Wydana w Polsce w 2006 książka Martina Pollacka jest jego opowieścią – jak głosi podtytuł – o ojcu, Gerhardzie Bascie, oficerze SS, szefie gestapo w Linzu i Grazu, zbrodniarzu wojennym. To również historia rodziny autora, a zarazem relacja ze swoistego śledztwa – zdobywania wiedzy na temat przeszłości Bastów. Z tej opowieści wynurza się też nieuchronnie coś więcej – pytanie o to, jak to się stało, że historia Europy w XX wieku potoczyła się ku całkowitemu demontażowi porządku, w którym tkwiła u początku tego stulecia.
Sturmbannführer Bast strzelał do Słowaków, brał
udział w paleniu Żydów, popełnił przestępstwa przeciw ludzkości i
człowiekowi. Martin Pollack nie ma wątpliwości: ego biologiczny ojciec wiedział, godził się,
był wykonawcą i wyznawcą nazistowskiej doktryny. Syn przez lata o nic
nie pytał, nic mu nie mówiono, nosił nazwisko ojczyma. Ale musiał
przyjść czas, gdy w końcu padło pytanie o ojca i siebie samego, o
austriacko-niemiecko-europejską historię, o ludzką mentalność w
warunkach kryzysu wartości.
Pollack jedzie zatem wraz z żoną do bunkra, w którym przed laty znaleziono
zwłoki jego ojca, esesmana. Chce się dowiedzieć czegoś więcej - dojrzał do
wyprawy po wiadomości z dawnego świata, rzutujące na tożsamość
aktualnego.
Status genologiczny książki Martina Pollacka jest dyskusyjny. Jedni upatrują w niej przede wszystkim literatury faktu, dokumentalnej w zamyśle opowieści o docieraniu do wiedzy o ojcu czy ostatecznie, dokonywaniu rozliczenia – specyficznego „ojcobójstwa”. Inni – orzekają o pozorności tej kwalifikacji. Ową niejednoznaczność zdają się też ujawniać rozmaite wersje tytułu i podtytułu książki w przekładach (relacja, raport, opowieść (to polskie tłumaczenie podtytułu), odkrywanie, odnajdywanie).
Za emocjonalnie obojętnym stylem relacji z
dziennikarskiego śledztwa kryją się oczywiste rzeczywiste uczucia
dojrzałego mężczyzny opowiadającego własną przypowieść. To, że on miał
ojca-nazistę, to wynik dość złożonej społecznej drogi, której początek
autor datuje na wiek XIX. Wściekły, metodyczny antysemityzm i
antyhumanizm Rzeszy trafił na podatny grunt w okresie chaosu ekonomii i
ideologii, ale źródeł zła w człowieku należy szukać i wcześniej, i
zawsze. Nienawiść nie skończyła się przecież wraz ze śmiercią kanclerza w
berlińskim bunkrze, ani dr. Basta w tyrolskim.
Książka Pollacka zaczyna się w gruncie rzeczy od mapy na wklejce. To aktualna mapa polityczna Europy Środkowej – jej kształt, nazwy na niej umieszczone, odpowiadają czasowi, w którym autor snuje swoją historię, nie zaś rzeczywistości geopolitycznej, w której osadzone są przywoływane przez niego zdarzenia. Czytamy zatem o Gottschee i Tuffer – na mapie widzimy Kocevje i Lasko; dowiadujemy się, że pierwsze z miasteczek oddalone jest o 60 kilometrów od Leibach – na mapie zaś widnieje Lublana. Opowieść o niemieckich Bastach zaczyna się w monarchii austro-węgierskiej, kontynuuje w Austrii, Niemczech, Jugosławii i Włoszech, by ponownie w Austrii dobiec końca. Dzieje Bastów rozgrywają się zatem w różnych miejscach, ale w większym stopniu to owe miejsca zmieniają swe geopolityczne położenie – rozpadają się bowiem państwa, a wraz z ich upadkiem i powstaniem nowych przemieszczają się granice.
Cała historia toczy się zatem w świecie, którego odwzorowanie nie istnieje już na mapach politycznych regionu. Po części jest więc opowieścią o europejskich przygodach z mapami – o ich płynności i ciągłym nieprzystawaniu do innych porządków: etnicznego, kulturowego, językowego. Nawet krajobrazy pozostały tu tylko do pewnego stopnia niezmienne – autorowi nie uda się na przykład odszukać górskiej chaty myśliwskiej dziadka, szałasu pochłoniętego zapewne przez lasy Kocevskiego Rogu (Gottscheer Hornwald). Tak więc Pollack opowiada tyleż o swoim ojcu, co i o geopolitycznej rzeczywistości pewnego miejsca.
Pollack podkreśla w
wywiadach, że - zwłaszcza w Austrii - zbyt rzadko i za mało mówi
się o tamtych czasach, a wielu Austriaków nie poczuwa się do winy. W jego opowieść wpisana jest co najmniej podwójna perspektywa czasowa: dziecięcych przywoływanych wspomnień opowiadającego, jego ówczesnej wizji przeszłości rodziny8, dawnego stosunku narratora-autora do miejsc i ludzi oraz punkt widzenia narratora-sędziego śledczego, który teraz usiłuje zdobyć pełniejszą, opartą na świadectwach dokumentów, wiedzę o Bastach.
Rzetelność reporterska niestety nie zawsze idzie w parze w atrakcyjnością narracji - nadmiar szczegółów topograficznych i historycznych czyni tę opowieść nieco nużącą i zabija dramatyzm wielu scen, które powinny lepiej zapaść w pamięć...