piątek, 3 maja 2019

Tadeusz Bartoś "Wolność, równość, katolicyzm"


Czy współczesny Kościół potrafi i chce wyjść na przeciw dzisiejszemu człowiekowi? Czy chce przyjąć do wiadomości to, kim on jest, jak myśli, jak przeżywa swoje człowieczeństwo?

Były dominikanin, Tadeusz Bartoś nigdy nie skrywał swoich przekonań, które przedstawiał w licznych wywiadach i tekstach. Krytyczny stosunek do wielu zjawisk w Kościele, wobec nauczania Kościoła, wobec archaicznej struktury jego funkcjonowania i niedopasowania do współczesnego świata. 

Bartoś odważnie - zważywszy na oficjalne nauczanie polskiego Kościoła - krytykuje system kościelnej zależności, w którym gubi się poczucie własnego życia i tożsamości, a nawet zdolności do samodzielnych wyborów moralnych. Zdaniem autora, blokując możliwość zadawania pytań i kontestowania niektórych poglądów, system taki nie sprzyja samodzielności i dojrzewaniu ludzkiego sumienia. 

Najciekawsze są, przedstawione w książce, próby ujęcia i interpretacji rozmaitych kulturowych i filozoficznych kontekstów wiary chrześcijańskiej. Chrześcijaństwo jest tu punktem wyjścia analizy wszystkich niemal aspektów ludzkiego bycia w świecie. 

I nawet ja - jako osoba niewierząca - ulegam urokowi dawnych tekstów Akwinaty, kiedy Bartoś powołuje się na niego, pisząc o "naturalnej" moralności jednostki ludzkiej i przekonaniu, że nie ma potrzeby brać w karby "ludzkiej bestii". Podkreśla, że w antropologicznym kontekście wychowanie religijne niezdolne do zawierzenia człowiekowi przybliża się niebezpiecznie do edukacji więziennej i staje się po trosze resocjalizacją. Przytacza stwierdzenie św. Tomasza z Akwinu: Chrześcijanin powinien raczej znieść ekskomunikę niż działać wbrew swemu sumieniu, a niesprawiedliwie nałożona klątwa kościelna nie osłabia życia w łasce lecz je wzmacnia.

Autor pisze, że mamy w Polsce do czynienia z katolicyzmem niekiedy niezdolnym do konfrontacji, nieodpornym na krytykę, nieprzygotowanym do koegzystencji i dialogu z myślącymi inaczej, skłonnym do przyjmowania natychmiast postawy obronnej (a jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak). Tego typu sytuacja buduje binarny podział świata: my − dobrzy i oni − źli: wrogowie Kościoła. Pięćdziesiąt lat komunizmu w Polsce wzmocniło jeszcze ten dwubiegunowy sposób przeżywania świata.

Gorzkie słowa dotyczą też szczególnej kondycji polskich zgromadzeń zakonnych, które utrwalają psychiczną niesamodzielność swoich członków, przekraczają dopuszczalne granice ingerencji w osobiste życie drugiego człowieka, doprowadzając niekiedy do ubezwłasnowolnienia, złamania charakteru i w istocie do psychicznego niewolnictwa. Te słowa wydaja mi się tym bardziej prawdziwe, że wcześniej niż Wolność, równość... czytałam Zakonnice odchodzą po cichu Marty Abramowicz. Problem ignorowania kwestii psychologii we współczesnym kościele przy jednoczesnym spadku powołań wydaje się po prostu oczywisty.

Nie sposób w krótkim opisie zawrzeć bogactwa myśli i spokoju, jaki tchnie z tej książki... I smutkiem napawa gorzkie zakończenie.


