Sięgając po tę książkę nie wiedziałam, że Ove Løgmansbø to Remigiusz Mróz. Nacięłam się zatem podwójnie. Po pierwsze, dlatego, że książka jest zwyczajnie słaba. A po drugie - dlatego, że moje pierwsze próby z Remigiuszem Mrozem wypadły nędznie i zniechęcająco, a widząc brzmiące nordycko nazwisko liczyłam co najmniej na Nesbø, a dostałam nieudolną podróbkę.
Ten kryminał nie należy do najgorszych i pewnie w oczach wielu osób jest po prostu solidny. Ale nastawienie znaczy wiele i podwójnie oszukana odrzucam tak Ove, jak i Remigiusza.