Mocna i delikatna, realistyczna i zakręcona fantastycznie proza Olgi Hund w powieści Łyski liczą do trzech zaskakuje, bawi, przeraża. Jest to książka o inności i niesprawiedliwości społecznej. Caakowie wprowadzają do tej powieści nieco rewolucyjnego fermentu, choć sami przypominają wiele lokalnych mniejszości, może najbardziej Romów, ale tym, co ich wyróżnia, jest trzecie oko na czole.
W tej sposób autorka stworzyła figurę innego - karykaturalną, ale zapadającą w pamięć. Może to trzecie oko na twarzy jest zbyt ostentacyjnie odróżniające, ale przecież Afroamerykanie na białych przedmieściach w Stanach są tak samo widoczni. Albo ktoś chodzący z torbą w tęczową flagę. Osoby kierujące się nienawiścią wobec jakiejś konkretnej grupy rozpoznają inność po gestach i sposobie mrugania.
Chwilami może jest to literatura nieco zbyt oczywista, na swój sposób wygodnie pouczająca, a nawet nieco ocierająca się o popkulturę - ale znakomicie sprawdza się jako niegłupia, a jednak odpoczynkowa opowieść. No i Chechy są tu bardzo prawdziwe, realistyczne, łamiące obraz wesołego piwosza.