Książki Sylwii Chutnik uwielbiam wszystkie bez wyjątku! Ale Cwaniary mają w sobie zarazem urok tyrmandowskiego Złego, tarantinowskiego Kill Billa a nawet Życzeniem śmierci z Charlsem Bronsonem. Jest w tej książce walka w słusznej sprawie, chęć odwetu, branie sprawiedliwości we własne ręce - i to przez dziewczyny, których pewnie nie chciałoby się spotkać na ulicy. Wszystko przerysowane, absurdalne, komiksowe, ale świetnie oddające takie najprostsze nasze pragnienia, żeby "wreszcie ktoś zrobił z tym porządek"! Idą w ruch kastety i ordynarne mordobicie, ale każda z bohaterek skrywa jakąś własną traumę lub tajemnicę: rak, przemoc domowa, odrzucenie i ból po stracie ukochanego. Taka nasza babska codzienność.
Obok tego - typowe dla Sylwii Chutnik - wątki warszawskiej miłości, czułości dla spraw codziennych, zagubienia i kobiecej kruchej trwałości. „Cwaniary” to powieść, która nie daje się łatwo zaszufladkować. Głównie chyba literacki manifest kobiecej siły, gniewu i solidarności, osadzony w miejskim krajobrazie Warszawy. To historia czterech kobiet – Haliny, Celiny, Stefy i Bronki – które postanawiają wziąć sprawiedliwość w swoje ręce. Ich codzienność to nie tylko walka z patriarchatem, ale też z traumą, żałobą i chorobą.
Nie bez powodu już pierwsze strony książki wprowadzają nas w świat, gdzie „zemsta” staje się formą terapii i sposobem na odzyskanie kontroli nad własnym życiem. Jak pisze Chutnik:
„Tylko zemsta może uratować wszystkie sprzątające kobiety w wałkach, w podomkach, w uwięzieniu między odkurzaczem a pralką. Tylko wendeta śniadaniowa, pokawowa, nagła potrafi idealnie zaspokoić rozedrgane zmysły.”
Bohaterki „Cwaniar” to nie są grzeczne dziewczynki. To kobiety, które „biją się na pięści, noże i pałki z tzw. męskim marginesem społecznym”. Ich działania są brutalne, ale wynikają z potrzeby obrony siebie i innych. Halina, w zaawansowanej ciąży, odwiedza grób zamordowanego partnera i planuje zemstę. Bronka, prawniczka z terminalnym rakiem, celebruje śmierć jako ostatni akt wolności:
"Lato w pełni, czas umierać".
Warszawa w „Cwaniarach” to nie tylko tło – to żywy organizm, pełen kontrastów i napięć. Chutnik pisze:
„Bo Warszawa jest jak kromka chleba. Smaczna, zapychająca, ale niezdrowa. Ugniata się w brzuchu i rośnie w nim na zakalec. [...] Czkawka miejska, nie do zatrzymania.”
To miasto, które jednocześnie przyciąga i odpycha, daje siłę i odbiera nadzieję.
Autorka - jak zawsze - nie stroni od ironii i groteski. W jednym z fragmentów czytamy:
„Stare przysłowie gospodyń domowych mówi, że jeśli umiesz upiec ciasto, poradzisz sobie z każdym zabójstwem.”
To zdanie doskonale oddaje ton powieści – balansujący między absurdem a brutalnym realizmem.
„Cwaniary” to także opowieść o kobiecej wspólnocie. Bohaterki, choć różne, łączy wspólny cel i doświadczenie przemocy. Chutnik nie boi się poruszać tematów trudnych: przemocy domowej, choroby, śmierci, samotności. Robi to jednak z literackim wyczuciem i empatią. Jej bohaterki są pełnokrwiste, nieidealne, ale przez to autentyczne. Ich walka – choć często przegrana – ma sens, bo jest wyrazem sprzeciwu wobec świata, który nie daje im miejsca. „Cwaniary” to książka, która boli, śmieszy i inspiruje. To literacka opowieść o tym, że kobieta ma prawo być zła, ma prawo się bronić, ma prawo do gniewu. I że ten gniew może być początkiem zmiany.

