Fatalnie napisana książka o ważnych sprawach. Literacko nie sposób doszukać się w niej żadnych wartości - nie wiem, czy takim kanciastym stylem została napisana, czy też to wątpliwy urok tłumaczenia, ale niełatwo treść podziwiać, gdy się o formę potyka.
A treść jest ważna i niebanalna - jak zwykle u Nam-Joo Cho. Co prawda Urodzoną... uważam za znacznie lepszą książkę, ale i tutaj mamy wyraźny obraz przemian obyczajowych społeczeństwa koreańskiego (mowa rzecz jasna o Korei Pd.). Szczególnie wyraźnie zaznacza się kwestia stopniowego i na swój sposób cichego, ale konsekwentnego wyzwolenia kobiet.
Kolejne opowiadania dotyczą pozornie drobnych zdarzeń, ale ważkich dla kobiet, które są ich bohaterkami: ich droga do wyzwolenia ekonomicznego, prawa do podejmowania pracy, decydowania o własnym życiu, a nade wszystko - uznaniu wartości ich życia (narodzenie córeczki nie musi być powodem do smutku, a brak syna - przyczyną upokorzenia rodziców).
Szczególnie wzruszające są międzypokoleniowe oznaki swoistej solidarności matek/teściowych i babek względem córek/synowych i wnuczek. Świadomość, że własne życie przeżyły nie do końca pełnie, skazane na obsługiwanie mężów i rodzin, w poczuciu nieustannej rezygnacji z własnych marzeń i planów, coraz częściej skłania je do okazywania wsparcia młodym kobietom, które ośmielają się pragnąć uznania prawa dla życia na własnych zasadach.
Żal, że takie ważne i piękne kwestie utonęły w potoku banalnych, kiepsko konstruowanych zdań...