Jedna z najstarszych cywilizacji na świecie jest zarazem krajem, który zawsze był rządzony autokratycznie. Terror komunizmu został zastąpiony terrorem wspartym cyfrowo. Dynastia Xi Jinpinga, która z jednej strony opiera się na marksizmie, z drugiej na konfucjanizmie i czerpie całymi garściami z kapitalizmu, zyskała nowe narzędzia inwigilacji społeczeństwa, dzięki czemu totalitaryzm objawił się w pełnej swojej krasie. Kapitalistyczny konsumpcjonizm jest w tej rzeczywistości niezwykle przydatny: ludzie w pogoni za dobrami materialnymi i rozrywkami nie zastanawiają się nad formą rządów, gotowi są do ciężkiej pracy, wysiłku i poświęcenia.
Zachód, pragnący uwierzyć w otwarcie i demokratyczną transformację Chin, przeżył straszliwe rozczarowanie (dzisiaj z perspektywy zacieśniających się relacji rosyjsko-chińskich ma to szczególne znaczenie). Uzależnienie zachodu od tej potężnej gospodarki oznacza już nie tylko rozciągnięte łańcuchy dostaw i możliwość eksportu skażenia środowiska - oznacza także coraz silniejsze uwikłanie polityczne, które - jak wskazuje Strittmatter - przenika do świata biznesu, nauki, systemu zdrowia itd. Ostatecznie ,,gdy Chiny kichną, katar ma cały świat”.
Każde totalitarne państwo stara się zaprząc wszystkie możliwe środki do utrzymania władzy. Sztuczna inteligencja, sieci neuronowe, sieci komputerowe same w sobie nie są zagrożeniem, ale sposób, w jaki Chiny włączyły je do tzw. scoringu społecznego, uczyniło z tego kraju najprawdziwszy benthamowski panoptykon. Reszta świata patrzy na ten proces z równą zgrozą, jak i podziwem, a nawet zazdrością, nie zwracając uwagi, że postępujemy podobną drogą, o czym pisali m.in.
Bartlett i
Zuboff., ale także Kaźmierska i Brzeziński w
Strefach cyberwojny,
Pomerantsev czy
Applebaum, która często wskazuje, że problemem trapiącym współczesną demokrację jest przecież nie tylko populizm, ale przede wszystkim skutecznie wspierające go
mechanizmy cyfrowe. Rewolucja cyfrowa zachwiała tradycyjnymi mediami,
które były podwaliną
liberalnej demokracji, a przełom technologiczny utorował drogę
populistom,
wywołał cywilizacyjne przesilenie niczym wynalazek Guttenberga i falę
cyberprzemocy na skalę globalną (rosyjskie trolle i - właśnie - przemoc cyfrowa w
chińskim wydaniu, w postaci scoringu społecznego).
Ostatecznie mamy już i "w naszym świecie" przykład zablokowania możliwości wypowiedzi jednemu ze światowych przywódców przez dobroczyńców z mediów społecznościowych. Sztuczna inteligencja uczy nas m.in. jak tworzyć nowe słowa, zmieniać znaczenia słów, podważać istniejące wartości lub zmieniać ich znaczenie. W Chinach myślący inaczej są przestępcami, w Rumuni byli uznawani za chorych umysłowo i lądowali w szpitalach-więzieniach. Niezależni oraz walczący o wolność artyści, dziennikarze, politycy i celebryci są zastraszani przez partię i zmuszani do publicznych przeprosin. Cenzura największych kanałów społecznościowych – Weibo, WeChat i Baidu Tieba – z dnia na dzień poszerza swoją działalność. Zatrudnianych jest coraz więcej cenzorów, których rola polega na usuwaniu kierowanych pod adresem partii obraźliwych słów, informacji związanych z masakrą na Placu Tiananmen, Japonią czy osiągnięciami Zachodu oraz blokowanie kont zagorzałych aktywistów. Chiny również nieustannie inwestują w tzw. oczy miasta, czyli rozwój sztucznej inteligencji. Dzięki takim firmom, jak SenseTime i Megavii obywatele mogli uruchamiać smartfony Huawei i Vivo za pomocą rozpoznawania twarzy na długo przed tym, gdy Apple wprowadził to rozwiązanie.