Notatki:
  1. W nowożytności olbrzymią role odegrało ideologiczne na modłę scjentystyczną podejście do prawdy i dogmatu. XIX i XX-wieczni scjentyści uważali, że nauka dostarcza ostatecznych prawd na temat świata. Teologia, nie chcąc być gorsza, przypisała dogmatom katolickim podobną funkcję ostatecznych odpowiedzi. Wiara więc zaczęła udawać wiedzę na modłę pozytywistyczną, jakby rywalizując z ówczesną naukowo-postępową frazeologią. Zagubiono bardziej hermeneutyczne rozumienie dogmatu.
  2. Podczas gdy teologia starała się umocnić swoja pozycję jako nauka w klasycznie nowożytnym sensie, w rozumieniu samej nauki i naukowości nastąpił gwałtowny przełom. Scjentyzm umarł śmiercią naturalną. Tego jednak Kongregacja Nauki i Wiary jakby nie dostrzegła. Od czasu zmian w obrazie świata fizycznego, związanych z odkryciami między innymi Alberta Einsteina, tezy naukowe zaczęły być traktowane nie jako ostateczne prawdy, lecz hipotezy. Karl Popper pisał, że odkrycia naukowe maja charakter hipotetyczno-dedukcyjny. Oznacza to, iż za obowiązującą uznaje się taką teorię naukową, która najlepiej organizuje dostępna wiedzę (doświadczenie) i skutecznie opiera się krytyce, a więc próbom jej falsyfikacji.
  3. Rozwój i zmiany w rozumieniu wiary wynikają także z nowego spojrzenia na historię. Dokonało się przejście od myślenia w kategoriach prawd wieczystych, wieczystej filozofii czy teologii, do kategorii prawd historycznych, teologii i filozofii rozumianych historycznie. (...) po wielu bolesnych oporach, związanych z potępianym w Kościele prawie do Soboru Watykańskiego II (do 1959 r.) modernizmem (ruch postulujący stosowanie badań historycznych do religii), przyjęto główne zasady myślenia historycznego, wraz ze zgodą na reguły hermeneutyki filozoficznej, która postuluje uświadomienie sobie w procesie rozumienia własnych przed-założeń (ograniczeń).
  4. Wcześniejszy opór, tak silny, iż obłożono zakazami zarówno twórców katolickiej historyczno-krytycznej egzegezy biblijnej (Marie-Joseph Lagrange), jak i współtwórców historii teologii i historii dogmatu (Yves M. Congar, Marie-Dominique Chenu) - wynikał z przekonania, że spojrzenie historyczne na prawdy wiary uczyni owe prawdy relatywnymi. Tymczasem relatywizacja, jaka przyniosło owe myślenie historyczne, polegała przede wszystkim na odrzuceniu dogmatyzmu nowożytnej mentalności scjentystycznej, która przeniknęła głęboko (w sposób nieuświadomiony) do życia kościelnego.
  5. Kościół nadal kurczowo trzyma się metodologii scjentystycznej: prób formułowania prawd teologicznych, odbiegających od ujęć tradycyjnych, nie uznaje się za hipotezy badawcze, lecz za definitywne rozstrzygnięcia.
  6. W efekcie teologowie poszukujący nowych rozwiązań narażeni są na ryzyko kłopotów dyscyplinarnych, dochodzenia i procesu, a w efekcie nakazu milczenia, zakazu publikacji czy usunięcia z pracy. Panuje więc zrozumiała niechęć do samodzielnego myślenia. Mało kto jest tak szalony, by narażać w ten sposób siebie i swoją przyszłość naukową. Zabija to wydatnie zdolność do myślenia twórczego, a preferuje immanentną, z biegiem czasu interioryzowaną (a więc nieuświadamianą) autocenzurę.
  7. Usunięcie z Katedry Teologii jednego z najważniejszych katolickich myślicieli XX wieku Hansa Kuenga, historia kłopotów z Kongregacją innego wielkiego teologa katolickiego, dominikanina Edwarda Schillebeeckxa, a ostatnio także kłopoty wybitnego jezuity Jacques'a Dupuis, są dla wielu wystarczającym ostrzeżeniem, by się nie wychylać. (...) Teolog to zazwyczaj duchowny, więc zarówno zawodowa, jak i życiowo, bardziej niż człowiek świecki zależny jest od przełożonych kościelnych.
