wtorek, 23 czerwca 2020

Nadine Gordimer "Na pewno w któryś poniedziałek"



Po znakomitych książkach Albińskiego (np. Lidia z Kamerunu, Kalahari czy Królestwo potrzebuje kata) opowiadania Gordimer nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Pozornie podobny punkt widzenia i sprzeciw wobec wywłaszczenia Afrykanów w ich własnym świecie znacznie silniej przemówił do mnie w prozie polskiego emigranta niż słynnej noblistki.

Spróbuję jeszcze jej powieści - czeka już na półce Córka Burgera - ale mam dziwne odczucie, że była to jedna z tych "politycznych" nagród - bardziej za aktywizm i światopogląd niż za twórczość i geniusz literacki...

Gdy Nadine Gordimer była dzieckiem, jej matka pracowała w sierocińcu dla czarnoskórych dzieci. Jako wchodząca w dorosłość kobieta, pisarka obserwowała rozwój II wojny światowej, a w wieku 25 lat była świadkiem legalizacji dyskryminacji rasowej w RPA. To właśnie te doświadczenia odcisnęły piętno na jej twórczości. A kwestia zależności między polityką i życiem ludzi przewija się we wszystkich jej powieściach i opowiadaniach recenzowanego zbioru. Wiele jej dzieł trafiło na indeks w RPA ze względu na poruszane w nich tematy.

Gordimer była też aktywistką zaangażowaną w walkę z dyskryminacją rasową (działała Afrykańskim Kongresie Narodowym), zaangażowana była w pomoc jego liderom, brała udział w demonstracjach a w wielu krajach wygłaszała wykłady o sytuacji politycznej w RPA. Blisko współpracowała z adwokatami Nelsona Mandeli i była jedną z pierwszych osób, z którymi przyszły prezydent spotkał się po wyjściu na wolność w 1990 roku (podobno w więzieniu Mandela czytywał jej książki).

Po upadku apartheidu, Gordimer bardzo krytycznie oceniała zmiany zachodzące w RPA: była przybita skalą korupcji i często podkreślała, że błędem władz był brak planu reform, niezbędnych po zniesieniu apartheidu. Te problemy są także przedmiotem Córki Burgera.