Wydźwięk tej wspaniałej publikacji jest dość przygnębiający: świat zachodni zmierza dokładnie w tym samym kierunku, co Chiny ze swoim scoringiem społecznym – tyle, że na wschodzie użyto siły politycznej, a na zachodzie czasem stwarzane są jeszcze pozory wabienia słodyczami (manipulacja). Cała książka poświęcona jest nadrzędnemu i uniwersalnemu modelowi biznesowemu korporacji cyfrowych (w tym sektora finansowego i dostawców internetu), którego trzonem jest szczególny rodzaj nadwyżki kapitałowej określanej przez autorkę jako „nadwyżka behawioralna” – nowy rodzaj kapitału podlegający monetyzacji niezależnie od branży zapewniający, że "ilość przechodzi w jakość" o ile tylko korporacja dysponuje gigantycznym wolumenem danych i odpowiednio zróżnicowanymi ich źródłami, pozwalającymi analizować te dane krzyżowo.
W spolaryzowanej gospodarce ostatecznie miejsce będzie dla grupy oligarchów - przedsiębiorcy działający w sferze realnej będą ich klientami, a użytkownicy mediów (a ściślej: ich wzorce behawioralne) - środkiem produkcji. Dostarczanie nam usług cyfrowych staje się zatem czymś w rodzaju paszy dla bydła - nieuniknionym kosztem utrzymywania nas w ekosystemie tej czy innej korporacji, która spienięża nadwyżkę behawioralną, jaka jest skutkiem ubocznym naszego życia (podkreślam życia - a nie aktywności internetowej, co Zuboff znakomicie ilustruje setkami przykładów).
Ten skutek uboczny rozpoznany został po raz pierwszy przez Google ("złoty pył") i dlatego o Google jest w tej książce najwięcej. Nieco później ich śladem poszły pozostałe korporacje z GAFAM, następnie dostawcy internetu (przy których jesteśmy najbardziej "bez majtek") i instytucje finansowe. Oczywiście wszystkie idą ramię w ramię ze służbami państwowymi (w tym CIA), co świetnie tłumaczy ślamazarne i pozorowane działania w obronie naszej prywatności. Klasyczny lobbying w tej sytuacji ma znikome znaczeniem, choć zdjęcie Erica Schmidta u boku Barcka Obamy tuż po tym, jak Google swoim scoringiem rozegrał kampanię prezydencką ma znaczącą wymowę.
Weźmy 2 przykłady:
Pierwszy dotyczy mechanizmu funkcjonowania aplikacji oceniających zdolność kredytową, która ustalana jest w czasie rzeczywistym na podstawie szczegółowego przeszukania smartfona danej osoby i jej działań on-line, w tym treści sms-ów i e-maili, współrzędnych GPS (np. najczęściej odwiedzane lokalizacje i dłuższe okresy bezruchu sugerujące miejsce pracy lub zamieszkania, profili i postów w mediach społecznościowych, transakcji detalicznych i schematów komunikacyjnych (w tym liczby, regularności i intensywności kontaktów, rozległości sieci powiązań, rozkładu relacji w ciągu doby itp.). Dane źródłowe zawierać mogą informacje, takie jak częstotliwość, z jaką ładujesz baterię telefonu, czy i kiedy oddzwaniasz, liczba kontaktów zapisanych w telefonie, sposób wypełniania formularzy internetowych lub liczba km przejechanych/przechodzonych w ciągu dnia (na podstawie średniej prędkości), która pozwala ustalić wzorce aktywności społecznej, w tym zawodowej i towarzyskiej.
Takie zasoby danych behawioralnych umożliwiają (podkreślmy raz jeszcze – w czasie realnym) tworzenie zniuansowanego wzorca informującego o prawdopodobieństwie spłaty kredytu. Innymi słowy, metoda ta kwantyfikuje różnorodne aspekty zachowania, zwykle uważane za informacje „miękkie”, czyniąc je czytelnymi dla pracowników konkretnych instytucji (np. banków – skoro mowa o kredytach). Najlepsze w tej dziedzinie startupy analizują do 10 tys. sygnałów na klienta, skutecznie zamykając w zamkniętej pętli niemożności uzyskania kredytu tych, którzy najbardziej go potrzebują, toteż popyt ze strony instytucji finansowych na tego typu usługi jest praktycznie nieograniczony (ciekawostka, że systemy te były uczone na Afrykańczykach, którzy nigdy wcześniej nie byli klientami banków i chodziło o znalezienie jakiegokolwiek punktu zaczepienia dla ustalenia zdolności kredytowej – równoległy kryzys finansowy w świecie Północy przyniósł olśnienie, że oto mamy teraz własnych "Afrykańczyków").