  8. Może zamiast ortodoksji (właściwy sposób myślenia) warto postawić na ortopraksję (właściwy sposób działania) - w tym przede wszystkim przykazanie miłości, obejmujące zrozumienie i akceptację wobec inaczej myślących.
  9. Poważna i otwarta dyskusja teologiczna jest w Polsce trudna do zrealizowania, ponieważ nie ma takiej potrzeby w Kościele polskim. (...) Katolicyzm polski w swoim głównym nurcie jest antyintelektualny, antyteologiczny, oparty na tradycji, uczuciach, zwyczajach, patriotyzmie itp. Praktyki religijne motywowane są często silnym lękiem przed potępieniem, pełnią funkcje przystosowania społecznego. Jest w swoim głównym nurcie katolicyzm polski rytualizmem, będąc nie tyle refleksją, ile zwyczajem. Dorośli ludzie, którzy uważają się za wierzących (...) kiedy wkraczają w obręb spaw religii, nierzadko zawieszają w całości racjonalny wymiar swego człowieczeństwa i przestają używać rozumu.
  10. O. Edward Schillebeeckx OP (..) powiedział kiedyś, że polski katolicyzm nie przeszedł konfrontacji z tradycja oświeceniową. Zajęty innymi sprawami, takimi jak XIX i XX-wieczna walka o niepodległość, pozbawiony przez dziesiątki lat własnych instytucji religijnych, naukowych, teologicznych, raczej mesjanistyczny niż racjonalistyczny, nie miał okazji, ochoty i możliwości konfrontacji z ideami nowożytności. Nie było krytyków, do których trzeba byłoby się odnieść, a ci, którzy byli, stanowili głos tak słaby, że mogli zostać zlekceważeni.
  11. Dyskusje teologiczne w Polsce maja ograniczone możliwości oddziaływania, ponieważ brakuje przygotowanej do nich publiczności. (...) zanik wykształcenia humanistycznego i usunięcie filozofii ze szkół średnich w latach 40. XX w. przez władze stalinowskie. (...) Bez takiego wykształcenia problemem staje się komunikacja społeczna (jedni nie rozumieją drugich), niemożliwe jest społeczeństwo obywatelskie, a ludzie nie są rządzeni jak wolni, lecz jak niewolnicy: za pomocą kija i marchewki.
  12. (...) dlaczego w historii Kościoła teologowie tak często nie zdawali egzaminu? Dlaczego ich teologia nie ochroniła Kościoła przed zgubnym powiązaniem z państwem, a lektura Ewangelii nie uczyniła wrażliwymi na prześladowania i poniżanie niewierzących w imię wiary? Dlaczego nie protestowali, tylko uzasadniali przekonanie, że heretyków należy karać śmiercią?
  13. Dziś dostrzegam wielkie szanse rozwoju teologii w związku z paradygmatycznymi zmianami, jakie nastąpiły w rozumieniu ludzkiej wiedzy. (...) [uprzednio] pod wpływem scjentyzmu i szczególnej atmosfery poszukiwania pewności wypaczone zostało w teologii rozumienie prawd wiary i dogmatów. Jeśli nauka dawała ostateczną wiedzą o rzeczywistości, teologia też chciała dawać taka wiedzę. Kto ma prawdę ten ma władzę.
  14. Nawet niejasność wypowiedzi zostaje poddana procesowemu dochodzeniu (jak to było w przypadku Jacques'a Dupuis i wielu innych katolickich teologów), nie mówiąc już o tym, że w ramach takiego sposobu myślenia nieortodoksyjne ujmowanie problemów jest uznawane za wielkie zło. Nie wolno myśleć inaczej o prawdach wiary, aniżeli dopuszcza to tradycja. W oczach Kongregacji Nauki i Wiary pluralizm interpretacji teologicznych jest niebezpieczny, szkodliwy dla wiary. (...) Różnorodność interpretacji w starym paradygmacie wiedzy jest uznawana za odejście od prawdy, skoro prawda jest tylko jedna i można ją definitywnie posiąść.
  15. A przecież wiemy, że odwaga i determinacja niektórych teologów sprawiła, że kilkaset lat temu przerwano eksterminację Indian w Ameryce (Bartolomeo de las Casas). (...) Teolog musi mieć odwagę stanąć po stronie człowieka. Może to jednak oznaczać, że przyjdzie mu stanąć przeciwko władzy, od której zależy.
