niedziela, 22 grudnia 2019

Patrick Süskind "Kontrabasista" (reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia)


Tym razem nie o opowiadaniu Kontrabasista, ale o sztuce według opowiadania Patricka Süskinda. Monodramie, który od 25 lat przy niezmiennie pełnej widowni gra Jerzy Stuhr. 

Prosta, ale niezwykła metafora, w której kontrabas okazuje się szyfrem losu. Nie sposób nie zastanowić się, czy sami dokonaliśmy w życiu właściwych wyborów - chociażby instrumentu, na którym teraz dzień po dniu musimy grać... 

Nie byłoby jednak fenomenu tej sztuki bez Jerzego Stuhra. Uprawia w niej jakiś niezwykły typ aktorstwa, dość bliskiego one man show, ale jednak ulokowanego gdzieś na pograniczu gatunków. Aktor zwraca się w stronę publiczności i nie ukrywa, że ona jest obecna, więc na pewno nie jest to (przynajmniej pod względem aktorskim) tradycyjny monodram. Równocześnie w żadnym razie nie przypomina ten występ tak popularnych na zachodzie stan-upów: konstrukcja formalna jest tu bardzo radykalna. Mnóstwo napięć, niezwykły dramatyzm, wyraźnie zarysowana historia, która zbliża się do jakiegoś niepokojącego punktu kulminacyjnego. 

Koncentracja na aktorze jest stuprocentowa - nie jestem w stanie pojąć, jak aktor może wytrzymać takie napięcie. Są oczywiście przerywniki muzyczne (bądź co bądź to rzecz także o kontrabasie), ale aktor stale obecny jest na scenie - wytchnienia wielkiego zatem nie zazna.

Dwugodzinny występ zlatuje w mgnieniu oka. I pozostawia z poczuciem dziwnego niepokoju. No bo czy doprawdy potrzebny był mi akurat kontrabas?

A pół żartem - gdyby każdy kontrabasista był jak Charlie Haden (poniżej), to pewnie tego monodramu w ogóle by nie było ;-)