Kiedy wiersz przychodzi do mnie
niemal gotowy, torując sobie drogę
ku światłu dziennemu poprzez ramię, dłoń i pióro,
na stronice papieru; lub kiedy domaga się,
próba po próbie, dodatkowych zmian
zbliżających go do celu, by dopełnić to,
co w nim zawarte i zaszczepione
i wypielić chwasty nadmiaru -
aż wreszcie zaczyna oddychać
i opuszcza mnie -
wówczas ogarnia mnie trwoga,
że zostałam jeszcze raz powołana do tego zadania,
a także radość i dziwne a znajome
poczucie przeznaczenia.
Ale kiedy czytam albo słyszę
wiersz doskonały, powołany do życia
przez kogoś innego, przez kogoś, o kim
może nigdy przedtem nie słyszałam - wiersz
przynoszący mi nieodpartą wizję i muzykę,
wzruszenie i wstrząs
nowej udręki i nowej nadziei, wiersz
rozedrgany własną
żywotną siłą -
wówczas zapominam
o własnej trwodze i ciasnej radości
czując co śpiewak musi czuć w wielkim chórze
uczestnicząc z pokorą i zapałem
we wspólnie stanowionej harmonii,
a fale i szum oceanu muzyki
milkną, by usłyszeć jak aria
zatacza nad nimi łuk w niezmąconej ciszy.
tłum. Julia Hartwig
z tomu "Dzikie brzoskwinie"