stracić, jeśli nie postawimy granic rynkowi.

Pewnymi ograniczeniami jest natomiast niewystarczająca precyzja normatywna i intyicyjna argumentacja. Sandel rzadko definiuje jasno, które dobra powinny być poza rynkiem i dlaczego — granice między tym, co moralnie dopuszczalne, a tym, co nie, często pozostają rozmyte i uznaniowe. Przykłady są sugestywne, ale ich dobór bywa selektywny i brakuje głębszych badań empirycznych, które pokazałyby, w jakim stopniu rynkowe wartości rzeczywiście wypierają normy nieekonomiczne.

Pewnym zagrożeniem w sugerowanej przez niego debacie jawi się też ryzyko paternalizmu. Skoro Sandel postulatuje, że społeczeństwo (obywatele, władze) powinno decydować, co jest sprzedawalne, a co nie — to pojawia się pytanie: kto konkretnie decyduje, jakie wartości moralne są właściwe? Czy nie prowadzi to do narzucenia jednej perspektywy wartościowej innym? Wszak moralność jest właśnie przedmiotem polityki - a klucze do niej dzierżą grupe interesu ekonomicznego - i koło się zamyka...

Ostatni argument, niestety właśnie ekonomiczny, to koszty alternatywne ograniczania rynków. W niektórych przypadkach ograniczenia mogą prowadzić do strat efektywności, obniżenia innowacji, ograniczeń wolności wyboru. I tu wracamy do pytania, jak to się stało, że rynek wyparł moralność i na ile to było nieuchronne. A może ja nie potrafię już nie myśleć rynkiem??? Sandel w książce często podkreśla moralny wymiar, ponieważ właśnie nie analizuje skutków ekonomicznych i praktycznych. Czy tak się da?

Nadal - pomimo wątpliwości - zachwycam się sposobem myślenia Sandela i jego zdolnością pójścia pod prąd, a „Czego nie można kupić za pieniądze” uważam za ważny głos — wezwanie do refleksji nad tym, jak daleko pozwoliliśmy, by pieniądz i rynek przeniknęły sfery życia, w których może nie powinny pełnić głównej roli. Sandel nie oferuje gotowych rozwiązań (np. co dokładnie powinno być zakazane rynkowi), ale stwarza przestrzeń do publicznej debaty, co samo w sobie ma wielką wartość. Dla czytelnika krytycznie myślącego, zwłaszcza zainteresowanego etyką, filozofią polityczną, sprawiedliwością społeczną — jest to lektura inspirująca, jeśli nie obowiązkowa. Może budzić niepokój, ale też motywować do działania: zastanowienia się nad tym, co naprawdę cenimy jako wspólnota.


 

niedziela, 7 września 2025

Sarah Hendrickx "Kobiety i dziewczyny ze spektrum autyzmu. Od wczesnego dzieciństwa do późnej starości" (tłum. Maria Moskal)


Sarah Hendrickx, sama będąca osobą ze spektrum autyzmu, stworzyła książkę, która stara się – w ujęciu „od kołyski do późnej starości” – pokazać, jak wygląda życie kobiet i dziewczynek autystycznych: jak się zmienia, z jakimi trudnościami się mierzą na poszczególnych etapach rozwoju i w jakich sferach potrzebują wsparcia. Jest to druga edycja książki, powiększona o nowe rozdziały, aktualne badania, rozszerzone opisy kwestii zdrowotnych, płciowych, tożsamościowych oraz doświadczeń takich, jak maskowanie, wypalenie autystyczne, a także  głosy osób trans i niebinarnych. Nade wszystko zaś - jest to książka, która odrzuca wciąż jeszcze popularną tezę, jakoby autyzm stanowił zaburzenie właściwe w zasadzie wyłącznie chłopcom/mężczyznom, skazując na cierpienie (z powodu braku właściwej diagnozy) dziewczynki, a potem kobiety.

Książka jest podzielona na etapy życia: dzieciństwo, dorastanie, edukacja, relacje społeczne, odkrywanie diagnozy w dorosłości, seksualność i tożsamość płciowa, praca, ciąża i macierzyństwo oraz starzenie się. Hendrickx łączy badania naukowe, statystyki, przeglądy literatury z osobistymi opowieściami kobiet ze spektrum autyzmu (w tym własnymi pacjentkami), co nadaje książce zarówno naukowy, jak i empatyczny charakter.

