niedziela, 29 kwietnia 2018

Bolesław Leśmian ***

Za­zdrość moja bez­sil­nie po łożu się mio­ta:
Kto ca­ło­wał twe pier­si, jak ja, po kry­jo­mu?
Czy jest wśród piesz­czot choć jed­na piesz­czo­ta,
Któ­rej, prócz mnie, nie da­łaś ni­g­dy i ni­ko­mu?

Gnie­wu mego łza two­ja wów­czas nie ostu­dzi!
Po­ni­żam dumę cia­ła i uczuć prze­py­chy,
A ty i od­po­wia­dasz, żem mar­ny i li­chy,
Po­dob­ny do ty­sią­ca obrzy­dłych ci lu­dzi.

I wy­my­kasz się naga. W przy­le­głym po­ko­ju
We wła­snym się po chwi­li za­prze­pasz­czasz łka­niu
I wiem, że na skle­co­nym bez­ład­nie po­sła­niu
Le­żysz, jak to­pie­li­ca na twar­dym dnie zdro­ju.

Bie­gnę tam. Łka­nia milk­ną. Ci­sza niby w gro­bie.
Zwi­nię­ta, na kształt węża, z bólu i roz­pa­czy
Nie da­jesz zna­ku ży­cia - jeno ko­nasz ra­czej,
Aż znie­nac­ka za dłoń mię po­cią­gasz ku so­bie.

Jak­że łza­mi prze­mo­kłą, znu­żo­ną po wal­ce
Dźwi­gam z nu­rów po­ście­li w ra­mio­na obłęd­ne!
A nóg twych ro­ze­mknio­ne piesz­czo­ta­mi pal­ce
Jak­że dro­gie mym ustom i jak­że nie­zbęd­ne!




Bolesław Leśmian