„Moje szczęście polegało na tym, że zawsze spotykało mnie jakieś nieszczęście.”
Bohumil Hrabal ma mnóstwo podobnych perełek w swoich tekstach. Jego urokliwa, pełna poetyckich metafor, a jednocześnie twardo trzymająca się ziemi proza, zachwyciła mnie niegdyś tak bardzo, że bez wahania sięgnęłam po audiobooka w wykonaniu Kazimierza Kaczora (chwilami gawędziarski styl powieści i jego głos dają wrażenie, jakby naprawdę ktoś snuł tę opowieść nad kuflem piwa U Fleků). Jest to oczywiście całkiem inne doznanie niż czytanie tekstu, ale też wspaniały sposób, żeby odświeżyć sobie dawno przeczytane lektury, które dzięki mistrzowskiej interpretacji zyskują nowy urok.
Po latach, inny wymiar zyskują niektóre frazy - tak choćby, jak słowa komiwojażera:
„Proszę państwa, największą firmą na świecie jest Kościół katolicki. Firma ta handluje czymś, czego nikt nigdy nie widział, czego nikt nie dotknął, jak świat światem nikt tego nie spotkał, i to jest, proszę państwa, to, co ma na imię Bóg.”
Historia życia człowieka, który zaczynając od zera staje się idealnym
kelnerem, następnie milionerem, właścicielem niezwykłego hotelu, opowiedziana jest w niebywałym, brawurowym stylu. Przywodzi na myśl zarówno Zaklęte rewiry, jak i Sześć wcieleń Jana Piszczyka (albo film Zezowate szczęście - jak kto woli). Nie da się także uniknąć skojarzenia z Pociągami pod specjalnym nadzorem - klimat czeskiego stoicyzmu jest wszechogarniający, nawet w najbardziej dramatycznych scenach książki.
„Kiedy zaczynałem w hotelu „Praga”, złapał mnie szef za lewe ucho, wytargał za nie i mówi: —Jesteś tu za pikolaka i pamiętaj, niczego nie widziałeś, niczego nie słyszałeś. Powtórz. — Więc powiedziałem, że niczego w lokalu nie widziałem i niczego nie słyszałem. A szef wytargał mnie za prawe ucho i krzyczy: — Ale zapamiętaj też sobie, że wszystko musisz widzieć i wszystko słyszeć. Powtórz.— No więc powtórzyłem zdziwiony, że wszystko będę widział i słyszał, i tak to się zaczęło.”
Ale ta książka, to nie tylko opowieść o dziwnych przypadkach życiowego farciarza - to także bardzo ładnie opowiedziany kawałek dziejów tej części Europy. Opowiedziane bez patosu, bez martyrologii, bez zadęcia IPN-owskiego i bez traumatycznych obciążeń. Skojarzenie z filmem Munka jest nadzwyczaj silne.
Pod pozorem miejscami błahej, miejscami poetycko smutnej historii naiwnego, niewykształconego, dobrodusznego człowieczka (wszak Jan Detsche to Jan Dziecię) zaplątanego w wielką Historię, Hrabal zdołał przekazać swoistą filozofię życia pełnego prostych, ale przejmujących marzeń, które bywają tak zwodnicze, że nie zawsze pozwalają podążać prostą drogą. Obserwując gości hotelowo-restauracyjnych, właściciela hotelu, szefa restauracji, obera rewiru, pikolak uczy się norm, zasad obowiązujących w tym środowisku - uczy się konformizmu.
Bohater nie dostrzega Anschlussu Czechosłowacji, bo skupia uwagę na mundurach faszystowskich sanitariuszek. Uznaje, że należy mu się w naturalny sposób majątek zdobyty wskutek eksterminacji Żydów. Ale bez protestu przyjmuje wątpliwe dary lasu - w tym narodziny ułomnego synka, czy śmierć żony. W przedziwny sposób jednak nie traci swojej niewinności, która przebija w każdym słowie gawędziarza do ostatnich stron powieści-słuchowiska. Delikatny uśmiech w głosie Kaczora nieprawdopodobnie przybliża tę postać.
Jan Detsche stojący wyprostowany przed brunatnymi koszulami przy bębnach „Lohengrin” Wagnera, komunistyczny łącznik, więzień na Pankrácu, polityczny więzień 1948 roku, milioner wykładający podłogę i ściany banknotami, burżuj zesłany na roboty leśne, to ta sama osoba, co wcześniejszy pikolak, kelner, bywalec burdelu, król zaklętego rewiru, mąż i ojciec. Jan Detsche zaczyna, jako człowiek, którego celem są pieniądze i idące za nimi uznanie, a kończy jako odludek, dla którego blichtr wielkiego świata niewiele znaczy. Jest pogodzony ze sobą, choć jego towarzystwem pozostają jedynie zwierzęta. Ta biblijna przemiana nie jest nowym zabiegiem w literaturze, ale opowiedziana przez Hrabala wydaje się bardziej wiarygodne niż kiedykolwiek wcześniej.
Niektóre sceny odmalowane są tak sugestywnie, że nie sposób ich zapomnieć: balonowe manekiny unoszące się pod sufitem zakładu krawieckiego, bohater obsługujący abisyńskiego
cesarza, pieczenie wielbłąda faszerowanego antylopą czy ozdabianie kwiatami brzucha
ukochanej. Sceny opisujące starania o niemiecką żonę, badania w celu ustalenia stanu zdrowia i przydatności z punktu widzenia zdrowego chowu niemieckiej rasy powodują z kolei dreszcz i nieuchronne wspomnienie niedawnej lektury Higienistów Zaremby Bielawskiego.
Audiobook nie zastąpi powieści (wiele fragmentów pominięto), ale słuchanie tej mistrzowskiej interpretacji to przygoda sama w sobie. Koniecznie!