Odwrócenie chronologii wydarzeń sprawia, że finał historii poznajemy już na samym początku, a potem śledzimy fabułę, poszukując odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że doszło do procesu sądowego głównego bohatera. Tocząca się rozprawa rekonstruuje wydarzenia będące jej bezpośrednim powodem, podczas gdy czytelnik poszukuje informacji, jakie są zarzuty wobec duchownego zasiadającego na ławie oskarżonych.
Autor umiejętnie buduje napięcie, zagęszcza atmosferę poprzez niedopowiedzenia i pozostające jakby pomiędzy wierszami pytania. Duch samotnika wobec ducha samotniczki – ta pozorna symbioza, staje się milczącą wojną silnych charakterów siostry Dorotey, oraz brata Junoya. Niezwykle wymowna cisza, język nienawiści, który echem odbija się od kamiennych ścian klasztoru La Ràpita, nie służy pokrzepieniu serc, w tej trudnej drodze jaką wybrały siostry Zakonu Cysterskiego Ściślejszej Obserwacji w Całkowitym Ubóstwie.
Brat Junoy po przybyciu do klasztoru, pozbawiony przyjemności z obcowania z muzyką i wtłoczony w dosyć monotonny tryb dnia i posługi popadł w apatię, którą przerwało pojawienie się w monasterze dwóch nowicjuszek. Młode siostry tak samo nie potrafią poddać się surowej klauzurze; wyobcowane, przytłoczone surowymi zasadami, szukają wsparcia u siebie nawzajem. Ich spowiednik wspiera ich w trudnych chwilach, niejednokrotnie występując przeciw regule zakonu. Kapłan po trochu z powodu zgoła innych wyobrażeń o sensie pokuty i wiary, niż wykazuje matka Dorotea, a po trochu powodowany frustracją odcięciem od świata muzyki (skierowanie do klasztoru, w którym panuje klauzula milczenia, bohater może traktować wręcz jako zesłanie) rozbudza drzemiące w murach klasztoru demony. Bardzo szybko staje się jasne, że między Junoy i Doroteą rozegra się najważniejszy dla fabuły konflikt. Choć oboje mają ze sobą wiele wspólnego (wrażliwość artystyczna, podświadome dążenie do ideału) i hołdują skromności oraz wierności wierze jako nadrzędnym wartościom, to mają zgoła inny punkt widzenia na to samo zjawisko. A oboje są całkowicie pewni swoich racji.
Odcięty od swej pasji, pozbawiony
możliwości gry na instrumentach, wysłuchujący w każdy piątek trzydziestu
kilku niemal identycznych spowiedzi (w których grzechem było np.
wspomnienie dnia sprzed wstąpienia do zakonu) duchowny uważa, że źle się
dzieje w La Rapita, a surowe zasady przynoszą więcej szkody niż pożytku,
umartwianie się nie przybliża do świętości, efektem są choroby,
halucynacje itp. Jego poglądy stoją w sprzeczności ze statusem zakonu i
ideami, którym wierna jest ambitna siostra Dorothea. Junoy twierdzi (jak
Św. Tomasz z Akwinu), że zło jest brakiem dobra neguje istnienie
diabła. Uważa, że:
“Rapiteńskie ubóstwo jest jałowe. Jest … podszyte ambicją, wyuzdaniem, bo zrobiłyście z niego cel sam w sobie, a nie środek na drodze do świętości. Co z tego, że będziemy ubodzy, jeśli ograniczenia stłamszą w nas ducha?” (s. 214)
Junoy nie zgadza się z karą nałożoną na dwie
nowicjuszki, Rozalię i Clarę, dziewczęta zagubione w zakonnej
rzeczywistości, samotne w swych rozterkach, obawach, cierpieniach. Nieuchronny staje się konflikt między zasadniczą matką przełożoną i spowiednikiem.
Autor doskonale rysuje też sylwetki innych bohaterów, nie tylko pary antagonistów. Uwagę przykuwa bez wątpienia ponadstuletnia siostra Margarida, która wbrew oczekiwaniom innych mniszek, w tym szczególnie matki przełożonej, nie zamierza umrzeć i mimo ślepoty widzi więcej niż wszyscy pozostali mieszkańcy Rapity. Albo biskup Maurycy, którego ambicja doprowadziła "do nadciśnienia, nadkwasoty i bezsenności".
"Wobec ogromu zawiści, z jaką spotykał się na każdym kroku uzmysłowił sobie, że marzenie o dojściu do papieskiej godności było dziecinną mrzonką. Ale nadal uważał, że może dobrze przysłużyć się Kościołowi swoimi predyspozycjami, które sprowadzały się głównie do tego, że umiał wyczuć, czyjej sutanny w danym momencie opłacało się uczepić".
Ciszę przerywa Adela, później znana jako siostra Clara – nowicjuszka, której nieposkromione serce szukało uwolnienia. Młoda dziewczyna pozornie szczęśliwa z drogi, którą obrała, odnajduje bratnią duszę w postaci siostry Rosalii, która czuje się równie samotna wśród obcości murów klasztoru. Złamanie reguł Zwyczajnika, doprowadza do lawin wydarzeń, których ofiarą staje się brat Junoy, a najwyższą cenę przyjdzie zapłacić jednej z sióstr.
Wszystko to – misterna fabuła, zręczny dowcip, ciekawe postaci – pozwoliło autorowi na wyłożenie swoich przekonań, skłonienie czytelnika do refleksji na temat życiowych postaw i wyborów, wiary – w jej postaci ascetycznej i radosnej. Powieść może przypominać nieco Imię róży Umberto Eco, którego akcja również jest umiejscowiona w klasztorze. Natomiast atmosferą i tematyką może przywodzić na myśl Diabły z Loudin Aldousa Huxleya. Na pewno ciekawym zabiegiem było przyjęcie formy procesu sądowego; co pozwala na bezpośrednią konfrontację bohaterów. Choć prawdą jest, że sympatia autora najwyraźniej pozostaje tyko przy jednej ze stron.
Styl Cabre jest bardzo charakterystyczny, wymaga od czytelnika
skupienia nad tekstem, bowiem jednym zdaniu mamy do czynienia z
połączeniem narracji odautorskiej z wypowiedzią bohatera. Oto przykład:
“Przemierzały ciemny korytarz w całkowitej ciszy, przerażone naruszeniem nakazu milczenia, ale z ważnego powodu, tak mi się wydaje, ojcze, bo siostra Clara skarżyła się, że jest chora i nie mogłam zostawić jej samej; ależ oczywiście, córko, dobrze zrobiłaś.”
To opowieść o żądzy władzy, dumie, ambicji, fanatyzmie i ich skutkach. O konflikcie między różnymi postawami, sprzecznymi poglądami. O decyzjach, wyborach i ich skutkach. O religii i wypaczeniu idei. O poszukiwaniu sensu życia, dobru i złu, muzyce i ciszy. O cierpieniu, ludzkiej podłości, o stłamszeniu pasji. Być może nawet rację mają Ci, którzy twierdzą, że „Agonia dźwięków” to filozoficzno-religijny traktat. Co pewne – podany w jednocześnie wyszukany i przyjemny sposób. Warto spróbować, choć nie jest to lektura łatwa.