Autorka snuje wnioski o tym, jak jest w świecie postrzegana otyłość. Otóż jak choroba. Znika człowiek, znika nawet płeć i seksualność. Znika zawód, zajęcie. Pozostaje grubas. Roxane Gay zwierza się, że zapraszana na wywiady i konferencje, była przeoczana przez organizatorów, traktowana jak przypadkowy gość: ludzie „zakładają, że nie jesteśmy ani mądre, ani zdolne, skoro mamy tak niesforne ciała”.
Znakomita, mądra, choć
niewątpliwie przygnębiająca książka. I bynajmniej nie jest to afirmacją
spod znaku obowiązującej w USA idei „ciałopozytywności”, choć Autorka
daleka jest także od samokrytyki. Nie ulega pokusie obwiniania siebie
ani otoczenia, lecz konfrontuje się uczciwie ze sobą, przyznając, że w
„najcięższym momencie życia” ważyła 261 kg. Rodzinka plus katolickie
wychowanie w tle dopełniają obrazu beznadziei...
Mam szczęście być szczupłą osobą - ale moje podejście do ludzi otyłych uległo gigantycznej zmianie po przeczytaniu Głodu.