Przykład 2 dotyczy usług wynajmu mieszkań. Bardzo podobny system: przed podjęciem decyzji o wynajmie mieszkania można zażądać od najemcy udostępnienia swojej aktywności społecznościowej do wglądu aplikacji, która na podstawie analizy NLP (języka naturalnego) skanuje wszystkie posty i prywatne wiadomości, ujawniając kluczowe informacje społeczne i osobiste (w tym np. informację o wczesnej ciąży, która może być nie w smak właścicielowi, który nie chce niemowlaka w wynajmowanym mieszkaniu).
W obu przykładach potrzebna jest oczywiście zgoda i pobranie aplikacji – ale to mniej więcej taki wybór, jak na polskim rynku pracy: bierzesz śmieciówkę albo nie dostaniesz pracy. Formalnie takie start-upy klasyfikowane są jako model SaaS, ale Zuboff sugeruje nowy akronim: SVaaS (surveillance as a service).
Prawdziwą perełką w tej książce jest jednak kilka gigantycznych rozdziałów nt. GAFY – tam nikt nie patyczkuje się z pytaniem o zgody, bo nie ma takiej potrzeby – od skanowania maili po nadzór wi-fi (realizowany „przy okazji” Google Street View) z odpowiednim wywieraniem nacisku na Kongres. Zuboff dokładnie opisuje, na czym polegają i jak doszło do pozbawienia nas 3 typów praw: do prywatności, do sanktuarium i do przyszłości (sterowanie naszymi działaniami przy zachowaniu naszego naiwnego przekonania, że nasze wybory są nasze).
Znakomity jest wstęp, w którym cała logika nadwyżki behawioralnej osadzona jest w opisie historii rozwoju kapitalizmu od ery fordowskiej, poprzez kapitalizm menedżerski i finansjalizację po kapitalizm cyfrowy, który błyskawicznie przekształcił się w kapitalizm nadzoru/inwigilacji czerpiąc garściami z paradygmatu neoliberalnego, w tym też duchu usprawiedliwiając każdy rodzaj bezprawia i przemocy cyfrowej: od zatajania operacji po złudzenie wyboru, którego faktycznie nie mamy (spróbujcie używać smartfona bez Androida lub IOSa, albo powiedzieć pracodawcy, że odmawiacie korzystania z ekosystemu Microsoftu/Sharepointa 😉.
A jakim znakomitym językiem to jest napisane! Tłumaczka - p. Alicja Unterschuetz - powinna za to dostać jakiś medal – po prostu mistrzostwo, czytałam bez wytchnienia.
W spolaryzowanej gospodarce ostatecznie miejsce będzie dla grupy oligarchów - przedsiębiorcy działający w sferze realnej będą ich klientami, a użytkownicy mediów (a ściślej: ich wzorce behawioralne) - środkiem produkcji. Dostarczanie nam usług cyfrowych staje się zatem czymś w rodzaju paszy dla bydła - nieuniknionym kosztem utrzymywania nas w ekosystemie tej czy innej korporacji, która spienięża nadwyżkę behawioralną, jaka jest skutkiem ubocznym naszego życia (podkreślam życia - a nie aktywności internetowej, co Zuboff znakomicie ilustruje setkami przykładów).
Ten skutek uboczny rozpoznany został po raz pierwszy przez Google ("złoty pył") i dlatego o Google jest w tej książce najwięcej. Nieco później ich śladem poszły pozostałe korporacje z GAFAM, następnie dostawcy internetu (przy których jesteśmy najbardziej "bez majtek") i instytucje finansowe. Oczywiście wszystkie idą ramię w ramię ze służbami państwowymi (w tym CIA), co świetnie tłumaczy ślamazarne i pozorowane działania w obronie naszej prywatności. Klasyczny lobbying w tej sytuacji ma znikome znaczeniem, choć zdjęcie Erica Schmidta u boku Barcka Obamy tuż po tym, jak Google swoim scoringiem rozegrał kampanię prezydencką ma znaczącą wymowę.
