Zbiór opowiadań w stylu post-apo stanowiący debiut Michała Gołkowskiego. Koncept ukraińskiej Zony z powieści braci Strugackich i późniejszego filmu Andrieja Tarkowskiego okazał się na tyle nośnym tematem, że przenika nawet do polskiej fantastyki i popkultury.
Ja zdecydowanie wolę Strugackich, bo tam fantastyka służy przemyceniu ważnych treści filozoficznych, co dla wielbicielki Lema jest warunkiem niezbędnym zaangażowania emocjonalnego i racjonalnego. W Ołowianym świcie postać bohatera jest jednowymiarowa i pusta, a jego peregrynacje i rozwalanie kolejnych anomaliów przypomina oglądanie gry komputerowej, w którą gra ktoś inny i nawet nie pozwala nam na chwilę samodzielnie zaszaleć.
Ale dajmy szansę Gołkowskiemu - może jego bohaterowie z czasem zaczną nie tylko mówić, ale i rozmawiać?