Do lektury Orlando wróciłam po latach, kiedy moje dorosłe dziecko uznało, że nie jest mężczyzną lecz kobietą. Nasze przeżycia rodzinne, bardzo osobiste, konfrontuję teraz z tym, co miała do powiedzenia Virginia Woolf (tak, jak swego czasu - usiłując napisać książkę habilitacyjną - próbowałam uspokoić nerwy czytając Własny pokój).
Orlando jest niewątpliwie wielkim traktatem na temat płci, jej uwikłań w kulturowe reguły społecznego funkcjonowania, a także wpisanej w istotę ludzką – czego dowodzili psychoanalitycy – biseksualności. A jednak ta powieść, należąca do klasyki dwudziestego wieku, sfilmowana i świetnie znana intelektualistom, nie przeniknęła do popkultury ani nawet do kręgów LGBT, o czym ze zdziwieniem dowiedziałam się od córki. Może gdzieś analizują ją studenci gender studies, ale przecież refleksja nad płcią w jej wymiarze kulturowym jest obecnie tak popularnym nurtem w krytyce i literaturoznawstwie, że zdumiewa cisza wokół tej wspaniałej powieści.
Szesnastoletni chłopak na dworze królowej Elżbiety i trzydziestosześcioletnia kobieta w drugiej dekadzie dwudziestego wieku nie tylko noszą to samo imię, Orlando, lecz są właściwie jedną i tą samą osobą. Historia młodego szlachcica z czasów królowej Elżbiety, którego płeć ulega w pewnej chwili zmianie, ale nigdy nie stabilizuje się do końca jako jednoznacznie kobieca, jest bogata w odnośniki pozwalające na snucie genderowych refleksji.
Ale Orlando to przy tym po prostu znakomicie napisana powieść. Jedyna w swoim rodzaju nie tylko pod względem tematu, ale i wartości stricte artystycznych. Może młodego czytelnika razić nieco kwiecisty styl, lecz fantastyczne operowanie sarkazmem i ironią, nadaje tej książce rzadko spotykany smaczek. Trudno uwierzyć, że powieść ma już prawie 100 lat (została wydana w 1928 r.). Nikt po Woolf nie zdobył się chyba nigdy na tak wyśmienite refleksje dotyczące natury samego pisarstwa - a na pewno nie napisał tego tonem tak wdzięcznym, pełnym ironii i świeżości.
Warto do tego opisu dodać pewną ciekawostkę: powieść Orlando została dedykowana Vicie Sackville-West, zamężnej pisarce, z którą Woolf miała romans. Syn Vity, określił tę powieść mianem „najdłuższego i najbardziej czarującego listu miłosnego w literaturze”. Woolf nigdy jednak nie wspomniała, że Sackville-West napisała bajkę opartą na podobnym motywie, która w formie miniaturowej książeczki przez 90 lat leżała na półeczce miniaturowej biblioteki domku dla lalek brytyjskiej królowej Marii.
Domek zbudowano w pierwszej połowie lat 20. Była to miniaturowa replika arystokratycznej edwardiańskiej rezydencji wyposażona w prąd, wodę bieżącą i windę. W tak misternie wykonanym domku nie mogło też zabraknąć prawdziwej biblioteki. Do udziału w przedsięwzięciu zaproszono w 1922 roku wielu słynnych pisarzy. Specjalnie na potrzeby miniaturowych książek, które miały znaleźć się w kolekcji, napisali oni nowe historie. Sir Arthur Conan Doyle wymyślił parodię Sherlocka Holmesa, klasyk grozy M. R. James dostarczył opowieść o nawiedzonym domku dla lalek. W projekt zaangażowali się także m.in. A. A. Milne, J. M. Barrie, Thomas Hardy, Rudyard Kipling, W. Somerset Maugham i wspomniana już Vita Sackville-West, która zatytułowała swoją książeczkę A Note of Explanation.
Opowiada ona wiecznie młodym żeńskim duszku, który przenosi się do domku dla lalek i natychmiast mości się tam jak u siebie, wprowadzając właścicieli w zakłopotanie. Co ważne, duszek ten był świadkiem wszystkich najważniejszych wydarzeń w bajkowej historii, widział budowę pałacu Alladyna i pocałunek składany na ustach Śpiącej Królewny, a teraz nosi krótko ścięte włosy, krótką spódnicę modną w latach 20. i zachwyca się wszelkimi udogodnieniami dostępnymi w domku.
W tym samym duchu Orlando to stylizowana na biografię opowieść o androgynicznym młodzieńcu, który żyje od ponad trzystu lat, zmieniając płeć i spotykając na swojej drodze wiele znanych postaci historycznych. Zatem losy duszka mogą wydawać się niezwykle podobne.