Kobieta-Ikar leci dłużej,
bo jest lżejsza
Powietrze ją unosi i wiatr ją chwyta pod ramię
Wzlatuje bez nadziei uśmiechnięta jak gejsza
po czym spada tak ciężko
jak kamień
Kobieta-Ikar leci dłużej,
bo jest lżejsza
Powietrze ją unosi i wiatr ją chwyta pod ramię
Wzlatuje bez nadziei uśmiechnięta jak gejsza
po czym spada tak ciężko
jak kamień
Autorka snuje wnioski o tym, jak jest w świecie postrzegana otyłość. Otóż jak choroba. Znika człowiek, znika nawet płeć i seksualność. Znika zawód, zajęcie. Pozostaje grubas. Roxane Gay zwierza się, że zapraszana na wywiady i konferencje, była przeoczana przez organizatorów, traktowana jak przypadkowy gość: ludzie „zakładają, że nie jesteśmy ani mądre, ani zdolne, skoro mamy tak niesforne ciała”.
Znakomita, mądra, choć
niewątpliwie przygnębiająca książka. I bynajmniej nie jest to afirmacją
spod znaku obowiązującej w USA idei „ciałopozytywności”, choć Autorka
daleka jest także od samokrytyki. Nie ulega pokusie obwiniania siebie
ani otoczenia, lecz konfrontuje się uczciwie ze sobą, przyznając, że w
„najcięższym momencie życia” ważyła 261 kg. Rodzinka plus katolickie
wychowanie w tle dopełniają obrazu beznadziei...
Mam szczęście być szczupłą osobą - ale moje podejście do ludzi otyłych uległo gigantycznej zmianie po przeczytaniu Głodu.
Hadegorn, od lat 80. mieszkająca w Australii, zauroczyła mnie już powieścią graficzną Totalnie nie nostalgia z rysunkami Jacka Frąsia (2017r.). Teraz uderza w czułe punkty feminizmu wdzięczną książką Twarz, brzuch, głowa, podejmując niełatwy temat wielopoziomowego wstydu z jakim dzień po dniu zmagają się kobiety. Autorką rysunków tym razem jest Ola
Szmida (pokochałam jej prace od pierwszego wejrzenia!), nagradzana ilustratorka i reżyserka filmów animowanych. Obie razem wspaniale pokazują, że jest miejsce dla kobiet w powieści graficznej. I to wcale nie za cenę tworzenia komiksów dla dzieci albo fantastyki dla geeków.
To książka dla mnie - kobiety niewidzialnej. Kobiety, która - jak szara mysz - idąc ulicą nie wzbudza ani niechęci, ani podziwu. Nie ma jej, bo w pewnym wieku kobiety przestają istnieć. Jeszcze nie staruchy, już nie apetyczne "milfy". Kobiety, które nie wiedzą, czy jeszcze walczyć o wygląd, czy już i tak nie warto. A może nie wypada? Przecież po stu latach walki feminizmu o wyzwolenie spod dyktatu wyglądu nie sposób nawet przyznać, że może chciałoby się coś zrobić z tymi zmarszczkami, jakoś dodać głębi spojrzeniu, może nieco wydłużyć te rzęsy....
Ja też widuję w lustrze tę obcą babę, która najwyraźniej zjadła śliczną 20-latkę, jaką niedawno jeszcze byłam. Hagedorn posługuje się (za Simone de Beauvoir) terminem "obca kobieta". Proces starzenia się - to truizm - jest znacznie okrutniejszy dla kobiet niż dla mężczyzn. Odziera nas z najważniejszej waluty jaką mamy na forum publicznym: wdzięku i uroku. Można pocieszać się rozumem, dojrzałością itp. Ale jak je przenicować na zewnątrz?
Hagedorn ujęła to w sposób prosty i oczywisty:
Całe bogactwo doświadczeń, wiele lat składających się na to, kim jesteśmy, zostaje zredukowane do jednego momentu. Pytania: ile wnuków?
