Żona idealna
reż. Charles McDougall, Félix Alcalá, Rosemary Rodriguez i in.
scenariusz: Michelle King, Robert King, Corinne Brinkerhoff, Todd Ellis Kessler i in.
Świetny i doskonale ironiczny tytuł angielskiej wersji serialu (The Good Wife) został beznadziejnie przetłumaczony na ową "żonę idealną". Tymczasem tytułowa bohaterka nie miała nigdy być idealna - miała być właśnie dobrą żoną stojącą (zgodnie zresztą z życzeniem konserwatywnej teściowej) u boku wiarołomnego i cynicznego męża.
Jednak poza wpadką z tytułem - serial jest naprawdę znakomity i wciągający! Relacje męsko- damskie i związki rodzinne, to tylko tło (choć jak rzadko - tło niezwykle ciekawe i to do tego stopnia, że nawet dzieci mają tu swoje fajne miejsce ;-) Ale serial świetnie odnajduje się również w nurcie tzw. procedurali i tematyce political fiction (w drugim sezonie wątki polityczne stają się równie ważne jak te kancelaryjne), co sprawia, że przypadnie do gustu także fanom House of Cards. Jak rzadko praktycznie każda "sprawa tygodnia" wciąga i zaskakuje, znajduje intresujące odniesienia do różnych problemów społecznych, gospodarczych i politycznych (problem kary śmierci, nadmiernej kontroli antyterrorystycznej po 11 września, traktowania mniejszości seksualnych i rasowych, odpowiedzialności korporacji, wszelkich wymiarów emancypacji itd). Ciekawie pokazana jest różnorodność systemów prawnych (brytyjski vs amerykański) i szczególnych uwarunkowań formalnych dotyczących wojska, świata sportu i sfery uniwersyteckiej.
Można oczywiście zastanawiać się, jak to możliwe, że niepraktykująca latami prawniczka, która zakopała się w domu i dzieciach, nagle wraca w pięknym stylu wprost na salę sądową i z marszu staje się w pełni wartościowym obrońcą, odnajdującym się we wspomnianych różnorodnych sferach... No cóż - licencia poetica w produkcji serialowej służącej rozrywce ma wszak swoje prawa.
Poza tym Alicia Florrick wychodząca z cienia własnego męża jest symbolem emancypacji kobiet, które nagle biorą sprawy we własne ręce, obciążone w dwójnasób - własnymi problemami i ciężarem przewin lub nieudolności mężczyzn, których wcześniej wspierały. Co nie oznacza, że Żona idealna choćby przez chwilę miała być serialem o miłych, ciepłych
i życzliwych kobietkach. To serial o sile i skuteczności. Fakt, że Alicia jest żoną i wychowuje dwoje dzieci nie ma tu większego znaczenia niż fakt, że ten czy ów jest rozwodnikiem. Nie jest to opowieść
o matkach i żonach (tytuł jest mistrzostwem ironii), ale o prawniczkach, śledczych, dziennikarkach
i polityczkach.
Niesamowicie wysoko należy ocenić postaci i aktorstwo. Każda pojawiająca się osoba jest nadzwyczaj ciekawa,
a przy tym dobrze zagrana i charakterystyczna. Ekwilibrystyka bohaterów na cienkiej linii
oddzielającej dobro od zła i prawo od sprawiedliwości jest więcej niż wciągająca. Bezbłędna
Julianna Margulies (rola tytułowa) nie zagarnia całego serialu dla swojej postaci: Christine
Baranski (Diane), Archie Panjabi (Kalinda), Matt Chuchry (Cary), Josh Charles (Will) i smakowity, choć zabawnie przerysowany –
Alan Cumming w roli Eliego Golda. Każde z nich uprawia ciekawe gry z sumieniem własnym i innych, jest jakoś moralnie
niejednoznaczne. Aktorstwo i charakterystyka postaci, to najsilniejszy (obok świetnie napisanych „spraw tygodnia”) magnes przytrzymujący nas przed ekranem.
Serial nie toczy się wyłącznie na sali sądowej, czy nawet w świetle wielkiej polityki: zarówno głównie bohaterowie, jak i postaci poboczne mają życie poza ekranem i choć nie pojawiają się w
każdym odcinku, to wracają, by rozwiązywać swoje sprawy. Kancelaria ma swoich stałych
klientów, rozprawy zazwyczaj odbywają się w tym samym sądzie, powtarzają się postaci prawników drugiej strony i znani nam już sędziowie, dzięki czemu jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy możemy domyślać się, kto będzie miał
ułatwioną batalię.
W tym świecie uwikłana, choć niekoniecznie zagubiona, jest tytułowa bohaterka - obserwujemy jej "dojrzewanie" społeczne i prawnicze i zastanawiamy, czy działając na styku prawa i polityki może nie stać się moralną kopią
swojego męża. To pytanie ma też szerszy wymiar: czy kobiety, gdy
przejmą od mężczyzn stery, są w stanie wnieść inne wartości – do
polityki, prawa, do świata. Chyba każdy zadaje sobie to pytanie w dobie silnych, wykształconych kobiet próbujących rozbijać szklane
sufity, wprowadzania parytetów w polityce i biznesie itd. Alicia Florrick hackuje system, staje
przeciw cynizmowi i układom, ale nie zdoła uniknąć kompromisów i zawsze grać według
własnych reguł. Twórcy serialu chętnie sięgają po cyniczne zagrania, uparcie wracają do strefy moralnej szarości, udowadniając,
że świat dorosłych ludzi i ich emocje bywają szalenie skomplikowane.
Pozostaje jeszcze muzyka, bez której ten serial nie miałby sensu.
Takie kawałki jak Countdown to Execution Davida Buckleya czy piosenki Lucy Schwartz (La Luna) i Clem Snide (No One's More Happy Than You), to tylko przedsmak świetnej ścieżki dźwiękowej, która powstawała w ciągu 7 lat emisji serialu.
Inteligentny, bezkompromisowy dramat w telewizji to rzadkość, ale Żona idealna spełnia te kryteria.