Dawno żadna powieść nie zrobiła na mnie takiego wrażenie, jak 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie Elif Şafak. Historia Leyli i pięciorga jej niezwykłych przyjaciół umieszczam na mojej subiektywnej liście najlepszych książek. To jest po prostu literacka uczta.
„Ludzka pamięć przypomina nocnego hulakę, który za dużo wypił i jakkolwiek by się starał, nie jest w stanie iść prosto. Zatacza się w labiryncie inwersji, często poruszając się otumaniającym zygzakiem, odporny na rozsądek i jednocześnie skłonny do upadków”.
Zamiast linearnej historii otrzymujemy garść niechronologicznych wspomnień z życia Leili i jej przyjaciół. Powoli wyłania się z nich całość historii sześciorga osób, pokiereszowanych przez najbliższych, odrzuconych przez społeczeństwo, a jednak ciepłych, wzruszających, wspierających się wzajemnie, troskliwych i - wbrew wszystkiemu - zachowujących zdolność do śmiechu. Znajduję w tym jakieś podobieństwo do marokańskiego filmu Tyle miłości Nabila Ayoucha.
Sprawy głównych bohaterów zdają się przysłaniać wszystko inne, choć w tle dzieje się wielka historia i polityka. A jednak te zniuansowane opowieści o losach jednostek okazują się być ważniejsze niż Wietnam, masakra na placu Taksim czy śmierć Kennedy'ego. Główni bohaterowie książki, jednostki, doświadczone przez los, normalnie niedostrzegane lub postrzegane wyłącznie ze wstrętem i pogardą, okazują się wrażliwe i sympatyczne, gotowe do poświęceń i skłonne do marzeń.
Jest coś baśniowego w tej powieści, która lekko ociera się o realizm magiczny i tajemnice Wschodu, a zarazem pozostaje na wskroś nowoczesna, żywa, skoncentrowana na współczesnej historii. Jest w niej odmalowany Stambuł, jakiego nie znacie - nieco przypominający miasto z przepięknej powieści Siedem domów Alev Lytle Croutier. Jest też Turcja odmalowana na tle wydarzeń regionalnych - trochę jak Cevdet Beju i synach Orphana Pamuka.
10 minut... stanowi swoisty pomost między literaturą typowo rozrywkową, a nieco ambitniejszą prozą, wznoszącą się ponad zwykłą obyczajówkę. Jednocześnie nie jest ani przez chwilę przytłaczająca i ciężka. Mamy poczucie, że dokopujemy się do jakiejś głębszej prawdy czy idei, ale nasze zaangażowanie cały czas podtrzymywane jest na dosłownej płaszczyźnie, w której śledzimy losy przyjaciół i współczujemy im w niedoli. Elif Shafak potrafi przerazić turpistycznymi obrazami zatęchłych zaułków Stambułu i zaraz potem łapać za serce poruszającymi obrazami niesprawiedliwości.
Z zachwytem słucham też wystąpień Elif Şafak na TED: