niedziela, 31 grudnia 2023

Richard Dawkins "Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa"

 

Dawkins jak zawsze w formie. Po Samolubnym genie, Rzece genów i Fenotypie rozszerzonym bez wahania sięgam po Wspinaczkę... Autor jest niezawodny w drobiazgowym objaśnianiu niedowiarkom, że cudowna złożoność życia nie wymagała ingerencji żadnych czynników nadprzyrodzonych. Podziwiam tę jego cierpliwość, choć obawiam się, że zagorzali kreacjoniści i tak omijają szerokim łukiem jego prace. 

Po raz n-ty (bo chyba czyni to w każdej książce) objaśnia, że darwinizm nie jest teorią losowego przypadku lecz teorią losowych zmian i nielosowego kumulatywnego doboru naturalnego. Pozwala sobie chwilami na małe złośliwostki względem innych naukowców. Obrywa się nawet lordowi Kelvinowi, który odrzucał dowody biologiczne, bo nie zgadzały się z jego dowodami fizycznymi (obliczanie wieku Ziemi na podstawie tempa jej stygnięcia), nie dopuszczając prostego objaśnienia, że to dowody fizyczne wymagają odrzucenia (reakcje termojądrowe nie były jeszcze wówczas znane). 

Z matematyczną precyzją rozbija w puch teorię "zamkniętego ogrodu" owocu figi, który miałby rzekomo świadczyć o niezwykłym kunszcie planistycznym Pana Boga. Krok po kroku, na przestrzeni kilkudziesięciu stron drobiazgowego wykładu, objaśnia ten "cud" rozkładając go na czynniki pierwsze, czy też - posługując się tytułową metaforą - kolejne etapy wspinaczki na szczyt nieprawdopodobieństwa.

Zamieszczone w książce rysunki i zdjęcia ilustrujące przykłady mimikry w świecie zwierząt są tak zdumiewające, że doprawdy dziwi potrzeba poszukiwania czegoś jeszcze bardziej cudownego. Precyzja relacji symbiotycznych zachwyca tym bardziej, że nie są przecież oparte na żadnej spisanej umowie, a wypracowane zostały w toku milionów lat i zapewne trwać będę jeszcze długo po nas (mój niezmienny podziw dla roślin stale wzrasta - tym razem za przyczyną cudownych dzbaneczników). 

Dostosowania w świecie przyrody (opisywane zresztą we wspomnianym już Fenotypie rozszerzonym) czasem umykają naszej uwadze, ale Dawkins cierpliwie tropi je dla nas, wskazując na przykład, że sieć pajęcza nie jest niczym innym jak... jeszcze bardziej wydłużonym jęzorem kameleona (czyli po prostu narzędziem do łowienia owadów). Inne ciekawe porównanie nawiązuje do faktu, że sieć jest "jak przebywanie [pająka] w kilku miejscach jednocześnie": zatem pająk wyposażony w sieć jest jak "jaskółka z paszczą wieloryba" (z zachowaniem skali, kameleon, do którego porównał Dawkins pająka z siecią musiałby mieć jęzor długości 15 m). Drobiazgowe opisy pracy pająków przy budowie sieci mogłyby zresztą zawstydzić ludzkich inżynierów, a objaśnienia procesu powstawania skrzydeł czy oka tak bardzo zachwycają swoją logiką, że doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie woleliby w to miejsce wstawić jeden ruch magicznej różdżki. 

Zachwyca też fakt, że Dawkins jako przyrodnik docenia i pokazuje znaczenie współpracy przyrodników z matematykami i informatykami (o fizykach, (bio)chemikach czy psychologach chyba nawet nie trzeba wspominać), a jednocześnie potrafi zachwycić czytelnika całkiem nowym spojrzeniem na taki ekosystem jak las, który "dla nas jest jak ogromna mroczna katedra pełna łuków i sklepień rozpościerających się od ziemi aż po niedosięgły zielony strop", podczas gdy większość mieszkańców lasu żyje wśród koron drzew i widzą go zupełnie inaczej. "Dla nich las to rozległa, łagodnie falująca, zalana słońcem zielona łąka, która - czego jednak pewnie nie zauważają - wyrosła na szczudłach".

Oczywiście ten przepiękny opis nie jest nagłym zwrotem w kierunku poezji, a jedynie wstępem do uzasadnienia kolejnych procesów ewolucyjnych i dostosowawczych, ale pokazuje, że tonąc w rozważaniach naukowych Dawkins nie traci zdolności zachwytu nad otaczającym nas światem i potrafi nim zarazić czytelnika.