niedziela, 16 sierpnia 2020

Martin Pollack "Śmierć w bunkrze"

Wydana w Polsce w 2006 książka Martina Pollacka jest jego opowieścią – jak głosi podtytuł – o ojcu, Gerhardzie Bascie, oficerze SS, szefie gestapo w Linzu i Grazu, zbrodniarzu wojennym. To również historia rodziny autora, a zarazem relacja ze swoistego śledztwa – zdobywania wiedzy na temat przeszłości Bastów. Z tej opowieści wynurza się też nieuchronnie coś więcej – pytanie o to, jak to się stało, że historia Europy w XX wieku potoczyła się ku całkowitemu demontażowi porządku, w którym tkwiła u początku tego stulecia.

Sturmbannführer Bast strzelał do Słowaków, brał udział w paleniu Żydów, popełnił przestępstwa przeciw ludzkości i człowiekowi. Martin Pollack nie ma wątpliwości: ego biologiczny ojciec wiedział, godził się, był wykonawcą i wyznawcą nazistowskiej doktryny. Syn przez lata o nic nie pytał, nic mu nie mówiono, nosił nazwisko ojczyma. Ale musiał przyjść czas, gdy w końcu padło pytanie o ojca i siebie samego, o austriacko-niemiecko-europejską historię, o ludzką mentalność w warunkach kryzysu wartości. 

Pollack jedzie zatem wraz z żoną do bunkra, w którym przed laty znaleziono zwłoki jego ojca, esesmana. Chce się dowiedzieć czegoś więcej - dojrzał do wyprawy po wiadomości z dawnego świata, rzutujące na tożsamość aktualnego.

Status genologiczny książki Martina Pollacka jest dyskusyjny. Jedni upatrują w niej przede wszystkim literatury faktu, dokumentalnej w zamyśle opowieści o docieraniu do wiedzy o ojcu czy ostatecznie, dokonywaniu rozliczenia – specyficznego „ojcobójstwa”. Inni – orzekają o pozorności tej kwalifikacji. Ową niejednoznaczność zdają się też ujawniać rozmaite wersje tytułu i podtytułu książki w przekładach (relacja, raport, opowieść (to polskie tłumaczenie podtytułu), odkrywanie, odnajdywanie). 

Za emocjonalnie obojętnym stylem relacji z dziennikarskiego śledztwa kryją się oczywiste rzeczywiste uczucia dojrzałego mężczyzny opowiadającego własną przypowieść. To, że on miał ojca-nazistę, to wynik dość złożonej społecznej drogi, której początek autor datuje na wiek XIX. Wściekły, metodyczny antysemityzm i antyhumanizm Rzeszy trafił na podatny grunt w okresie chaosu ekonomii i ideologii, ale źródeł zła w człowieku należy szukać i wcześniej, i zawsze. Nienawiść nie skończyła się przecież wraz ze śmiercią kanclerza w berlińskim bunkrze, ani dr. Basta w tyrolskim.

Książka Pollacka zaczyna się w gruncie rzeczy od mapy na wklejce. To aktualna mapa polityczna Europy Środkowej – jej kształt, nazwy na niej umieszczone, odpowiadają czasowi, w którym autor snuje swoją historię, nie zaś rzeczywistości geopolitycznej, w której osadzone są przywoływane przez niego zdarzenia. Czytamy zatem o Gottschee i Tuffer – na mapie widzimy Kocevje i Lasko; dowiadujemy się, że pierwsze z miasteczek oddalone jest o 60 kilometrów od Leibach – na mapie zaś widnieje Lublana. Opowieść o niemieckich Bastach zaczyna się w monarchii austro-węgierskiej, kontynuuje w Austrii, Niemczech, Jugosławii i Włoszech, by ponownie w Austrii dobiec końca. Dzieje Bastów rozgrywają się zatem w różnych miejscach, ale w większym stopniu to owe miejsca zmieniają swe geopolityczne położenie – rozpadają się bowiem państwa, a wraz z ich upadkiem i powstaniem nowych przemieszczają się granice.

Cała historia toczy się zatem w świecie, którego odwzorowanie nie istnieje już na mapach politycznych regionu. Po części jest więc opowieścią o europejskich przygodach z mapami – o ich płynności i ciągłym nieprzystawaniu do innych porządków: etnicznego, kulturowego, językowego. Nawet krajobrazy pozostały tu tylko do pewnego stopnia niezmienne – autorowi nie uda się na przykład odszukać górskiej chaty myśliwskiej dziadka, szałasu pochłoniętego zapewne przez lasy Kocevskiego Rogu (Gottscheer Hornwald). Tak więc Pollack opowiada tyleż o swoim ojcu, co i o geopolitycznej rzeczywistości pewnego miejsca.

Pollack podkreśla w wywiadach, że - zwłaszcza w Austrii - zbyt rzadko i za mało mówi się o tamtych czasach, a wielu Austriaków nie poczuwa się do winy. W jego opowieść wpisana jest co najmniej podwójna perspektywa czasowa: dziecięcych przywoływanych wspomnień opowiadającego, jego ówczesnej wizji przeszłości rodziny8, dawnego stosunku narratora-autora do miejsc i ludzi oraz punkt widzenia narratora-sędziego śledczego, który teraz usiłuje zdobyć pełniejszą, opartą na świadectwach dokumentów, wiedzę o Bastach.
 
Rzetelność reporterska niestety nie zawsze idzie w parze w atrakcyjnością narracji - nadmiar szczegółów topograficznych i historycznych czyni tę opowieść nieco nużącą i zabija dramatyzm wielu scen, które powinny lepiej zapaść w pamięć...