Na "ty" przeszli korespondencyjnie, bo twarzą w twarz spotkali się zaledwie kilkanaście razy. Ich korespondencja zaczęła się w 1972 r., kiedy Barańczak - wówczas pracownik
naukowy polonistyki na UAM w Poznaniu, kierownik działu literackiego w miesięczniku Nurt - poprosił Wisławę Szymborską o przysłanie do
druku kilku utworów. Zaskoczeniem było dla niego zarówno to, że poetka nie odmówiła, jak i to, że wiedziała, kim jest Stanisław Barańczak. Zaskoczeniem szczególnym był fakt, że skomplementowała tomik jego wierszy Jednym tchem.
Zapis tej wspaniałej, pełnej humoru i ciepła korespondencji, to świadectwo niezwykłej więzi intelektualnej: poeci przesyłają sobie
nawzajem świeżo napisane lub przetłumaczone wiersze, kartki świąteczne, Szymborska tworzy swoje nieprawdopodobne wyklejanki, obdarowują się
egzemplarzami wydawanych tomików wierszy. Opracowanie tej korespondencji to czyste cacuszko: zreprodukowana jest każda zachowana kartka, wyklejanka, list, każda wymiana myśli opatrzona jest komentarzami, bo po latach trudno zgadnąć kontekst, zrozumieć specyfikę chwili, domyśleć się dlaczego wyklejanka z szynką miała zastąpić prawdziwą wędlinę na święta. Opracowanie edytorskie zachwyca: odpowiada za nie trzeci znakomity poeta, Ryszard Krynicki. Zadbał o przedrukowanie rękopisów i kartek oraz o obszerne przypisy.
Część tej spuścizny to krótkie pozdrowienia, życzenia, gratulacje z rozmaitych okazji etc. - niezmiennie pogodne, dowcipne, czasem pełne ironii. Ale są i dłuższe listy – wymiana zdań dotycząca nadesłanych utworów i popularyzowania przez Barańczaka twórczości Szymborskiej w USA. Można zresztą uznać, że emigracja Barańczaka w dużej mierze przyczyniła się do rozwoju tej wspaniałej korespondencji. Został on skazany za łapówkarstwo (przekazanie dotacji na bibliotekę, w celu uzyskania korzyści własnych - SIC!). Zarzuty i proces były sfingowane, ponieważ Barańczak należał do członków założycieli Komitetu Obrony Robotników.W ramach resocjalizacji stracił posadę na Uniwersytecie, co skazało go na publikacje w wydawnictwach podziemnych. W końcu zdecydował o emigracji.
Część tej spuścizny to krótkie pozdrowienia, życzenia, gratulacje z rozmaitych okazji etc. - niezmiennie pogodne, dowcipne, czasem pełne ironii. Ale są i dłuższe listy – wymiana zdań dotycząca nadesłanych utworów i popularyzowania przez Barańczaka twórczości Szymborskiej w USA. Można zresztą uznać, że emigracja Barańczaka w dużej mierze przyczyniła się do rozwoju tej wspaniałej korespondencji. Został on skazany za łapówkarstwo (przekazanie dotacji na bibliotekę, w celu uzyskania korzyści własnych - SIC!). Zarzuty i proces były sfingowane, ponieważ Barańczak należał do członków założycieli Komitetu Obrony Robotników.W ramach resocjalizacji stracił posadę na Uniwersytecie, co skazało go na publikacje w wydawnictwach podziemnych. W końcu zdecydował o emigracji.
Pisze zatem o życiu i pracy w USA, o sztuce przekładu, w szczególności o przekładach wierszy Szymborskiej, których często sam dokonywał, a następnie dbał o ich obecność w prasie
literackiej. W imieniu poetki negocjował umowy, honoraria, co martwiło Szymborską, przekonana, że zajęty przekładami zaniedbuje
własną twórczość. Dekady korespondencji były jednak potrzebne, aby oboje pozwolili sobie na odsłonięcie odrobiny prywatności.
