piątek, 13 stycznia 2023

Jan Šmíd "Czyste radości mojego życia"

 

Trafiłam akurat na dość stare wydanie z 1980 r., którego szata graficzna nie zachęcała ani do wypożyczenia, ani do czytania. ale zaintrygowało mnie, że czeski autor pisze o amerykańskim komiwojażerze, w dodatku podróżującym z lwicą. Gdzieś trochę zapachniało Whartonem (przez tę lwicę) i absurdem (zestawienie specyfiki czeskiego poglądu na świat z amerykańskim pędem ku sukcesowi biznesowemu zdaje się ryzykowne).

Ostatecznie okazało się, że było warto i to niesamowicie! Humor i dystans do życia jest nader haškowski i jego wprowadzenie do relacji amerykańskich - w dodatku ściśle prowincjonalnych - okazuje się zabiegiem tyleż komicznym, co wciągającym. Przy tym rzecz cała jest bardzo mądra i nadzwyczaj (po czesku!) pozytywna. 

Nat Jessel to trzydziestoośmioletni sprzedawca przemierzający Utah swoim starym samochodem wyładowanym "praktycznymi artykułami odzieżowymi" (czytaj: fartuchy kuchenne i kalesony). Przystanią komiwojażera jest odludna, górska chata a najbardziej wykwintną rozrywką - kolacje u pracodawcy, Hasketta. Samotność - w gruncie rzeczy dość umiarkowana - nie stanowi dla Nata zmartwienia. Bardziej cieszy go wolność i niezależność, jakie dzięki niej osiąga. 

Ta książka to opowieść o prostym, zwyczajnym człowieku, który osiąga sztukę bycia po prostu szczęśliwym. W ustalony rytm życia i porządek rzeczy ładuje mu się całkiem przypadkiem na wpół zagłodzona lwica, która zostaje nieoczekiwanie towarzyszką handlowych podróży i całkiem niezłym wabikiem na klientów. Przygody, które stają się udziałem tej niecodziennej pary, obnażają ludzkie śmiesznostki, absurdy amerykańskiego systemu wartości i zasad prawa, ale też rzucają sporo światła na codzienne (tytułowe) drobne radości, których często nie doceniamy i nie hołubimy w pamięci. Książka jest też przesycona autoironią, zachowującą wszak wielką dozę samowybaczenia. I to chyba właśnie czyni Czyste radości mojego życia powieścią piękną i wzruszającą. 

Opisy amerykańskich bezdroży i prowincjonalnych miasteczek to warstwa fizyczna piękna. Ale jest też piękno rozwijającej się przyjaźni Nata i Eileen. Najwspanialsza jest niezakłócona radość życia Nata: łyk aromatycznej kawy ceni sobie równie silnie jak sen pod gołym niebem, kolację przy ognisku i napawanie się widokiem z okna górskiej chaty. Obezwładnia ten brak pośpiechu, smakowanie chwili, ignorowanie niepowodzeń. 

Kwintesencja carpe diem i dobra rzecz na niespokojne, rozedrgane czasy.