  16. Różnice nie niszczą pierwotnej jedności, lecz paradoksalnie ją budują. (...) Analogie znaleźć możemy nawet w tradycji żydowskiej, gdzie jednomyślność niektórych głosowań Sanhedrynu z mocy prawa czyniła je nieważnymi (zachodziło podejrzenie zmowy).
  17. Niepokojący głos Johna Graya, wyrażający popularną dziś opinię, że systemy mówiące o harmonii są totalitarne i antyliberalne, a tylko systemy ustanawiające immanentny i trwały konflikt - dają wolność. Pisze on "pluralizm wartości podważa nieliberalne twierdzenie o harmonii".
  18. [Bogowie] przestali interesować się ludźmi, kiedy ci oddalili się od świata przyrody, zamieszkali w miastach i zaczęli tworzyć kulturę. (...) w pewnym sensie historia naszej cywilizacji jest historią odchodzenia bogów.
  19. (...) kosmiczny wymiar religii, zawsze tak bliski duchowi katolickiemu (...) zastygł w bezruchu. Trzymamy go w Kościele katolickim i nie chcemy wypuścić. Dekret o obecności eucharystycznej nie czyni tej obecności spontaniczną i naturalną. Podobnie jak doznania charyzmatyków różnych obediencji, tak wiara sakramentalna zyskuje silny element wolitywny. Zbyt silny. Niekiedy tak intensywny, że usuwający się w ideologię, oddziaływanie sekciarskie. (...) Kiedy symbole milkną chcemy wymusić na nich by mówiły dalej. Stąd rozwój nabożeństw eucharystycznych, adoracji, procesji. A w protestantyzmie intensyfikacja technik autopobudzania.
  20. Stare symbole rozumiane są w nowy sposób. Nastąpiła zmiana w rozumieniu realności sakramentów. Dziś modelowana jest na wzorcu realności, którego dostarcza nowożytna mentalność, dla niej zaś najbardziej i najpełniej (jedynie) istnieją ciała. (...) Ten materialistyczny model obecności stosuje się spontanicznie w refleksji nad realnością działania sakramentalnego. Tymczasem wcześniej, w XIII w., Tomasz z Akwinu nie miał problemów z mówieniem, że obecność eucharystyczna ma charakter sakramentalny, a więc symboliczny, a nie cielesny. Odsłania to ówczesne naturalne i spontaniczne przekonanie o sile realności świata symbolicznego, co jest zgodne z przekonaniem o pierwszeństwie świata duchowego  wobec wszelkiej obecności fizycznej. Ten sposób widzenia rzeczy ginie w dalszym ciągu na naszych oczach. W Europie warstw wykształconych symbol (znak) zaczął tracić na znaczeniu już dawno, u początków nowożytności. Zaistniała więc potrzeba dekretu i posłuszeństwa, by chronić stare wyobrażenie. Trzeba było w Trydencie zastrzec dogmatem rzeczy, które kiedyś rozumiano spontanicznie. Czy jednak da się w ten sposób ochronić ducha, czy jedynie literę?
  21. Kiedy myślę o ruchach odnowy tomistycznej przed wojną we Francji, kiedy myślę o tradycjonalistach katolickich, o losie tomizmu egzystencjalnego w Polsce, wszędzie tam daje się wyczuć atmosferę poszukiwania dawnej harmonii kosmosu, ujawniającej się w pięknie filozofii wieczystej, czy odpowiednio harmonii klasycznej liturgii. (...) Pozostaliśmy sierotami kosmosu, porzucił nas ustalony porządek rzeczy, wrzuceni zostaliśmy na powrót w żywioł zbliżony bardziej do babilońskiego Enuma elisz niż początku żydowskiej księgi Genesis.
  22. (...) budowa miast, powstawanie wczesnych cywilizacji (8000-800 lat p.n.e) - pogłębia ten stan oddalenia. Religia kosmiczna staje się coraz bardziej religią człowieka. Mieszczanin Sokrates nie kontempluje przyrody, ale zaczepia młodzież na placu i pyta o definicje pojęć. Rodzi się dystans i ironia. To cechy kultury miejskiej. Protagoras mówi, że człowiek jest miarą wszystkiego, a o świecie bogów nic nie możemy powiedzieć. To także jest jakaś miara oddalenia. Życie miejskie, które rozpoczęło się w Mezopotamii kilka tysięcy lat przed Chrystusem, odcięło człowieka stopniowo od kontaktu z przyrodą, coraz bardziej kierując jego uwagę na drugiego człowieka.
  23. Swoiste uwieńczenie greckiego etapu tego procesu obserwować możemy w sylogistyce Arystotelesa, która jest wyrazem uniwersalnych form ludzkiego myślenia. Odkryto w niej niezależne od mity prawa logiki, nauczono się myśleć warunkowo, rozważano warianty, budowano alternatywy. Zasady konsekwencji wzięte z opisu Parmenidesowego bytu, połączone z Sokratejskim zapałem definiowania dały efekt niezwykły w postaci rachunku nazwy i teorii języka. Uchwycono odrębność języka, jego własny byt i uświadomiono sobie twórczą funkcje człowieka.
  24. W nowym obrazie świata nie ma Stwórcy w ogóle, hipoteza Boga okazała się niepotrzebna. Sztuczność, z jaka Kartezjusz wprowadził Boga do swego systemu, ukazywała dobitniej jeszcze zbędność tej hipotezy aniżeli słynne powiedzenie Laplace'a.* Od Kartezjusza żyjemy w świecie immanentnym, dla siebie samego będącym absolutną, bo jedyną rzeczywistością.
  25. Zderzenie Kościoła katolickiego z liberalnym światem. Konfrontacja ta, choć trwa już w Europie od ponad stu lat  - przynajmniej od czasu sprzeciwu Piusa IX wobec "szalonej" jak pisał, idei wolności słowa - wydaje się, nie doprowadziła do istotnych rozstrzygnięć. (...) W katolicyzmie, podobnie jak w innych religiach biblijnych, prawdy wiary uznawane są za owoc boskiego objawienia. Dlatego ogłaszając światu przesłanie pochodzące od Boga, wyznawcy czy to chrześcijaństwa, czy choćby islamu wskazują jednocześnie na własny uprzywilejowany dostęp do prawdy. Jednak słowa otrzymane od Boga trzeba jakoś rozumieć, wymagają one interpretacji. Tych zaś może być wiele. Rodzi się w sposób naturalny pytanie: kto i w jakim trybie może rozstrzygać o ich poprawności? Problem ten znajduje się dziś w centrum religijnych kontrowersji chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Jego żywotność ujawnia zwłaszcza system demokratyczny. Rozdział Kościoła od państwa zakłada, że głos religii w sprawach publicznych, w kwestiach wiary, etyki jest jednym z wielu w debacie, równy innym. W praktyce oznacza to, że można się nie zgadzać z poglądami głoszonymi przez jakiś Kościół i nie jest to rzecz niegodziwa.
  26. (...) wygodniej jest głosić, że ma się prawdę daną z góry, z urzędu, bez wysiłku. Wychowani w ten sposób duchowni ugruntowują w sobie przekonanie, że posiedli prawdę. Można ich pytać o radę, lecz nie należy pouczać. Rola nieomylnego sędziego moralności to popularny sposób odwracania uwagi od siebie. Człowiek wierzący we własny uprzywilejowany dostęp do prawdy skłonny jest przypisywać błędy innym, o sobie zaś co najwyżej powiedzieć może: "wszyscy jesteśmy grzeszni".
  27. Doktryna sobie tylko przypisująca prawdę to narzędzie groźne. Jest ekspansywna i nietolerancyjna, wymusza na wierzących uległość. Przykład idzie z góry i trudno się dziwić, że w kraju katolickim, takim jak Polska, kto nie zgadza się z wykładnią katolicką jakiejś kwestii, łatwo zostanie ogłoszony relatywistą, a jego wartość jako człowieka, jego godność i prawo do wolnego głosu w demokratycznej debacie zostają podważone. Ekspansywny i nietolerancyjny język podtrzymuje ducha agresji, inwazyjności, której realnym i symbolicznym zarazem przejawem są dziś media Redemptorysty z Torunia.