Ten zapis niezwykłej, wzruszającej rozmowy obejmuje okres ponad 40 lat. Najciekawsze wydaja się fragmenty dotyczące problemów z tłumaczeniem wierszy Szymborskiej. Nie sposób nie zachwycać się talentem tłumacza, który radził sobie z neologizmami, grami słów i kalamburami w niezwykle wdzięczny sposób. Wyklejanki Szymborskiej zazwyczaj stanowiły komentarz do wydarzeń z życia jednego z nich. Kiedy Barańczak uczynił słonia bohaterem
najbardziej znanych polskich wierszy i wydał je w książeczce „Bóg, Trąba
i Ojczyzna. Słoń a Sprawa Polska oczami poetów od Reja do Rymkiewicza”
(Znak, 1995), rozpętała się afera, która sięgnęła Watykanu. Kardynałowie i szeregowi katolicy pastwili się nad
autorem a wydawca tłumaczył, że w żadnym
wypadku nie chciał szydzić ani z tradycji narodowych, ani tym bardziej
katolickich. Poetka w komentarzu do tych wydarzeń wycina jakieś dwa słonie, nakleja na tekturkę i opatruje dwoma napisami: „Od razu widać, że Polak” i „Dobrze
być sobą”.
Jak wiadomo Szymborska uwielbiała limeryki, które często inspirowane były jakąś lokalną nazwą podpatrzona w czasie podróży. Michał
Rusinek, pełniący funkcję sekretarza Szymborskiej po uzyskaniu przez nią Nagrody Nobla, przekazał
Barańczakowi apel poetki o wypełnienie pewnego istotnego braku - limeryku o miejscowości Ocypel. "Brak ten ma
charakter podwójny: stanowi lukę w literaturze rodzimej, jak też i musi
stanowić bolączkę dla mieszkańców owej niezlimerykowanej miejscowości" - napisał. Barańczak ochoczo zaspokoił tę "jedną z najpilniejszych potrzeb społecznych"
(zaproponował aż trzy limeryki o Ocyplu).
Z każdą stroną książki widać, jak z latami zacieśniała się ta niezwykła przyjaźń. Chory na Parkinsona Barańczak pisze: "Powtarzam
sobie codziennie, że w gruncie rzeczy jestem wybrańcem losu, to znaczy,
jeśli już musiałem na coś zachorować, to akurat ta choroba dla mnie
jest stosunkowo nie najgorsza. Zmusza mnie na przykład (z powodu
trudności z chodzeniem i równowagą) do siedzenia w domu: i bardzo dobrze
– tak się składa, że całe życie byłem domatorem. Uniemożliwia występy
publiczne? Świetnie dla mnie i dla publiczności – wiadomo, że jako mówca
czy recytator nigdy nie byłem wiele wart. A już najlepsze jest to, że
zacząłem chorować w odpowiednim momencie historycznym, kiedy już odkryto
rolę dopaminy i wynaleziono różne zastępujące ją albo wspomagające
lekarstwa".
Szymborska odwzajemnia się żalem: "Niełatwo w Polsce
mieszkać po nagrodzie Nobla, oj niełatwo. Dla jednych mam być od tej
pory Królową Korony Polskiej, z nożyczkami do przecinania różnych wstęg
oraz młotkiem do wbijania gwoździ sztandarowych w rękach. Dla innych
jestem w dalszym ciągu zagorzałą bolszewiczką, która była szczera tylko w
dwu pierwszych tomikach, a potem przez 40 lat uprawiała chytry
kamuflaż, żeby przypodobać się tym naiwnym Szwedom. Są również i tacy,
którzy panią Wiesławę Szymberską czytali od zawsze, więc chyba
zasłużyli, żeby się z nimi teraz tą nagrodą pokojową Nobla podzieliła.
Zwłaszcza biednym parafiom coś się należy" - pisała poetka w lutym 1996 roku.
Tytuł tego zbioru, pełnego wdzięku, mądrości, dystansu, ironii, autoironii, subtelności, humoru, serdeczności i dowcipu, wziął się z kartki z wyklejanki z papugą proponującą
bezpłatne konwersacje (maj 2005 r.). Szymborska napisała na niej: "Chcę Wam powiedzieć tylko, że Was kocham. Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę".