Rzecz absolutnie żenująca. Klasyczna admiracja drapieżnego kapitalizmu w stylu ogranej reganomiki (lub taczeryzmu jak kto woli),które chyba na zawsze zablokowały możliwość rozwoju ordoliberalizmu. Zawziętość, z jaką autor broni postulatów typu "chciwość jest dobra", godna jest doprawdy lepszej sprawy. Jego naiwne przekonanie, że biznes jest postępowy i skłonny do ryzyka, wskazuje, że Gilder jest na bakier z badaniami naukowymi i praktyką gospodarczą, że nie czytuje nic, co powstało po Friedmanie, a miarą cywilizacji jest dla niego tempo wyniszczania najsłabszych.
Szkoda czasu.