Pisze też, że lęk przed starością jest w pewnym sensie gorszy od egzystencjalnego lęku przed przemijaniem. Bo śmierci nie doświadczamy świadomie, a bycia starzejącą się kobietą - tak. Bo stare kobiety są na samym dole hierarchii społecznej z czego podświadomie każda z nas zdaje sobie sprawę. Bez atrakcyjnego wyglądu tracimy przywileje i uprawnienia.I cóż nam z tego, że Susan Sontag nawołuje, aby odrzucić maski, pokazać, jak wyglądamy. Ryzykujemy, że tym szybciej znikniemy z obiegu społecznego. Że nawet na konferencji naukowej - lepiej będzie się prezentowała miła buzia pani doktor niż pomarszczona twarz pani profesor.
Czy warto zatem sięgnąć po botoks? Tu właśnie trafiasz na komiks Wandy Hagedorn i jej osobiste próby testowania tego, co najlepsze. Na pół gorzkie, na pół komiczne przygody, opisane są ze swadą i zilustrowane mistrzowsko. Przygody, które okazały się - dosłownie - krwawą nauczką, są jednak czymś więcej niż absurdalnym doświadczeniem białej kobiety z klasy średniej. Są problemem społecznym, o którym rzadko jeszcze mówi się publicznie. Problemem, który dotyczy tej mniej ważnej części ludzkości.
Czy nieudane zabiegi to tylko nauczka? Pretekst do nawrócenia na filozofię Sontag? Pożegnanie złudzeń? Poddanie się? A co z podwójnym wstydem: wstydem, że się starzejemy i jeszcze większym wstydem, że nas to zamartwia na śmierć? Hagedorn nazywa go patriarchalnym pasożytem, ale nie podpowiada jak się go pozbyć. Zamiast tego wyraża nasze (kobiece) rozterki i lęki.
Filozofka Julia Kristeva nazywała akty pisania małymi rebeliami i twierdziła, że w skorumpowanym klimacie politycznym wielkie rewolucje są niemożliwe. Swój bunt i opór wobec systemu wyrażała przez jego analityczne i krytyczne opisanie. Była za to krytykowana – zarzucano jej, że odwodzi ludzi od aktywnej walki o zmianę, godzi się na kompromis małych aktów oporu.
Nie wiem, czy małe punkty oporu coś zmienią. Na pewno jednak dodają siły mojej szarej myszy, która przebiega codziennie ulicami i wie, że nie jest sama, choć nadal nikt jej nie widzi.
Marcin Gutowski otrzymał już niejedną nagrodę na demaskowanie systemu krycia pedofilii w kościele. Dostał m.in. nagrodę za reportaż "Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza" (materiał ukazał się 9 listopada 2020 roku w programie TVN 24 "Czarno na białym").
Tym razem wraca z dokumentami i wywiadami świadczącymi o szerszej niż dotychczas zakładano wiedzy, jaką w tym zakresie musiał posiadać Jan Paweł II. Poruszająca książka, przytłaczająca - szczególnie zapewne dla tych, którzy uznawali JPII za swojego przewodnika duchowego. Najbardziej poruszające było wspomnienie autora z rozmowy z własną matką, która bardzo nie chciała poznać prawdy, gdyż oznaczałaby ona zrujnowanie ważnej części systemu wartości, które symbolizowała tak postać JPII, jak i cała organizacja kościelna.
Przygnębiająca w swoim ostatecznym wydźwięku książka. Ale właśnie dlatego - niezwykle ważna.
Szukam cię zawsze, choć wiem, że nie znajdę,
tęsknię do ciebie, choć wiem, że cię niema,
idę za tobą, choć wiem, że nie zajdę
do twego domu, ścigam cię oczyma,
choć cię nie widzę, choć wiem, że cię niema.
Do żadnej z kobiet, którem widział w życiu,
tyś niepodobna — widzę cię w mych oczach
jak gdyby w jakiemś przymglonem odbiciu;
jak kwiat, w strumienia odbity przezroczach,
jak gwiazdą we mgłach, widzę cię w mych oczach.
I oto teraz, w tę noc księżycową
cichą i jasną, kiedym rzucił tłumy:
czuję twe ręce gdzieś nad moją głową,
i pełen jestem o tobie zadumy,
i żywszą dla mnie jesteś, niż te tłumy.
I z zimnem sercem wśród ludzi przechodzę
zaledwie patrząc i widząc, pół we śnie —
ciebie jedynie czekam na mej drodze,
i choć się zawsze zawodzę boleśnie,
szukam cię wszędzie, przeczuwam cię we śnie.