Weźmy 2 przykłady:
Pierwszy dotyczy mechanizmu funkcjonowania aplikacji oceniających zdolność kredytową, która ustalana jest w czasie rzeczywistym na podstawie szczegółowego przeszukania smartfona danej osoby i jej działań on-line, w tym treści sms-ów i e-maili, współrzędnych GPS (np. najczęściej odwiedzane lokalizacje i dłuższe okresy bezruchu sugerujące miejsce pracy lub zamieszkania, profili i postów w mediach społecznościowych, transakcji detalicznych i schematów komunikacyjnych (w tym liczby, regularności i intensywności kontaktów, rozległości sieci powiązań, rozkładu relacji w ciągu doby itp.). Dane źródłowe zawierać mogą informacje, takie jak częstotliwość, z jaką ładujesz baterię telefonu, czy i kiedy oddzwaniasz, liczba kontaktów zapisanych w telefonie, sposób wypełniania formularzy internetowych lub liczba km przejechanych/przechodzonych w ciągu dnia (na podstawie średniej prędkości), która pozwala ustalić wzorce aktywności społecznej, w tym zawodowej i towarzyskiej.
Takie zasoby danych behawioralnych umożliwiają (podkreślmy raz jeszcze – w czasie realnym) tworzenie zniuansowanego wzorca informującego o prawdopodobieństwie spłaty kredytu. Innymi słowy, metoda ta kwantyfikuje różnorodne aspekty zachowania, zwykle uważane za informacje „miękkie”, czyniąc je czytelnymi dla pracowników konkretnych instytucji (np. banków – skoro mowa o kredytach). Najlepsze w tej dziedzinie startupy analizują do 10 tys. sygnałów na klienta, skutecznie zamykając w zamkniętej pętli niemożności uzyskania kredytu tych, którzy najbardziej go potrzebują, toteż popyt ze strony instytucji finansowych na tego typu usługi jest praktycznie nieograniczony (ciekawostka, że systemy te były uczone na Afrykańczykach, którzy nigdy wcześniej nie byli klientami banków i chodziło o znalezienie jakiegokolwiek punktu zaczepienia dla ustalenia zdolności kredytowej – równoległy kryzys finansowy w świecie Północy przyniósł olśnienie, że oto mamy teraz własnych "Afrykańczyków").
Przykład 2 dotyczy usług wynajmu mieszkań. Bardzo podobny system: przed podjęciem decyzji o wynajmie mieszkania można zażądać od najemcy udostępnienia swojej aktywności społecznościowej do wglądu aplikacji, która na podstawie analizy NLP (języka naturalnego) skanuje wszystkie posty i prywatne wiadomości, ujawniając kluczowe informacje społeczne i osobiste (w tym np. informację o wczesnej ciąży, która może być nie w smak właścicielowi, który nie chce niemowlaka w wynajmowanym mieszkaniu).
W obu przykładach potrzebna jest oczywiście zgoda i pobranie aplikacji – ale to mniej więcej taki wybór, jak na polskim rynku pracy: bierzesz śmieciówkę albo nie dostaniesz pracy. Formalnie takie start-upy klasyfikowane są jako model SaaS, ale Zuboff sugeruje nowy akronim: SVaaS (surveillance as a service).
Prawdziwą perełką w tej książce jest jednak kilka gigantycznych rozdziałów nt. GAFY – tam nikt nie patyczkuje się z pytaniem o zgody, bo nie ma takiej potrzeby – od skanowania maili po nadzór wi-fi (realizowany „przy okazji” Google Street View) z odpowiednim wywieraniem nacisku na Kongres. Zuboff dokładnie opisuje, na czym polegają i jak doszło do pozbawienia nas 3 typów praw: do prywatności, do sanktuarium i do przyszłości (sterowanie naszymi działaniami przy zachowaniu naszego naiwnego przekonania, że nasze wybory są nasze).
Znakomity jest wstęp, w którym cała logika nadwyżki behawioralnej osadzona jest w opisie historii rozwoju kapitalizmu od ery fordowskiej, poprzez kapitalizm menedżerski i finansjalizację po kapitalizm cyfrowy, który błyskawicznie przekształcił się w kapitalizm nadzoru/inwigilacji czerpiąc garściami z paradygmatu neoliberalnego, w tym też duchu usprawiedliwiając każdy rodzaj bezprawia i przemocy cyfrowej: od zatajania operacji po złudzenie wyboru, którego faktycznie nie mamy (spróbujcie używać smartfona bez Androida lub IOSa, albo powiedzieć pracodawcy, że odmawiacie korzystania z ekosystemu Microsoftu/Sharepointa 😉.
A jakim znakomitym językiem to jest napisane! Tłumaczka - p. Alicja Unterschuetz - powinna za to dostać jakiś medal – po prostu mistrzostwo, czytałam bez wytchnienia.