Dla mnie szczególnie ważny był fragment poświęcony diagnozowaniu autyzmu na późnym etapie życia – doświadczenie kobiet, które dopiero jako dorosłe dowiadują się, że są autystyczne (z konsekwencjami dla ich psychiki, zdrowia, relacji). Wśród mocnych stron tej książki wskazałąbym też kompleksowość (Hendrickx stara się objąć całe spektrum doświadczeń: życie rodzinne, relacje społeczne, edukację, pracę, zdrowie); głosy doświadczeń (osobiste relacje kobiet autystycznych, które pomagają lepiej zrozumieć, co się dzieje „wewnątrz” – nie tylko symptomy, ale też emocje, strategie przystosowawcze, konflikty wewnętrzne) oraz aktualność (uwzględnienie tematów, które zyskały uwagę w ostatnich latach – takie jak wypalenie autystyczne, maskowanie/kamuflaż, późna diagnoza, kwestie zdrowotne dotyczące kobiecego organizmu). W szczególności, autorka wskazuje, że pojawia się coraz więcej dowodów na to, że maskowanie/kamuflaż i strategie kompensacyjne występują znacznie częściej w przypadku kobiet niż mężczyzn (stąd problem diagnozy), ale też obarczone kosztami psychicznymi i emocjonalnymi, co Hendrickx świetnie i drobiazgowo opisuje.

Ważne jest także i to, że autorka nie tylko opisuje – stara się też wskazać, co może pomóc: jak systemy edukacji i opieki zdrowotnej mogłyby być bardziej wrażliwe, jak kobiety ze spektrum mogą lepiej rozumieć siebie, swoje potrzeby, i jak budować system wsparcia na poziomie publicznym i w relacjach rodzinnych. To cenna część dla osób autystycznych, dla rodzin, terapeutów, nauczycieli.

Czytelników nienawykłych do obcowania z tekstem naukowym może jednak przytłoczyć bogactwo materiału i  duża ilość terminologii medycznej, psychologicznej, opisów badań, statystyk. Dla czytelnika bez przygotowania może to być trudno przyswajalne. Z perspektywy osób transpłciowych i niebinarnych rażąca może okazać się wciąż widoczna dysproporcja między ilością materiału dotyczącego ich sytuacji i kobiet cis, w dodatku wysokofunkcjonujących (z płynnością mowy, bez deficytów intelektualnych). Doświadczenia kobiet ze spektrum, które mają większe potrzeby wsparcia, z większą niepełnosprawnością, mniej werbalne, doświadczenia kulturowo odmienne, mogą być mniej reprezentowane. 

Niewątpliwie książka opiera się w dużej mierze na badaniach i przykładach z krajów zachodnich (Wielka Brytania, USA, Australia itd.). Kwestię jak autyzm u kobiet jest postrzegany, diagnozowany i wspierany w innych kulturach, krajach o mniejszym dostępie do zasobów (w tym w Polsce) jest oczywiście deficytem. 

Książka daje wreszcie głos tym, którzy często są niewidoczni lub marginalizowani – kobietom ze spektrum, zwłaszcza z późno postawioną diagnozą. Pomaga „rozszerzyć obraz” autyzmu – wyjść poza męskie normy diagnostyczne i społeczne oczekiwania, co często prowadzi do błędów, niedoszacowania, ignorowania problemów. Uświadamia zarazem, że życie z autyzmem u kobiet to proces ciągły, który ewoluuje – zmieniają się potrzeby, możliwości, ograniczenia. Dla wielu osób – autystycznych kobiet, ich bliskich, specjalistów – może być przełomową lekturą, która pomaga nazwać to, co było dotąd nieufnie dostrzegane: różne strategie radzenia sobie, koszty społecznego maskowania, to jak bardzo diagnoza (lub jej brak) wpływa na życie psychiczne, relacje, poczucie wartości. Dla mnie okazała się przełomowa i bardzo ważna...