Płatność w aplikacji Alipay (Alibaba), z której korzysta już pięćset dwadzieścia milionów Chińczyków, również odbywa się za pomocą tego narzędzia. W hotelach kamery Megavii sprawdzają, czy gość jest rzeczywiście osobą, za którą się podaje. Na dworce w Katonie czy Wuhan wpuszcza się jedynie osoby, których twarz można zeskanować i porównać z policyjnym rejestrem danych.
Niezaprzeczalnie WeChat stanowi w Chinach fenomnen – dzięki tej aplikacji można rozmawiać ze znajomymi, zamawiać taksówki i jedzenie, rezerwować pokoje hotelowe, kupować bilety do kina, na pociąg czy samolot, wypożyczać rower, opłacać media lub mandaty, otrzymać szybko kredyt, a co najważniejsze, wszystko można załatwić bezgotówkowo. Jednak manipulacja stacjami telewizyjnymi czy ograniczenia w Internecie to tylko kombinacyjny wierzchołek góry lodowej. Rząd hołduje idei, że główną techniką kontroli myśli jest nieustanne bombardowanie wiadomościami i robi to nader skutecznie.
Kai Strittmatter, pokazuje Chiny, panującą tam dyktaturę, reżim, rozwój technologiczny, cenzurę, autokrację i świat, który dla nas jest niewyobrażalnie inny - ale czy aby zawsze? Na razie wydaje nam się, że u nas nigdy i w żadnym razie. No bo my - zachodni indywidualiście, nie pozwolimy, aby totalna kontrola, doprowadziła do absurdów opisywanych w książce. Przecież tam automaty w pekińskiej Świątyni Nieba wprowadziły oszczędny pobór papieru toaletowego. Wydają po sześćdziesiąt centymetrów papieru na osobę, a jeśli ktoś potrzebuje go więcej, musi odczekać cierpliwie dziesięć minut, po których to automat wyda kolejnych dziesięć centymetrów. Nie można w Chinach oglądać Kubusia Puchatka, bo jest kojarzony z prezydentem Xi Jinpingiem. Nie można przejść na czerwonym świetle, bo można dostać ujemne punkty w System Zaufania Społecznego, co może się wiązać z poważnymi konsekwencjami na przyszłość, m.in. brakiem możliwości zatrudnienia w szanowanej firmie lub nieotrzymaniem kredytu hipotecznego. Co więcej, aktywistki feministyczne na Uniwersytecie Pekińskim, popierające akcję #MeToo, zostały uprzedzone, że ich walka zostanie zakwalifikowana przez partię jako „ruch polityczny” i że jeśli będą kontynuować swoje działania, konieczne będzie ich zdemaskowanie jako zdrajczyń, działających wspólnie z zagranicą.
Dzisiaj nawet żebracy w Pekinie operują kodami kreskowymi, które przechodzący skanuje za pomocą aplikacji WeChat, żeby przesłać im datek.
Publikacja złożona jest z trzech części ukazujących: aparat dyktatury, jej wpływ na społeczeństwo oraz na cały otaczający świat. Autor podszedł do sprawy z dziennikarskim zacięciem, spotykając się i rozmawiając z różnymi osobami, mogącymi naświetlić sprawę cyberkontroli z różnej perspektywy. Mamy tu punkt widzenia artystów, obrońców praw człowieka, ale także przedstawicieli start-upów ściśle współpracujących z Komunistyczną Partią Chin, czy osoby zadowolone z życia w tym kraju.
Świetny, wielopłaszczyznowy reportaż, który czyta się jednym tchem!