Jedna z najlepszych książek, jakie czytałam! Pełna odniesień do polityki i do literatury, mądra i wyważona, choć poglądy Graya bywają radykalne, a język dosadny.
Świeckimi ideologiami rządzi wyparta religia. W gruncie rzeczy to, co robimy, jak myślimy i jak mesjanistycznie podchodzimy do krzewienia demokracji zdradza głębokie uwikłanie w chrześcijanistyczne podejście do świata. Gray sam przyznaje, że truizmem jest dzisiaj stwierdzenie, że komunizm, neoliberalizm czy progresywizm, to po prostu świecka religia. Dorzuca do tego kanonu dogmatów solucjonizm technologiczny.
Cały wywód oparty jest na przekonaniu, że o ile nauka rozwija się i jest to rozwój kumulatywny, który można uznać za postęp, o tyle etyka i polityka charakteryzują się raczej rozwojem cyklicznym, nierównym i na pewno nie kumulatywnym, a zatem nie sposób mówić w tym przypadku o postępie. Stworzone przez naukę technologie, nie zawsze będą (a często nie są) używane z myślą o czynieniu dobra. Znacznie częściej służą wojnom i ludzkiej próżności, jako kosztowne zabawki do wyniszczania przeciwników i brylowania w świecie.
Cały wywód przeprowadzony jest z magiczną wręcz zręcznością i wdziękiem. Trochę żal, że ta książka jest zbiorem felietonów, a nie monografią. Z perspektywy czasu felietony szybko się starzeją, bo w oczywisty sposób oscylują wokół bardzo bieżących wydarzeń. Te powstawały w okresie drugiej wojny w Zatoce - głupiej, niepotrzebnej i już wtedy szalenie kontrowersyjnej. Gray nie zostawia suchej nitki na Bushu i Blairze. Ale rykoszetem obrywa się każdemu, kto pod pozorami racjonalizmu w rzeczywistości ukrywa oczywiste wręcz mesjanistyczne ciągoty ku zbawieniu ludzkości przy pomocy prawd uniwersalnych. Niegdyś było to chrześcijaństwo, w czasach wojny w Zatoce - powszechna demokracja, a dzisiaj - w obliczu zagrożeń ekologicznych i wyczerpywania się zasobów Ziemi - solucjonizm technologiczny.
Konstatacja jest dość przygnębiająca - co nam pozostaje?