środa, 14 kwietnia 2021

Elif Şafak "Czterdzieści zasad miłości"


Jeśli zabiła Cię pretensjonalna książka Jedz, módl się i kochaj (koszmarek!) i ziewasz słysząc nazwisko Coelho, to oszczędź sobie Czterdziestu zasad miłości.

Zaryzykowałam bo to „powieść o Rumim", ale już mocno naciąga perspektywa spotkania jego świata ze światem współczesnej gospodyni domowej pachniała grafomanią. Jeszcze przez chwilę dawałam radę - Shafak snuje wielowątkową opowieść, mnożąc bohaterów, plany czasowe i języki narracji, co lubi (znamy ten chwyt  Czarnego mleka, albo 10 minut...) i co robi bardzo sprawnie. Niestety szybko utyka na mieliźnie zgranej do bólu zęba opowieści o przemianie wyjałowionego przedstawiciela Zachodu (owa nieszczęsna gospodyni domowa) pod wpływem uduchowionej filozofii Wschodu (postać Rumiego zapośredniczona przez hipstera, który "odkrył drogę"). 

Kpiny na temat zachodnich poradników, towarzyszące duchowej przemianie głównej bohaterki, wywołały skutek przeciwny od zamierzonego - powieść Shafak stała się "duchowością wschodu w trzech krokach". Pół biedy, gdyby ktoś uprzedził, że to czytadełko. Niestety sprzedawcy sugerują ambitną powieść łączącą kultury i religie, a efekt jest irytujący.