Czy kogoś jeszcze rajcuje styl Chandlera? Jeszcze ciągle może się podobać barwny język, ale to już nie jest klasyka tylko oldschool. Co zostaje poza tym? Nostalgia boomersa i mokry sen incela, który wierzy, że mężczyzna musi popijać whisky, przypalać papierosy jeden od drugiego, zwracać się do przeciwnika per "dziecinko" i komentować kobiece kształty nawet wtedy, gdy ktoś go trzyma na muszce. Mizoginia i maczyzm zestarzały się u Chandlera dokładnie w tym samym stopniu, co u Hemingwaya.
piątek, 15 stycznia 2010
poniedziałek, 4 stycznia 2010
Stieg Larsson "Millenium"
Trylogia Millennium Stiega Larssona łączy w sobie kilka gatunków jednocześnie – Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to klasyczny, skandynawski kryminał; Dziewczyna, która igrała z ogniem to miejski thriller, natomiast Zamek z piasku, który runął łączy oba, dodając wątek polityczny. Skala brutalności, ilości przemocy i zła regularnie wzrasta, by skumulować się w trzecim tomie i wybuchnąć przed bohaterami z potrojoną siłą.
Larsson obala poszczególne systemy – polityczny, społeczny, rodzinny – każdy z poszczególnych elementów ma w sobie coś z konspiracji, globalnego spisku. Wszystko się tutaj łączy, odkrywa po kolei i pokazuje swoją prawdziwą twarz. Pod koniec czytelnik zostaje sam z przeświadczeniem, że nie ma na świecie czystego dobra, a wszystko nosi w sobie namiastkę zła, a przynajmniej to, co wykreował człowiek.
Absolutnie genialny cykl, który sprawił, że postać i działalność samego Larssona zdobyła należne zainteresowanie i uznanie - niestety pośmiertnie.
Wspaniale opowiada o tej trylogii Barry Forshaw - biograf Larssona:
niedziela, 3 stycznia 2010
Wystan Hugh Auden "Gdy szedłem raz wieczorem"
Gdy szedłem raz wieczorem
Chodnikiem Bristol Street,
Tłum falował dokoła
Łanami gęstych żyt.
A nad wezbraną rzeką,
Gdzie kolejowy most,
Spod przęsła śpiew dobiegał,
Zakochanego głos:
"Miłość nie kończy się nigdy.
Będę cię kochał — ty wiesz —
Aż zrosną się Chiny z Afryką,
Rzeki wzbiorą po czubki wież.
Będę kochał, póki chór łososi
Nie zaśpiewa w ulicach miast,
Prześcieradło morza nie wyschnie,
Nie uleci gdzieś klucz siedmiu gwiazd.
Niech lata mkną jak zające:
Ja trzymam w ramionach Kwiat
Stuleci, kwitnący bez końca,
Pierwszą miłość, jaką zna świat."
Lecz wtem nakręcanym szumem
Zabrzmiał miejskich zegarów las:
"O, nie daj się zwieść Czasowi,
Nie łudź się, że pokonasz Czas.
Z nor Koszmaru, gdzie nagim błyskiem
Sprawiedliwość oślepia mózg,
Czas śledzi was, kaszle ochryple,
Gdy usta szukają ust.
Szparami strapień wycieka
Życia niejasna treść:
Dzisiaj czy jutro — nieważne —
Czas zmiecie to, co chciał zmieść.
W tak wiele zielonych dolin
Wiatr niesie posępny śnieg;
Czas łamie twój skok z trampoliny,
Rwie kroków tanecznych ścieg.
Nalej wody do umywalki,
Dłonie po przegub w nią wsadź,
Patrz w wodę i myśl, co straciłeś,
Co wiecznie nie mogło trwać.
Lodowiec napiera na kredens,
Przez łóżko pustynny dmie wiatr,
Rysa na dnie filiżanki
To ścieżka na tamten świat.
Tam żebrak w banknotach się tarza,
Wielkolud tam drzemie wśród ziół,
Jill z Jackiem z pagórka bez końca
Radośnie turlają się w dół.
Spoglądaj, spoglądaj w lustro,
W twarz, w której spokoju ni krzty;
Życie jest błogosławieństwem,
Choć błogosławisz nie ty.
Spoglądaj, spoglądaj z okna
Przez łzy, parzące ci twarz;
Miłuj bliźniego-oszusta
Sercem, w którym także jest fałsz."
Późny już, późny był wieczór,
Znikły cienie zakochanych par;
Ucichły zegary; głęboki
Nurt rzeki parł naprzód, jak parł.
Chodnikiem Bristol Street,
Tłum falował dokoła
Łanami gęstych żyt.
A nad wezbraną rzeką,
Gdzie kolejowy most,
Spod przęsła śpiew dobiegał,
Zakochanego głos:
"Miłość nie kończy się nigdy.
Będę cię kochał — ty wiesz —
Aż zrosną się Chiny z Afryką,
Rzeki wzbiorą po czubki wież.
Będę kochał, póki chór łososi
Nie zaśpiewa w ulicach miast,
Prześcieradło morza nie wyschnie,
Nie uleci gdzieś klucz siedmiu gwiazd.
Niech lata mkną jak zające:
Ja trzymam w ramionach Kwiat
Stuleci, kwitnący bez końca,
Pierwszą miłość, jaką zna świat."
Lecz wtem nakręcanym szumem
Zabrzmiał miejskich zegarów las:
"O, nie daj się zwieść Czasowi,
Nie łudź się, że pokonasz Czas.
Z nor Koszmaru, gdzie nagim błyskiem
Sprawiedliwość oślepia mózg,
Czas śledzi was, kaszle ochryple,
Gdy usta szukają ust.
Szparami strapień wycieka
Życia niejasna treść:
Dzisiaj czy jutro — nieważne —
Czas zmiecie to, co chciał zmieść.
W tak wiele zielonych dolin
Wiatr niesie posępny śnieg;
Czas łamie twój skok z trampoliny,
Rwie kroków tanecznych ścieg.
Nalej wody do umywalki,
Dłonie po przegub w nią wsadź,
Patrz w wodę i myśl, co straciłeś,
Co wiecznie nie mogło trwać.
Lodowiec napiera na kredens,
Przez łóżko pustynny dmie wiatr,
Rysa na dnie filiżanki
To ścieżka na tamten świat.
Tam żebrak w banknotach się tarza,
Wielkolud tam drzemie wśród ziół,
Jill z Jackiem z pagórka bez końca
Radośnie turlają się w dół.
Spoglądaj, spoglądaj w lustro,
W twarz, w której spokoju ni krzty;
Życie jest błogosławieństwem,
Choć błogosławisz nie ty.
Spoglądaj, spoglądaj z okna
Przez łzy, parzące ci twarz;
Miłuj bliźniego-oszusta
Sercem, w którym także jest fałsz."
Późny już, późny był wieczór,
Znikły cienie zakochanych par;
Ucichły zegary; głęboki
Nurt rzeki parł naprzód, jak parł.
Przełożył: Stanisław Barańczak
Subskrybuj:
Posty (Atom)