czwartek, 23 lipca 2020

Herbjørg Wassmo "Te chwile"

 

Już wiem, że ta książka jest początkiem mojej fascynacji Wassmo. Książka o stawaniu się. Stawaniu się człowiekiem, kobietą, samodzielnym bytem. Książka o samodzielności i odwadze, umiejętności zbliżenia do innych ludzi, ale także zrywania więzów, które nas pozbawiają swobody i prawa do szczęścia. Bo jak pisze Wassmo:

Człowiek nie rodzi się kobietą, jedynie się nią staje.

Są w tej powieści liczne wątki autobiograficzne: Herbjørg przyznaje, że jako dziecko miewała myśli samobójcze, planowała też zabić swojego ojca, z którą łączyły ją bardzo trudne relacje, wiele elementów z jej życia stało się codziennością głównej bohaterki, której imienia nie poznajemy (studia literatury, praca nauczycielki, trudy życia w Nordlandzie).

Fascynowały mnie fale i morska toń, morze postrzegałam nie jako zimne i głębokie, ale jako dobre miejsce do tego, by położyć się tam i spocząć. Teraz tak bardzo się cieszę, iż w tamtych latach jednak nie skoczyłam do morza.

Pochłonęłam tę powieść w jedną noc: krótkie zgrabne rozdziały poświęcone różnym zdarzeniom, myślom i przeżyciom dosłownie połyka się, jak maliny - jeden za drugim, chociaż każdy ma być "już ostatnim a dzisiaj". A przecież żaden z nich nie jest słodki, każdy porusza jakąś czułą strunę, w każdym człowiek odnajduje cząstkę swojego życia, smutków, zauroczeń...

Książka w jakimś stopniu przypomina kalejdoskop złożony z realnych scen, snów, majaków - podanych bez komentarza, bez ocen, bez objaśnień. Czysta opowieść. Odrealniona m.in. przez to, że sceny halucynacji i snów nie są w żaden sposób wyodrębnione. Postaci otaczające bohaterkę nie maja imion - to po prostu matka, ojciec, siostra, on, ona itd. I syn, z którego ojcem połączył ją taniec, a rozłączyła ciąża. I mężczyzna, który odszedł z kołdrą i psem. Jak objaśnia sama pisarka:

Nie nadałam ich [imion], bo chciałam jakoś się zdystansować. To dodało mi odwagi, żeby mocniej się otworzyć, ale też cały czas ważne było dla mnie, żeby to miało wymiar bardziej uniwersalny. Bo przecież jeśli chciałabym dokonać zwykłego coming outu, wystarczyłby artykuł w gazecie. Ale ja wolałam spojrzeć na moją historię z perspektywy literatury, napisać biografię tak, jak nie mógłby nikt postronny. Myślę, że jeśli czytelnik czyta tę historię jako fikcję, łatwiej mu się z nią zidentyfikować. Powieść prowadzi do większego zrozumienia autora przez czytelnika. I ma wartość niezależnie od tego, czyją historię opowiada.

Te chwile to kronika niełatwego życia bezimiennej Norweżki, przemieszczającej się na drodze od trudnego dzieciństwa, pełnego wyrzeczeń i strachu przed ojcem-terrorystą, aż do dojrzałości, samodzielności i satysfakcjonującej kariery pisarskiej.  

Wątek stawania się pisarką jest zresztą jednym z najpiękniejszych. Dla młodej dziewczyny wychowanej w stosunkowo biednej rodzinie, gdzie wykształcenie było swego rodzaju zbytkiem, a działalność twórcza czystą fanaberią, marzenie o pisaniu musiało być nieomalże szaleństwem. Upór, z jakim dąży do celu, narażając się na zarzut zaniedbania rodziny, porzucenia dziecka i egoizmu jest czymś więcej niż tylko emancypacją młodej kobiety. Stwierdzenie, że pisanie może służyć komuś lepiej niż macierzyństwo, jest rzuceniem wyzwania światu, odwiecznemu jego porządkowi.

Siada spokojnie przy biurku i zaczyna pisać nowe opowiadanie. (...) Mówi sama do siebie, że istnieje nieskończona liczba różnych historii. Trzeba jej tylko znaleźć. Albo pozwolić im znaleźć siebie? Zaczyna odczuwać, że to nie jest żaden wstyd. To nie to najgorsze. Dobrze wie, co jest najgorsze. Nie są to ani słowa przez nią napisane, ani te, których nie udaje się wkuć na pamięć z podręcznika. Najgorsze są te słowa, które nie mogą zostać wypowiedziane i dlatego nie zostaną zapisane.

Norwegia z czasów młodości Wassmo nie jest tą samą Norwegią, która przoduje dziś w światowych rankingach równouprawnienia. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pozycja kobiet była tam niższa od pozycji mężczyzn. Początkująca nauczycielka dostaje więc dodatkową klasę pierwszaków, bo żaden z jej kolegów nie ma ochoty na kolejny, trudny obowiązek.

– Dlaczego ja? – pyta na zebraniu.

– Bo pani, jako kobieta, jest do tego stworzona – argumentuje skonsternowany dyrektor.

– Wcale nie – protestuje, czym budzi powszechne zdumienie.

Ale brak wiary w siebie, z którym nieustannie zmaga się bohaterka, poczucie poniżenia i wstydu, odczuwalne są prawie do końca powieści, stanowią konsekwencję traumatycznego dzieciństwa i trudnej młodości. Wstyd jest zresztą jednym z najistotniejszych motywów w twórczości Wassmo. Bohaterka powieści brnie przez życie, dźwigając ten wstyd, doznając poniżeń, chwilami tylko zapominając się i koncentrując na locie mewy, czy blasku zorz ("radość to bezdomny włóczęga"). Przemiana, jaką przechodzi, by stać się dojrzałą, świadomą i realizującą swoje potrzeby kobietą – pisarką, nie jest gwałtowna. To długi proces.

Przychodzi jej do głowy, że nie tylko książki są pełne ludzkich historii. W czasie, gdy jedni piszą, a drudzy czytają powieści, wszyscy starają się trzymać własne dzieje w ukryciu. 

Wassmo unika łatwych ścieżek i dopowiedzeń. Składa powieść z tytułowych chwil, dając szansę zajrzenia w umysł i serce bohaterki, ale nie odkrywając wszystkich kart. Dzięki temu unika pułapek banalności, krytyki, oceniania i moralizowania. Wassmo pisze mądrze i dojrzale, a jej powieść wyróżnia niezwykła subtelność. Pozwala przyjrzeć się bohaterce z bardzo bliska i czytać jej emocje z drobnych gestów i oszczędnych wypowiedzi.  

Trzeba oswoić sobie język, którym posługuje się Wassmo - nie każdemu przypadnie on do gustu. Ja doceniam bogatą metaforykę i plastyczność, emocjonalny przekaz i przepiękną formę, ale innych używane środki stylistyczne mogą uwierać.

Sposób narracji jest kojący, trochę kołyszący. Harmonia ludzkich uczuć i otaczającej przyrody jest wręcz magiczna. a nie słów, których pada niewiele. A jednak  ta historia krzyczy i krzyczy jej bohaterka, czasami wewnątrz, bezgłośnie, niekiedy donośnie, jak wtedy, gdy nie mogąc znieść zrzędliwości ojca rzuca się na niego z wrzaskiem. 

Gdyby teraz przewrócił się martwy, to musiałybyśmy go tutaj zostawić. Nie byłabym zmuszona więcej go oglądać, myśli. Nadleciałyby kruki i przyszły górskie lisy szczęśliwe, że mają co zjeść. A potem myszy i inne drobne gryzonie. Przez cały czas komary, meszki i gzy. Przez cały czas. W końcu pozostałby tylko zbielały, wypolerowany szkielet leżący w słońcu. Wtedy wszystko zostałoby oczyszczone i usunięte ze świata myśli. Też chciałabym zostać oczyszczona, ale tu w świecie. 
I zanim jest w stanie temu zapobiec, już posłała błagalną modlitwę Najwyższemu. Zabierz go! Teraz! Proszę!

Niesprawiedliwe byłoby wrzucanie powieści Te chwile do szuflady "powieść kobieca", czy "powieść feministyczna". To tak jakby wrzucić tam Annę Kareninę albo Trzy siostry. Ale wybrany przez główną bohaterkę zawód i warunki w jakich długo przychodzi jej tworzyć nieuchronnie przywodzi na myśl manifest feministyczny Virginii Woolf, jakim stał się Własny pokój. I to prawie dosłownie, kiedy bohaterka marzy:

Pewnego dnia, myśli sobie, pewnego dnia będę miała pokój, który będzie tylko mój. Będę mogła zamknąć drzwi. Będę mogła spać w spokoju bez wchodzących i wychodzących ludzi. Będę mogła snuć myśli, których mi nikt nie przerwie. Będę mogła je zapisywać. W dzień i w nocy.

Bo przecież "bez samotności nie ma literatury". 

Osuwa się do tyłu, w nieznane. Wieczorna mgła unosi się nad bagnami i wodą. Jak oddech obcego. Wszystko staje się nierzeczywiste. Kiedy wiosłuje, mgła wciska się w dulki. Tarcie wioseł zdaje się odległym westchnieniem.

W miarę emancypacji bohaterki, coraz surowsza staje się ocena mężczyzn. Od wielkiej nienawiści do ojca, nieskrywanej niechęci do teścia, pogardy względem kolegów męża, przechodzi ona do zdolności oceny i wyboru partnerów, choć wielokrotnie zaskakują ją swoja natarczywością, nachalnością, szokują próbami gwałtu i demonstrowaniem siły.

Mężczyzna demonstrujący swoją władzę i siłę bez pokazania najpierw, że ma mózg, jest tylko zwierzęciem w zagrodzie.

Ale komentując świat Wassmo nie ogranicza się do zastanych struktur społecznych czy obyczajowych. Ustami jednej z pisarek, które podziwia bohaterka, zwraca uwagę na "konfrontację, do jakiej dochodzi pomiędzy człowiekiem żądającym sensu, a światem, który nie ma żadnego sensu".

Herbjørg Wassmo pisze przepięknie, szczerze, ujmująco i poruszająco. Jej bagaż doświadczeń przytłacza. Być może faktycznie "dobry tekst jest lepszy od swojego autora" jak powiada jedna z bohaterek powieści, ale nie wątpię, że nie jest jedyny, więc kolejne książki Wassmo już ustawiam w kolejce do czytania.