  28. Niewiele ma to wspólnego z nauką Jezusa. (...) jak wyjaśniał, jak przekonywał słuchaczy (...) widzimy Jego żywo reagujących uczniów, którzy chcą się uczyć, pytają mają wątpliwości. Brak przymusu myślenia, otwieranie oczu, otwarta dyskusja, a nie pogróżki - tylko w takiej atmosferze można się zbliżyć do prawdy o Bogu. Coś podobnego, przy zachowaniu odpowiednich proporcji, powiedzieć możemy o wielkiej tradycji teologii uniwersyteckiej średniowiecza: sprawy stawiano tam w kwestiach, analizowano za i przeciw. Była to, mimo wszystkich historycznych ograniczeń, kultura debaty - uniwersytetu właśnie. Plus ratio quam vis - oto piękny, choć nie do końca zrealizowany postulat tamtego świata. W następnej epoce teologie wykładano już inaczej. Nie w debacie, ale w tezach - do zapamiętania.
  29. Kościół boi się, lęka o siebie, drży przed śmiercią starych form, własnego stanu posiadania, przyzwyczajeń, mentalności, stylu życia. Głosi więc własną wyższość, lepszy dostęp do prawdy. Nie chce umierać. 
  30. Augustyńska wizja człowieka była dramatyczna: człowiek rozdarty walczyć musiał do śmierci przeciw sobie, by ocalić swoje człowieczeństwo, by zachować przyjaźń z Bogiem. Harmonia wewnętrzna to złuda. Podobną wizje człowieka, co może być pewnym zaskoczeniem, reprezentował twórca psychoanalizy Zygmunt Freud. Dla niego także człowiek był bytem z istoty niespójnym, rozdartym, a wewnętrzna harmonia, pojednanie popędu z kulturą, była nierealną mrzonką.
  31. Tomasz z Akwinu tymczasem bronił w swych traktatach idei wewnętrznego uporządkowania człowieka. Harmonia "erosa" i "agape" jest czymś osiągalnym.
  32. (...) wiara w Boga jest humanizmem, a teocentryzm staje się w istocie antropocentryzmem. By kochać trzeba miłości doświadczyć.
  33. Aby uszanować odmienną kulturę, tradycję, trzeba dostrzegać jej sens. I trzeba jeszcze - paradoksalnie - rozumieć sens własnej kultury. Spokojna neutralna pewność własnej tożsamości pozwala bez obaw patrzeć na odmienność. "Inny" budzi lęk tylko wtedy, kiedy jego bycie kwestionuje moje bycie w świecie. 
  34. Awicenna sformułował zasadę odróżnienia istoty od istnienia, które stało się podstawową tezą metafizyki Tomasza z Akwinu. Na początku IX wieku matematyk Al-Khwarizmi przyswoił z Indii system dzisiętny. Arabowie stworzyli algebrę i trygonometrię. Ich osiągnięcia w astronomii przygotowały grunt pod odkrycia Kopernika. W tych wymiarach Europa pozostaje dzieckiem Islamu. 
  35. Islam nie jest religią bardziej podatna na fundamentalizm niż chrześcijaństwo, judaizm czy hinduizm. Jego zasady nie są wrogie nowoczesności, umożliwiają stworzenie świeckiego państwa - pisze Karen Armstrong w książce "Krótka historia islamu". Fundamentalizm obecny we wszystkich religiach najpierw dał znać o sobie pośród chrześcijan. Był reakcją obronną na procesy sekularyzacyjne. (...) Islam jednak wyróżnia się w tej panoramie traumą zderzenia z sekularyzacją. Nie była ona skutkiem naturalnej ewolucji (jak to po części działo się z chrześcijaństwem), lecz wprowadzona została w XX w. siła, przez autorytarnych przywódców, między innymi w Egipcie, Iranie, Turcji i Pakistanie. Kojarzona była z niszczeniem tradycji, burzeniem starego świata religii. (...) Obrońców religijnych tradycji islamu więziono latami, torturowano i zabijano. Gwałtowność ataku przesądziła o sile fundamentalistycznej reakcji. (...) Przypomina to do pewnego stopnia zderzenie katolicyzmu w naszym kraju z ateistyczną dyktaturą komunistów.

* Pierre Simon Laplace (1749-1827) francuski matematyk i astronom. Na pytanie Napoleona I, dlaczego w rozprawie o wahaniach okresowych Saturna i Jowisza nie ma wzmianki o Bogu: Mais Ou est Dieu dans tout cela?", miał odpowiedzieć, że ta hipoteza nie jest mu potrzebna: "[Sire,] Je n'ai pas eu besoin de cette hypothese".