Opowieści, anegdoty, trochę złośliwostek i szydery, ale w najlepszym możliwym stylu, na jaki stać wyłącznie intelektualistę. Czyta się to lekko i przyjemnie, pomimo że nieuchronnie prędzej, czy później, trzeba się zmierzyć z faktem, że czytamy wspomnienia człowieka, który przyłożył rękę do skonstruowania bomby atomowej.
Ale podobnie, jak w przypadku każdej autobiografii, zastanawia mnie ludzkie pragnienie, żeby zejść z piedestału i na chwilę stać się człowiekiem...